Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Bułgaria ma nowego prezydenta. Wszedł do polityki cztery miesiące temu

53-letni pilot i generał w stanie spoczynku, kandydat opozycyjnej partii socjalistycznej (BSP) Rumen Radew, który wygrał drugą turę wyborów prezydenckich w Bułgarii, wszedł do polityki niespełna cztery miesiące temu.

Według socjologa Antoniego Todorowa najważniejszą przyczyną jego sukcesu jest zmęczenie społeczeństwa polityczną dominacją centroprawicowej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii), głosowanie w proteście przeciw niej i dążenie do tego, by zobaczyć nową postać na czele państwa.

Taką postacią okazał się Radew: pilot myśliwca, generał o imponującym życiorysie. Przez trzy lata do lipca br. był dowódcą bułgarskiego lotnictwa wojskowego. Od 2005 do 2009 r. był komendantem największej wojskowej bazy lotniczej Graf Ignatiewo, a w latach 2009-2011 zastępcą dowódcy lotnictwa wojskowego.

W 1987 r. ukończył Wyższą Lotniczą Szkołę Wojskową, w 2000 r. obronił tytuł doktora nauk wojskowych w Akademii Wojskowej. Posiada dyplom amerykańskiego Air War College Maxwell, w którym kurs na temat doktryny strategii wojen powietrznych zakończył z najlepszym wynikiem spośród zagranicznych słuchaczy i z 13. spośród wszystkich 250. Jego dawni amerykańscy koledzy wyrażali poparcie dla jego kandydatury. Jego cechy przywódcze podkreślał m.in. były attache wojskowy USA w Sofii płk David J. Wilmot, który współpracował z Radewem w Gref Ignatiewo.

Radew przeszedł wszystkie szczeble w wojsku od młodszego pilota do generała brygady. Latał na pięciu typach myśliwców i ma wylatanych ponad 1400 godzin. Na jego stronie internetowej można zobaczyć nagranie z 2014 r., na którym mistrzowsko wykonuje figury akrobacji powietrznej.

Mówi biegle po angielsku, niemiecku i rosyjsku.

„Nigdy nie wypowiadałem się przeciw europejskiemu i atlantyckiemu członkostwu Bułgarii. Planowałem wiele ćwiczeń natowskich i kierowałem nimi. Kształciłem się w natowskiej akademii” – odpowiadał na zarzuty, że jako kandydat lewicy będzie dążył do oderwania Bułgarii od struktur euroatlantyckich i skierowania jej w rosyjską strefę wpływów.

Podstawę do nich daje stanowisko Radewa w sprawie Krymu, który jego zdaniem „de jure jest ukraiński, de facto jest rosyjski po przeprowadzonym referendum”. „Jeżeli chcecie udać się na Krym, do kogo zwrócicie się o wizę?” – pytał dziennikarza w telewizyjnej rozmowie.

Opowiada się również za zniesieniem sankcji gospodarczych przeciw Rosji, gdyż szkodzą bułgarskiej gospodarce. „To, że jesteśmy w UE i NATO, nie powinno automatycznie oznaczać rusofobii. Powinniśmy utrzymywać z Rosją normalne stosunki” - mówi.

Według ministra spraw zagranicznych Danieła Mitowa, gdyby Radew przedstawił tę opinię na forum międzynarodowym, „zostałby skazany na izolację i postawiony w jednym rzędzie ze środkowoazjatyckimi politykami”.

Radew opinie te głosił m.in. z uwagi na elektorat lewicy. W pierwszej turze poparło go 85 proc. tej części wyborców. Niektórzy obserwatorzy zauważają jednak, że jeśli chodzi o szczegóły, to jego poglądy różnią się od poglądów lewicy. „Od czasu do czasu rzucał jakieś słowo ku radości rusofilów i skrajnych lewicowców, lecz dystansował się od założeń programowych partii, żeby zebrać szersze poparcie tych, którzy dążą do korektywy obecnej władzy” – uważa analityk Arman Babikian.

Falę ataków po pierwszej turze ze strony przedstawicieli rządu, którzy przekonywali, że wybór „czerwonego generała” doprowadzi kraj do ruiny, skomentował: „Ataki są wyrazem politycznej bezsilności i strachu. Oni (rząd i przedstawiciele władz GERB - PAP) chcą przedstawić swoją osobistą porażkę jako narodową tragedię”.

Na pytania o to, jak przy braku doświadczenia politycznego poradzi sobie m.in. w obliczu zapowiedzianej przez premiera Bojko Borysowa dymisji w razie jego zwycięstwa, Radew odpowiadał: „Jako pilot jestem przyzwyczajony do pracy w ekstremalnych warunkach”.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama