Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Świetny wynik Clinton, Trump się umacnia, Rubio odpada

Po wtorkowych prawyborach Demokratka Hillary Clinton i Republikanin Donald Trump bardzo zbliżyli się do zdobycia nominacji swych partii w wyborach prezydenckich w USA. Po porażce na Florydzie z wyścigu wycofał się senator z tego stanu Marco Rubio.

To była świetna noc dla Clinton - komentowali zgodnie amerykańscy komentatorzy. Była pierwsza dama z łatwością wygrała prawybory Demokratów na Florydzie, w Ohio, Karolinie Północnej i w Illinois. W Missouri, ostatnim i najmniejszym z pięciu głosujących we wtorek stanów, po podliczeniu 99 proc. głosów jest praktycznie remis: Clinton zdobyła 49,6 proc., a senator z Vermont Bernie Sanders 49,4 proc. - podała telewizja CNN.

Tym samym Clinton radykalnie zwiększyła swą przewagę nad przedstawiającym się jako socjalista i obiecującym "polityczną rewolucję" Sandersem. Jak szacuje "New York Times", Clinton zagwarantowała już sobie około 1,5 tys. delegatów (ponad dwa razy więcej niż Sanders) z 2383 niezbędnych do zdobycia nominacji Demokratów na listopadowe wybory prezydenckie.

"To może najważniejsza kampania, bo prezydent, który wprowadzi się do Białego Domu od pierwszego dnia będzie podejmował decyzje, które dotyczą nie tylko każdej osoby w USA, ale i każdego na tej planecie" - powiedziała Clinton w zwycięskiej mowie. Podkreśliła, że prezydent USA jest także głównodowodzącym, "który musi być zdolny bronić naszego kraju, a nie go ośmieszać". Przedstawiająca się jako osoba pragmatyczna Clinton apelowała, by inni kandydaci wyjaśnili wyborcom, jak zamierzają wprowadzić w życie swe obietnice i skąd wezmą na nie pieniądze. "Tym różni się kandydowanie od bycia prezydentem" - podkreśliła.

Dla Clinton bardzo ważne było zwłaszcza zwycięstwo w Ohio i Illinois, bo pokazuje, że jej niespodziewana przegrana w ubiegłym tygodniu w leżącym w tym samym regionie Środkowego Zachodu i także przemysłowym stanie Michigan nie znalazła analogii we wtorek. Nie sprawdziły się spekulacje niektórych analityków, że biali robotnicy i członkowie związków zawodowych, którzy poparli Sandersa w Michigan, zapewnią mu zwycięstwo także w Ohio i Illinois.

Jak oceniali komentatorzy telewizji CNN, po wtorkowych prawyborach szanse Sandersa, by dogonić Clinton, są minimalne jeśli nie zerowe i najważniejsze pytanie teraz brzmi, z którym z Republikanów przyjdzie jej zmierzyć się w wyborach prezydenckich.

Po wtorkowych prawyborach swą pozycję lidera republikańskiego wyścigu umocnił kontrowersyjny miliarder Donald Trump, wygrywając na Florydzie, w Illinois, Karolinie Północnej, a także na wyspach Mariany Północne (terytorium stowarzyszone USA). W Missouri po podliczeniu 99 proc. głosów Trump też prowadzi, ale jego przewaga nad ultrakonserwatywnym senatorem z Teksasu Tedem Cruzem jest zbyt mała (41,0 do 40,7 proc.), by już ogłosić go zwycięzcą.

Jak szacują media, Trump zagwarantował już sobie na lipcową konwencję GOP ponad połowę delegatów z 1237 niezbędnych do zdobycia prezydenckiej nominacji partii. Ale zdaniem wielu analityków, choć wygra prawybory, to może nie udać mu się do ich końca zdobyć tych 1237 delegatów. Wówczas prawdopodobny stanie się scenariusz tzw. contested convention (spornej konwencji), podczas której delegaci mogą nominować zupełnie nowego kandydata partii w zaplanowanych na 8 listopada wyborach prezydenckich.

Najważniejsze dla Trumpa było we wtorek zwycięstwo na Florydzie, gdyż w stanie tym obowiązuje zasada "zwycięzca bierze wszystko", czyli wszystkich 99 delegatów przypadających na ten duży stan. Reprezentujący Florydę w Senacie USA Marco Rubio zajął dopiero drugie miejsce (uzyskał 27 proc. głosów wyborców GOP, a Trump aż 45 proc.). Nie pomogła mu ani niezwykle intensywna kampanii prowadzona we własnym stanie, ani kubańskie korzenie. Na Florydzie mniejszość latynoska, w tym kubańska, stanowi ponad 22 proc. wszystkich mieszkańców w wieku wyborczym.

Jeszcze tego samego wieczoru Rubio, wspierany do tej pory przez znaczną część establishmentu i donatorów GOP, którzy widzieli w nim alternatywę dla znienawidzonego Trumpa, ogłosił, że zawiesza kampanię prezydencką. Przypomniał, że trafił do Senatu USA dzięki temu, że sześć lat temu poparł go ultrakonserwatywny ruch Tea Party. "Ale nasza partia (GOP - PAP) nie zmieniła się w sposób wystarczający. (...) Potrzebuje nowego politycznego establishmentu" - apelował. Dodał, że Ameryka potrzebuje też "nowego ruchu konserwatywnego", ale opartego nie na strachu i frustracji, jak to proponuje Trump, lecz na konstytucji USA, wolnym rynku i mały rządzie federalnym.

Po wycofaniu się Rubio, Trumpowi pozostało już tylko dwóch rywali: ultrakonserwatywny senator Cruz i gubernator z Ohio John Kasich. Nie uwzględniając wyników z Missouri Trump zagwarantował już sobie 619, Cruz 394, a Kasich 136 delegatów na konwencję GOP - podliczył "NYT".

Kasich, tak jak przewidywały sondaże, wygrał z Trumpem w Ohio, gdzie jest gubernatorem. To jego pierwsze od początku prawyborów zwycięstwo, ale bardzo ważne, bo umożliwia mu pozostanie w wyścigu prezydenckim. W tym stanie, tak jak na Florydzie, obowiązuje zasada zwycięzca bierze wszystko i Kasich zyskał we wtorek aż 66 delegatów. Poza tym po zawieszeniu kampanii przez Rubio Kasich automatycznie staje się kandydatem dla bardziej umiarkowanych i centrowych wyborców GOP, którzy nie chcą, by nominację prezydencką zdobyli zbyt radykalni w ich oczach Trump lub Cruz. Pierwszemu zarzucają, że jest zbyt nieprzewidywalny i nie ma żadnego doświadczenia w polityce, a drugi dał się poznać jako najbardziej bezkompromisowy polityk w Senacie USA.

Ciesząc się ze zwycięstwa, Kasich zapewniał we wtorek, że to on uzyska nominację prezydencką GOP. "Wciąż mam przed sobą wielką walkę, by pokonać jesienią Hillary Clinton" - powiedział. Przypomniał, że jego ojciec był przez całe życie Demokratą, a on jako prezydent USA postawi sobie za cel zjednoczenie zbyt spolaryzowanego politycznie kraju.

Ale z matematyki wynika, że Kasich nie ma już szans na zdobycie do końca prawyborów większości delegatów. Uzyskanie przez niego nominacji prezydenckiej GOP mogłoby być więc tylko efektem spornej konwencji GOP, pod warunkiem, że żaden z pozostałych kandydatów nie nie zdobędzie 1237 delegatów.

Odnosząc się do tego scenariusza, Trump wyraził we wtorek przekonanie, że jemu się uda. Jednocześnie apelował o jedność partii i zdecydowanie złagodził swój krytyczny dotychczas ton pod adresem establishmentu. Chwalił liderów GOP w Kongresie - spikera Izby Paula Ryana i lidera większości w Senacie Mitcha McConnella. "Cały świat patrzy na to, co dzieje się w GOP" - podkreślał, dodając, że dzięki niemu frekwencja w republikańskich prawyborach bije rekordy. "Miliony idą do głosowania (w prawyborach GOP), w tym Demokraci, niezależni i ludzie, którzy nigdy wcześniej nie głosowali" - powiedział w zwycięskiej mowie wygłoszonej na Florydzie.

Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama