Informację zamieszczoną na mediach społecznościowych potwierdził rzecznik uczelni. Zasugerował, że resort dyplomacji może obawiać się przecieku tajnych dokumentów dotyczących brytyjskich stanowisk negocjacyjnych. Ich źródłem mogliby być wykładowcy, którzy nie są obywatelami Wielkiej Brytanii.
"Brytyjski rząd regularnie korzysta ze światowej klasy naukowców LSE, aby uzyskać ich radę w szerokim zakresie spraw. (...) Wierzymy, że nasi badacze, także niebędący obywatelami Wielkiej Brytanii, mają ogromnie wartościową wiedzę ekspercką, która będzie kluczowa w okresie niepewności wokół relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską i resztą świata" - powiedział rzecznik LSE. Zastrzegł jednak, że "wszelkie zmiany dotyczące bezpieczeństwa pozostają w gestii brytyjskiego rządu".
Wśród objętych decyzją władz ekspertów są m.in. obywatele Danii, Niemiec, Włoch i Holandii. Jedna z wykluczonych osób ma podwójne obywatelstwo Wielkiej Brytanii i innego kraju członkowskiego Unii Europejskiej.
Dr Sara Hagemann, która wykłada na LSE od 2008 roku i jest Dunką, napisała na Twitterze, że "brytyjski rząd poszukiwał w przeszłości rady i wkładu merytorycznego od najlepszych ekspertów".
"Właśnie powiedziano mi, że ja i moi współpracownicy już dłużej się nie kwalifikujemy, bo nie jesteśmy obywatelami Wielkiej Brytanii" - podkreśliła na portalu społecznościowym.
Komentując decyzję resortu spraw zagranicznych, profesor prawa europejskiego na Uniwersytecie Sussex Steve Peers dodał, że "nie rozumie argumentu o wrażliwości lub bezpieczeństwie dokumentów". "Jakiekolwiek są powody (tej decyzji), będzie to odebrane jako wrogość i ksenofobia" - napisał.
Eksperci LSE, w szczególności wydziału europejskiego i administracji, przygotowywali dokumenty analityczne także w trakcie brytyjskich negocjacji dotyczących reformy Unii Europejskiej na przełomie 2015 i 2016 roku.
Według nowego projektu mają być także odpowiedzialni za analizę całego procesu rozmów dotyczących opuszczenia Wspólnoty po czerwcowym referendum, w którym Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem.
Decyzja brytyjskiej dyplomacji to kolejny sygnał o zmieniającej się retoryce rządu w sprawie migracji po tym, jak kluczowi politycy Partii Konserwatywnej - m.in. premier Theresa May, minister spraw wewnętrznych Amber Rudd i minister ds. handlu międzynarodowego Liam Fox - zapowiedzieli zaostrzenie przepisów imigracyjnych, w tym ograniczenie swobody przepływu osób. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze