Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Kanada zaprasza imigrantów. Kogo chętnie przyjmie?

Do 305 tys. nowych imigrantów przyjmie Kanada w 2016 roku, a więc znacznie więcej niż w poprzednich latach. Takie plany przedstawił w ostatnich dniach rząd premiera Justina Trudeau z Partii Liberalnej Kanady.

Według mediów imigracją do Kanady zaczęli się interesować także Amerykanie, co jest ubocznym skutkiem rosnącej popularności miliardera Donalda Trumpa przed wyborami prezydenckimi w USA. Innym ubocznym skutkiem imigracji może stać się lepsza wiedza o kulturze pierwotnych mieszkańców Kanady, Indianach i Inuitach.

Kanada przez ostatnie 10 lat co roku przyjmowała średnio ok. 250 tys. osób. W ostatnich dniach minister ds. imigracji John McCallum poinformował, że tegoroczny limit legalnej imigracji wyniesie od 280 tys. do 305 tys. osób.

Limit dotyczy trzech grup: od 51 tys. do 57 tys. uchodźców, od 75 tys. do 82 tys. członków rodzin osób posiadających kanadyjskie obywatelstwo oraz od 151,2 tys. do 162,4 tys. osób będących emigrantami ekonomicznymi, od opiekunek dla dzieci do osób, które znalazły kanadyjskiego pracodawcę.

McCallum mówił w mediach, że liberalny rząd chce skoncentrować się na łączeniu rodzin i pomocy uchodźcom. Poprzedni rząd konserwatysty Stephena Harpera przyznawał prawo stałego pobytu niewiele mniejszym grupom imigrantów (plan na 2015 rok wynosił od 260 tys. do 285 tys.), ale mniej sprzyjał łączeniu rodzin, szczególnie w odniesieniu do rodziców i dziadków danej osoby. Dla tej grupy imigrantów, często osób starszych, roczny limit wynosił 5 tysięcy. W tym roku, jak mówił McCallum, limit wyniesie 10 tys. osób.

Kanadyjski system imigracyjny dla migrantów ekonomicznych bazuje na punktowanych kryteriach. Z kolei ci, którzy przyjeżdżają w ramach łączenia rodzin, o ile tylko znają angielski lub francuski, nie mają szczególnych problemów z samodzielnym wypełnieniem formularzy i uzyskaniem niezbędnych kopii i tłumaczeń potrzebnych dokumentów. Wielu polityków powołuje się na przykład Kanady jako kraju, który wypracował skuteczne procedury, dbając o bezpieczeństwo i wybierając tych, którzy będą umieli zaaklimatyzować się w nowym miejscu.

Na przykład rok temu niemiecka SPD przygotowała plan reformy zasad imigracji, bazując na kanadyjskim wzorcu kryteriów. Wówczas jednak kanclerz Angela Merkel nie zajęła się propozycją SPD uważając, że Niemcy muszą sobie najpierw poradzić z kryzysem migrantów.

Brytyjski "Guardian" opublikował kilka miesięcy temu tekst Audrey Macklin, profesor prawa z Uniwersytetu Toronto, że "kiedy na całym świecie partie polityczne uskarżają się na nieskuteczność swoich krajów w radzeniu sobie z imigracją, często wskazują na Kanadę". Macklin pisała swój tekst przed wyborami w Kanadzie i krytykowała rząd konserwatystów za utrudnienia dla imigracji, wskazując przy tym, że konserwatyści odwołują się do wyborców niechętnych imigracji, a przy tym utrzymują duże poparcie właśnie w środowiskach imigrantów. "To budzi ciekawość i zazdrość wśród europejskich polityków wszelkich opcji" - konkludowała Macklin.

Nieoczekiwanym skutkiem polityki imigracyjnej może być wzrost ogólnej wiedzy o sprawach Indian i Inuitów. Już w ostatnich miesiącach, kiedy przyjeżdżali uchodźcy z Syrii, w miejscowościach przyjmujących Syryjczyków zaczęto organizować spotkania poświęcone indiańskiej kulturze i tradycji. Rząd w Ottawie pójdzie dalej, gdy zacznie wdrażać zalecenia Komisji Prawdy i Pojednania, która w ostatnich miesiącach zakończyła prace nad raportem o tzw. residential schools, przymusowych szkołach dla Indian, używanych przez 150 lat do niszczenia indiańskiej kultury.

Komisja zaleciła, by do tekstu przysięgi obywatelskiej dołączyć zobowiązanie do przestrzegania zobowiązań wynikających z traktatów z pierwotnymi mieszkańcami. Inne zalecenia dotyczą zarówno zmian w programie nauczania historii w szkołach jak i poszerzenia wiedzy o pierwotnych mieszkańcach Kanady, którą muszą przyswoić przygotowujący się do egzaminu przed uzyskaniem obywatelstwa.

Zainteresowanie imigracją do Kanady przybiera czasem anegdotyczne formy. Od trzech tygodni wielkie zainteresowanie Amerykanów i mediów w USA budzi strona internetowa założona przez dziennikarza z Cape Breton (prowincja Nowa Szkocja), nazwana "Cape Breton jeśli wygra Trump". Zachowania Trumpa prawie nie mają odpowiednika we współczesnej kanadyjskiej polityce i sprowokowały dziennikarski żart, który przerodził się w setki tysięcy kliknięć i aż 4 tys. zapytań o warunki imigracji do Kanady. Cape Breton ma 147 tys. mieszkańców. W środę minister ds. imigracji Nowej Szkocji Lena Diab powiedziała w wywiadzie radiowym, że rząd prowincji gotów jest pomóc. (PAP)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama