Isnieje podejrzenie, że umowa łamie przepisy wprowadzanego w życie pakietu, zwanego Financial Fair Play.
Niemal natychmiast po informacji o zawarciu 10-letniego kontraktu, na mocy którego za sprzedaż prawa do nazwy stadionu i miejsca reklamowego na koszulkach, Manchester City otrzyma 400 mln funtów, odezwały się głosy wskazujące, że w rzeczywistości omawiana umowa jest sprytną formą „finansowego dopingu”.
Zgodnie z wprowadzaną przez UEFA koncepcją, kluby nie będą mogły wydawać więcej niż zarabiają, co ma ograniczyć zadłużanie się. Jeżeli drużyny piłkarskie nie będą chciały, bądź potrafiły dostować się do wspomnianych regulacji, zostaną wykluczone z europejskich rozgrywek.
Sprytną furtkę wydawał się znaleźć Manchester City, który ma spore problemy ze zbyt szeroka kadrą i olbrzymimi wydatkami, jakie ponosi każdego miesiąca, płacąc ogromne pensje gwiazdorom, którzy w ostatnim czasie byli sprowadzani hurtem. Władze klubu podpisały gigantyczny kontrakt z liniami lotniczymi z Emiratów Arabskich, których właściciel jest powiązany z szefem The Citizens.
„The Independent” przeanalizował 91-stronnicowy dokument wydany przez UEFA i znalazł zapis, który wskazuje, że umowa City z Etihad Airways może naruszać przepisy finansowego fair play. UEFA nie ma, co prawda, prawa badać ekonomicznej racjonalności podpisanej umowy, która poddawana jest w wątpliwość, może jednak sprawdzić, czy istnieje więź rodzinna pomiędzy właścicielem Manchesteru City i bogatym sponsorem.
Okazuje się, że są oni spokrewnieni, a w takim przypadku UEFA może uznać dochód z umowy sponsorskiej za sfingowany, co doprowadziłoby do usunięcia Manchesteru City z rozgrywek o europejskie puchary.
Napisz komentarz
Komentarze