Po stronie Demokratów oczekuje się, że wtorkowe prawybory, określane jako Superwtorek (Super Tuesday), wygra w większości stanów była szefowa dyplomacji Hillary Clinton. Ponad połowa z głosujących stanów, w tym największe: Teksas, Tennessee i Georgia leżą na Południu, gdzie była pierwsza dama cieszy się masowym poparciem wyborców z mniejszości afroamerykańskiej.
Analitycy nie wykluczają, że Clinton zdobędzie tak wielu delegatów na lipcową konwencję partii, że określającemu się jako socjalista senatorowi z Vermont Berniemu Sandersowi bardzo trudno będzie już odrobić do niej straty.
Znacznie większym zainteresowaniem mediów i komentatorów cieszy się wyścig Partii Republikańskiej (GOP), gdzie wszystko przebiega inaczej niż przewidywano. Ku przerażeniu waszyngtońskich elit GOP sondaże przewidują, że Trump po raz kolejny wygra, umacniając swą przewagę nad pozostałymi kandydatami partii. Jedynie w Teksasie z Trumpem może wygrać we wtorek reprezentujący ten stan w Senacie USA ultrakonserwatywny Ted Cruz.
Perspektywa zdobycia nominacji GOP przez Trumpa budzi coraz większą frustrację różnych sympatyków partii, bo może oznaczać nie tylko porażkę w walce o Białym Dom, ale też to, że w jesiennych wyborach Republikanie stracą kontrolę na Senatem USA. Trump prowokuje tak negatywne opinie, że analitycy spodziewają się wielkiej mobilizacji wyborców Partii Demokratycznej przeciwko niemu.
To, co stworzył Trump, "to nacjonalistyczny, populistyczny ruch. Myślę, że potrzebna jest porażka, by odbudować GOP. Nie wierzę, że Trump może zjednoczyć partię" - przyznał podczas niedawnej debaty w konserwatywnym think tanku American Entreprise Institute znany analityk zajmujący się partiami konserwatywnymi, a przy tym Republikanin Henry Olsen. Jak dodał, to oczywiste, że by zatrzymać Trump,a nie wystarczy "życzeniowe myślenie", bo potrzebna jest agresywna walka.
Ale po stronie GOP jak na razie nie widać takiej agresywnej mobilizacji. "Jest pragnienie, graniczące z paniką, by skonsolidować siły. (...) Ale nie widzę żadnego ruchu w tej sprawie" - powiedział prominentny senator z Karoliny Południowej Lindsay Graham, który dotychczas wspierał w wyścigu kandydaturę brata i syna byłych prezydentów USA Jeba Busha.
Za głównego kandydata establishmentu GOP i alternatywę dla Trumpa uchodzi obecnie młody senator z Florydy Marco Rubio. Jego sztab zintensyfikował przed Superwtorkiem kampanię w mediach społecznościowych pt. #NeverTrump (nigdy Trump). Ale wciąż nie widać masowej mobilizacji, by poprzeć kandydaturę Rubio. Bush po wycofaniu się z wyścigu udał się na odpoczynek i wciąż nie zaapelował do swych wyborców, by przenieśli swe głosy na senatora z Florydy. A gubernator Chris Christie z New Jersey, inny mainstreamowy kandydat GOP, który odpadł z wyścigu do Białego Domu, zaszokował wszystkich i zaangażował się w kampanię na rzecz Trumpa.
"Moja partia staje się kompletnie szalona" - komentował Graham.
Szanse Rubio na pokonanie Trumpa osłabia też gubernator z Ohio John Kasich, który wciąż walczy o prezydenturę, zabiegając o ten sam co Rubio, bardziej umiarkowany i centrowy elektorat. Na apele różnych polityków GOP o zawieszenie kampanii Kasich odpowiedział, że nie ma zamiaru tego robić, chociaż w prezydenckich sondażach GOP zajmuje dopiero piąte, czyli ostatnie lub przedostatnie miejsce (na zmianę z emerytowanym neurochirurgiem Benem Carsonem).
"Coraz więcej Republikanów już pogodziło się z tym, że Trump zdobędzie nominację, a potem poniesie klęskę w wyborach powszechnych", walcząc z kandydatem Demokratów - powiedział cytowany w "Wall Street Journal" były szef GOP ds. finansowych Al Hoffman.
Także "New York Times" donosił, że choć wielu przedstawicieli GOP publicznie apeluje o wspólny front przeciwko Trumpowi, to coraz więcej Republikanów uważa, że już jest za późno. "Donatorzy boją się konsekwencji bezpośredniego starcia z Trumpem. A politycy unikają atakowania go z obawy, że - wbrew intencjom - może to dodatkowo wzmocnić populistyczną rewoltę" - pisze "NYT". Coraz więcej osób liczy na to, że Trumpa (o ile jego zwycięstwo w prawyborach nie będzie przytłaczające) uda się utrącić podczas lipcowej konwencji delegatów GOP.
Zaciekłą, ale dość samotną walkę przeciwko Trumpowi toczy na Twitterze i w mediach były kandydat Republikanów w wyborach prezydenckich cztery lata temu Mitt Romney. Wytyka Trumpowi, że "coś ukrywa", skoro nie chce ujawnić swych deklaracji podatkowych, podczas gdy inni kandydaci GOP już to uczynili. Ale, choć wiadomo, że to Romney apelował do Kasicha o wycofanie się z wyścigu, on sam wciąż zwleka z oficjalnym ogłoszeniem poparcia dla Rubio.
Jednocześnie coraz więcej polityków republikańskich łagodzi ton i mówi, że z Trumpem będzie można jakoś pracować; a asystenci kongresmenów i senatorów zaczęli - jak podały media - wysyłać swoje CV do sztabu Trumpa z nadzieją na pracę w jego administracji. W sobotę Trump uzyskał poparcie senatora Jeffa Sessiona z Alabamy.
"Nienawidzę tego mówić, ale staję się kandydatem mainstreamowym" - powiedział w niedzielę Trump, który dotychczas szczycił się tym, że jest outsiderem politycznym i krytykował waszyngtońskie elity partyjne. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze