Decyzja dotyczy zakazu ogłoszonego przez władze miejscowości Villeneuve-Loubet nad Morzem Śródziemnym, ale na podobny krok zdecydowało się we Francji już około 30 kurortów, co wywołało żywą debatę w kraju i za granicą, a nawet podziały w rządzie.
Rada Stanu orzekła, że jakiekolwiek zakazy tego rodzaju muszą być uzasadnione wyłącznie "dowiedzionymi zagrożeniami" dla porządku publicznego, a więc muszą dotyczyć "odpowiedniego dostępu do wybrzeża, bezpieczeństwa kąpieli, higieny i przyzwoitości". A to oznacza, że nie można zakazać burkini kierując się laickim charakterem Republiki Francuskiej albo twierdzeniem, że ubiór zakrywający niemal całe ciało jest symbolem zniewolenia kobiet w islamie.
Francuska Rada Wyznania Muzułmańskiego wyraziła zadowolenie z werdyktu, określając go jako "zdroworozsądkową decyzję" oraz "zwycięstwo prawa i mądrości".
Jednak AFP pisze, że wielu merów z południowego wschodu Francji zdecydowało się utrzymać w mocy wydane zakazy burkini. Rządzone przez prawicę merostwo Nicei podało, że nadal będzie karać mandatami łamiące przepis muzułmanki, dopóki wymiar sprawiedliwości nie unieważni zakazu. Także wywodzący się ze skrajnej prawicy mer miasta Frejus zakomunikował, że zakaz nadal obowiązuje.
Sprawa dotycząca noszonego przez niektóre muzułmanki stroju kąpielowego trafiła do sądu na wniosek Ligi Praw Człowieka, której zdaniem zakaz łamie podstawowe wolności obywatelskie. "Decyzja będzie precedensem - powiedział adwokat Patrice Spinosi reprezentujący Ligę Praw Człowieka. - Zakaz stanowił nieproporcjonalny zamach na wolność wyznania, a mer nie miał prawa jej ograniczać".
Zakazy wydane przez merów nie mówią wprost o burkini, ale wymagają na plażach strojów "odpowiednich i zgodnych z dobrymi obyczajami i laickością".
W czwartek te przepisy skrytykowały dwie panie minister socjalistycznego rządu: edukacji i zdrowia, ostrzegając przed "stygmatyzacją, która zagraża spójności kraju". Tym samym zajęły stanowisko sprzeczne ze zdaniem premiera Manuela Vallsa, który w burkini widzi "polityczny znak prozelityzmu religijnego, który zamyka kobietę".
W środę potencjalny kandydat prawicy w wyborach prezydenckich w 2017 roku Nicolas Sarkozy nazwał burkini prowokacją i zaapelował o ustawowy zakaz noszenia symboli religijnych w przedsiębiorstwach, urzędach i na uczelniach. Skrajnie prawicowy Front Narodowy poszedł dalej, domagając się całkowitego zakazu publicznego noszenia muzułmańskich chust zakrywających włosy.
Francja była pierwszym krajem w Europie, który w 2010 roku zakazał publicznego noszenia muzułmańskich strojów zakrywających całe ciało, jedynie ze szczeliną bądź kratką na oczy (nikab, burka). W ciągu pierwszych pięciu lat ponad 1,5 tys. kobiet dostało za to mandaty.
Z kolei od 2004 r. w publicznych szkołach do szczebla liceum włącznie zabronione jest "ostentacyjne manifestowanie przynależności religijnej", co oznacza zakaz nie tylko muzułmańskich chust na głowę, ale także widocznych krzyżyków lub jarmułek. Zasada świeckości oświaty jest zapisana we francuskiej konstytucji i jest coraz więcej głosów, by rozszerzyć ją na szkolnictwo wyższe. Podobnie regularnie wraca nierozstrzygnięta w przepisach sprawa chust noszonych przez muzułmanki w firmach - niektórzy przedsiębiorcy postanowili ich zakazać.
Nazwa burkini pochodzi od skrzyżowania słów: burka i bikini.(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze