Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Świeżość Aix

Prowansja słynie z lawendowych pól, uroczych miasteczek i krajobrazów uwiecznionych przez impresjonistów, ale tutaj również odbywa się słynny festiwal operowy.

Festiwal w Aix-en-Provence powstał w 1948 i dość szybko stał się najważniejszym wydarzeniem operowym we Francji. Obecnie jest świetnie rozpoznawalną marką operową, która jest w stanie przyciągnąć artystów i publiczność z całego świata.

W tym roku na festiwalu w Aix można było zobaczyć pięć nowych produkcji operowych oraz szereg koncertów. Ja miałem okazję zobaczyć dwie z tych produkcji. Pierwszą z nich jest „The rake’s progress” Igora Strawińskiego.

Ta pochodząca z 1951 roku opera została napisana do angielskiego libretta dwóch poetów Audena oraz Kallmanna. Opera ta nie przypomina znanych ekspresyjnych utworów Strawińskiego. Jest to raczej nieco intymne, momentami mozartowsko brzmiące, kameralne dzieło. Historia Toma Rakewella, naiwnego chłopaka z prowincji, którego degeneruje Londyn, ma pomimo pewnej schematyczności coś bardzo współczesnego.

Reżyser Simon McBurney wykazał się niezwykłą kreatywnością oraz zmysłem dramaturgicznym. Jego „Żywot rozpustnika” rozpoczyna się na pustej scenie wypełnionej jakby białymi płótnami, na której znajduje się główny bohater. Stopniowo te płótna są przecinane przez różne przedmioty, postacie, wydarzenia, które nieodwracalnie naznaczają życie Toma. Na koniec Tom próbuje bezskutecznie posklejać porwane karty swojego życia. Sam pomysł choć wydaje się dość prosty zrealizowany był z unikalną ekspresją. Przedstawienie McBurneya jest dynamiczne i świeże, nieustannie zaskakuje i prowokuje. McBurney potrafi stworzyć sceny wyjątkowo intymne, a za moment przenieść widzów w bezmiar niekończącej się metropolii.

Eivind Gullberg Jensen poprowadził Orchestre de Paris z lekkością i elegancją wydobywając z partytury neoklasycystyczną lekkość, ale również jej pastiszowy, nieco ironiczny klimat. W tytułowej roli wystąpił Paul Appleby. Ten amerykański tenor posiada dość lekki głos o lirycznej barwie, który wydawał się wprost stworzony do tej roli. Jego interpretacja była przekonująca i wyrazista. Julia Bullock jako Anne była po prostu wzruszająca. Takich interpretacji oczekuje się w operze. Jej głos był czysty, technika bez zarzutu, ale co najważniejsze Bullock była bardzo poruszająca. Andrew Watts stworzył niejednoznaczną i zabawną postać Baby the Turk. Watts to kontratenor, który miał jednak dość mocne, wyraziste brzmienie zbliżone momentami do sopranów. Kyle Ketelsen miał okazały i mocny głos świetnie pasujący do roli Nicka Shadowa.

Przyznam, że po niezwykłym przedstawieniu McBurneya, nowa produkcja „Don Giovanniego” Jean-François Sivadiera wydawała się nieco rozwlekła. Sivadier miał kilka ciekawych pomysłów. Jego Don Giovanni jest swoistą fantazją bohaterów, być może widowni.

Delikatnie sugeruje to scenografia złożona z wielu żarówek, jakby oczu zwróconych na Don Giovanniego. Główny bohater staje się uosobieniem skrywanych pragnień i lęków. Sivadier nie jest dosłowny, ale momentami brakło w jego przedstawieniu energii, a kilka scen wydawało się nie do końca dopracowanych od strony aktorskiej.

Cercle de l'Harmonie pod batutą Jérémiego Rhorera grała dość dynamicznie, ale momentami szczególnie instrumentom dętym brakło precyzji. Philippe Sly wykonał tytułową rolę w sposób przekonujący. Był on uwodzicielski i erotyczny, potrafił czarować głosem i aktorstwem. W pozostałych rolach wystąpili między innymi Nahuel di Pierro, Isabel Leonard, Pavol Breslik, Julie Fuchs oraz Eleonora Buratto.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama