Czerwone Diabły odniosły piąte kolejne zwycięstwo w obecnych rozgrywkach Premier Leauge i przy niedzielnym remisie drugiego w tabeli lokalnego rywala - City, mają już nad nim dwa punkty przewagi.
Po wygranych z Boltonem Wanderers, West Bromwich Albion, Tottenhamem Hotspur i Arsenalem, tym razem mistrzowie Anglii pokonali przed własną publicznością drugą w poprzednim sezonie Chelsea. Już po pierwszej połowie prowadzili trzema bramkami i do końca spotkania nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa.
Gole dla gospodarzy zdobyli Anglicy Chris Smalling i Wayne Rooney oraz Portugalczyk Nani, a dla Chelsea Hiszpan Fernando Torres, który zaliczył dopiero drugie trafienie w barwach londyńskiego zespołu. Wygrana podopiecznych Szkota Alexa Fergusona byłaby jeszcze wyższa, gdyby w drugiej części gry Rooney wykorzystał rzut karny.
W innym ciekawym niedzielnym meczu Manchester City, który po czterech kolejkach Premier League zajmował drugie miejsce, ustępując Czerwonym Diabłom jedynie gorszą różnicą bramek, zremisował na wyjeździe z rywalem Wisły Kraków w fazie grupowej Ligi Europejskiej - Fulham Londyn 2:2. Goście wywieźli ze stolicy Anglii tylko jeden punkt, mimo że po 46 minutach wygrywali już 2:0, po golach Argentyńczyka Sergio Aguero.
Drugą porażkę z rzędu ponieśli piłkarze Liverpoolu FC. Po przegranej na wyjeździe ze Stoke City (0:1) w poprzedniej kolejce, tym razem również na boisku rywala ulegli Tottenhamowi Hotspur 0:4. Trzy gole dla gospodarzy padły dopiero w ostatnich 25 minutach gry, gdy goście grali w dziewiątkę, po czerwonych kartkach Szkota Charliego Adama (28 min.) i Słowaka Martina Skrtela (68. min).
W sobotę trzecią porażkę w Premier League poniósł Arsenal Londyn, który po pięciu kolejkach zajmuje dopiero 17. miejsce w tabeli (4 pkt). Kanonierzy przegrali na wyjeździe z Blackburn 3:4. Całe spotkanie w zespole gości rozegrał Szczęsny.
Choć dwukrotnie w tym meczu prowadzenie obejmowali londyńczycy (w 10. minucie po bramce Brazylijczyka Gervinho oraz w 34. po strzale Hiszpana Mikela Artety; w międzyczasie wyrównał Nigeryjczyk Yakubu Aiyegbeni) to ostatecznie ze zwycięstwa cieszyli się gospodarze.
Piłkarze Arsene'a Wengera ponownie fatalnie zagrali w obronie. Nie dość, że nie byli w stanie powstrzymać Yakubu, który w 59. minucie zdobył swoją drugą bramkę, to jeszcze sami dwukrotnie kierowali piłkę do własnej siatki. Najpierw uczynił to Kameruńczyk Alex Song (50.), a następnie Francuz Laurent Koscielny (69.). W 85. minucie rozmiary porażki zmniejszył Marokańczyk Marouane Chamakh.
Napisz komentarz
Komentarze