Treść porozumienia została już w większości wynegocjowana przez tzw. szerpów, czyli przedstawicieli państw unijnych oraz współpracowników szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Jednak do rozstrzygnięcia pozostało kilka spornych spraw, które szerpowie musieli pozostawić przywódcom.
Dyplomaci przestrzegają, że negocjacje na temat tych ostatnich szczegółów potrwają długo. "Jesteśmy przygotowani na +angielskie śniadanie+ w piątek, aby doprowadzić ten proces do końca" - powiedział wysoki rangą unijny urzędnik, sugerując, że rozmowy przeciągną się na noc z czwartku na piątek. "Przewodniczący Tusk uważa, że ten tydzień to najlepszy czas na uzgodnienie porozumienia" - dodał urzędnik.
Jeżeli kompromis będzie, to już w przyszłym tygodniu rząd premiera Davida Camerona będzie mógł zacząć kampanię przed referendum w sprawie członkostwa w UE, a głosowanie mogłoby się odbyć w czerwcu.
Projekt porozumienia, przedstawiony na początku lutego przez Donalda Tuska, odpowiada na wszystkie cztery problemy zarysowane przez Camerona i dotyczące wzmocnienia suwerenności i roli parlamentów narodowych, konkurencyjności UE, relacji między strefą euro a krajami spoza niej oraz ograniczenia swobody przepływu osób, w tym dostępu do zasiłków dla imigrantów z innych państw unijnych.
Jedną z najtrudniejszych spraw były żądania Londynu w dziedzinie swobody przepływu osób. Polska i wiele innych państw UE obawiało się otwarcia furtki do dyskryminacji pracowników migrujących wewnątrz UE.
Jako kompromis Tusk zaproponował wprowadzenie mechanizmu zabezpieczającego, który umożliwiałby ograniczenie w wyjątkowej sytuacji dostępu do niektórych zasiłków związanych z zatrudnieniem (ang. in-work benefits) dla nowo przybyłych imigrantów z innych państw UE maksymalnie na cztery lata. Oznacza to, że restrykcje nie obejmą już np. Polaków, którzy są i pracują na Wyspach.
Nierozstrzygnięte pozostaje jeszcze to, na jak długo ten mechanizm może być wprowadzany; Londyn chce siedmiu lat, ale - według dyplomatów - do zaakceptowania może być najwyżej okres pięciu bądź sześciu lat.
Polska zabiega o to, by rozwiązanie to, nazywane też roboczo "hamulcem bezpieczeństwa", zapisano możliwie precyzyjnie i zagwarantowano, iż będzie ono przewidziane tylko dla Wielkiej Brytanii. Wprost nie można tego zapisać w unijnym prawie, dlatego Polska i pozostałe państwa Grupy Wyszehradzkiej chcą, aby w porozumieniu wyszczególnić, że "hamulec bezpieczeństwa" może dotyczyć nieskładkowych świadczeń związanych z zatrudnieniem. Takie świadczenia, jak np. ulgi podatkowe, dopłaty mieszkaniowe, dostęp do mieszkań socjalnych i pełnej opieki zdrowotnej - które są dostępne dla wszystkich legalnie pracujących w Wielkiej Brytanii i nie wymagają wcześniejszych wpłat do budżetu państwa - to specyficzne rozwiązanie brytyjskie.
"Mechanizm bezpieczeństwa jest już niemal uzgodniony" - ocenił w środę wysoki rangą unijny dyplomata. Jego zdaniem bardziej problematyczne może okazać się porozumienie w sprawie zasiłków na dzieci, które przebywają w innym kraju niż kraj pracy rodziców.
Projekt porozumienia przewiduje, iż wysokość zasiłków na dzieci mieszkające w innym państwie będzie mogła być indeksowana do standardu życia w kraju zamieszkania dziecka. Polska chce, aby punktem odniesienia w indeksacji była wysokość świadczeń socjalnych w kraju zamieszkania dziecka, a nie poziom cen. "W chwili, gdy w Polsce zasiłki na dzieci wzrosną, obywatele polscy pracujący na Wyspach, których dzieci mieszkają w kraju, stracą niewiele, a być może w ogóle nie stracą" - ocenił pragnący zachować anonimowość dyplomata.
Grupa Wyszehradzka zabiega też o to, by indeksacja dotyczyła tylko dzieci imigrantów nowo przybyłych na Wyspy bądź dzieci urodzonych dopiero po wejściu w życie przepisów. Na razie na ten postulat nie ma jednak zgody Londynu. Nie jest też możliwe, by to rozwiązanie ograniczyć do Wielkiej Brytanii; także inne państwa unijne będą mogły z niego korzystać.
Według nieoficjalnych szacunków w całej UE wypłaca się blisko 100 tysięcy zasiłków na dzieci mieszkające w Polsce, których rodzice pracują w innym państwie unijnym. Najwięcej, ok. 40 tysięcy, wypłacają Niemcy, a Wielka Brytania - ok. 20 tysięcy.
Spory ciągle budzi też interpretacja zapisów o "coraz bliższym związku" (ang. ever closer union) państw unijnych, tak by zapewnić, że Wielka Brytania nie będzie zmuszona do pogłębiania integracji, a jednocześnie nie będzie mogła blokować pogłębiania współpracy przez pozostałych członków Unii, np. strefę euro. Londyn chce też zapewnić większą niezależność swego finansowego City od unijnych regulacji dotyczących banków.
Do rozstrzygnięcia na szczycie pozostaje też to, czy dopuścić możliwość zmiany traktatu UE w przyszłości, aby wpisać do niego zmiany wynegocjowane przez Wielką Brytanię. Większość państw UE wyklucza zmianę traktatu wyłącznie z powodu tego kraju, ale może zgodzić się na przemycenie do niego brytyjskich zapisów przy okazji większej reformy traktatowej, np. rozszerzenia UE.
Jeżeli na czwartkowo-piątkowym szczycie nie dojdzie do kompromisu z Londynem, to sprawa ta najpewniej zostanie przełożona na szczyt marcowy. Zdaniem komentatorów byłby to jednak tylko "teatr", którego potrzebuje Cameron, aby pokazać, jak walecznie negocjował.
Ważnym tematem spotkania przywódców będzie także kryzys migracyjny. Mają o tym rozmawiać w czwartek przy kolacji. W tej dziedzinie decyzje jednak nie są planowane. Chodzi raczej o podsumowanie tego, co udało się zrobić dotychczas, a - jak oceniają unijni dyplomaci - udało się niewiele. Nie działa uzgodniony jesienią program relokacji uchodźców z Włoch i Grecji, a także wciąż nie widać efektów planu działania UE-Turcja, który miał pomóc zahamować napływ uchodźców do UE.
Państwa unijne są bardzo podzielone w sprawie tego, jak można zaradzić kryzysowi migracyjnemu. Niemiecka kanclerz Angela Merkel stawia na współpracę z Turcją, z kolei Grupa Wyszehradzka ocenia, że należy opanować sytuację na tzw. szlaku bałkańskim, przez który przedostaje się większość uchodźców. "Jedno nie wyklucza drugiego. Nie chodzi o tworzenie żadnych alternatywnych planów do rozwiązań europejskich" - zastrzegł w środę dyplomata jednego z krajów wyszehradzkiej czwórki.
Przed szczytem całej UE w ambasadzie Austrii odbędzie się spotkanie "koalicji woli", czyli kilku krajów skupionych wokół Niemiec, które chcą doprowadzić do przesiedlenia grupy uchodźców syryjskich bezpośrednio z obozów z Turcji. W miniszczycie - oprócz Niemiec i Austrii - wezmą udział Francja, Szwecja, Belgia, Holandia, Luksemburg, Finlandia, Słowenia, Portugalia i Grecja. Zaproszono też premiera Turcji Ahmeta Davutoglu oraz szefa KE Jean-Claude'a Junckera.
Z Brukseli Anna Widzyk (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze