Obama powiedział, że to normalne, iż każdy z uczestników trwających prawyborów prezydenckich "próbuje się wyróżnić". "Ale w rzeczywistości Bernie i Hillary w wielu sprawach się zgadzają" - dodał odnosząc się do senatora z Vermont Berniego Sandersa oraz byłej szefowej dyplomacji USA Hillary Clinton, którzy ubiegają się o nominację Demokratów w listopadowych wyborach prezydenckich USA.
Prezydent wypowiadał się na konferencji prasowej na zakończenie szczytu USA i 10 krajów Azji Południowo-Wschodniej w Kalifornii.
"Znam lepiej Hillary niż Berniego bo była w mojej administracji doskonałym sekretarzem stanu" - przyznał Obama pytany o to, kto lepiej z dwójki kandydatów będzie kontynuował jego dorobek jako prezydenta. Dodał, że w pewnych sprawach Clinton bardziej się z nim zgadza niż Sanders, "ale może Bernie zgadza się ze mną w innych, jednak tego nie wiem, bo tak dobrze go nie znam”.
Podczas ostatniej telewizyjnej debaty prezydenckiej Hillary Clinton próbowała zdyskredytować Sandersa, zarzucając mu, że krytykuje reformę ochrony zdrowia przeforsowaną przez obecnego prezydenta i nazywaną od jego nazwiska „Obamacare”. Przypomniała też wypowiedzi senatora z 2011 roku, w których krytykował Obamę jako "słabego" i "rozczarowującego" prezydenta, a nawet opowiadał się za tym, by Demokraci wystawili do wyborów w 2012 roku kontrkandydata dla ubiegającego się o reelekcję Obamy.
Wyraźnie unikając opowiedzenia się po stronie któregokolwiek z dwojga kandydatów Demokratów, Obama wyraził przekonanie, że różnica między nimi sprowadza się głównie do "taktyki", czyli jak wprowadzić wyznawane poglądy dotyczące m.in. walki z nierównościami w życie. Ocenił, że ta rywalizacja jest "zdrowa" i to wyborcy Partii Demokratycznej musza podjąć decyzję, kogo poprzeć. "Nie jestem nieszczęśliwy z tego powodu, że nie startuję" - dodał.
Obama wyraził jednocześnie przekonanie, że prezydentem USA nie zostanie faworyt republikańskich sondaży miliarder i magnat na rynku nieruchomości Donald Trump, który słynie z populistycznych i kontrowersyjnych wypowiedzi na temat muzułmanów, uchodźców czy imigrantów z Meksyku.
"Wciąż uważam, że Trump nie zostanie prezydentem, bo mam dużo wiary w Amerykanów i sądzę, że wiedzą, iż bycie prezydentem to nie prowadzenie telewizyjnego talk show, to nie promocja czy marketing, ale poważna i trudna praca" - powiedział Obama.
Obama zwrócił uwagę, że nie tylko Trump, ale i inni kandydaci Partii Republikańskiej uprawiają kontrowersyjną retorykę, która jego zdaniem, niepokoi zagranicznych parterów USA. Jako przykład wskazał, że wszyscy kandydaci republikańscy zaprzeczają istnieniu zmian klimatu, mimo zgodnej opinii naukowców na całym świecie w tej sprawie.
Obama powtórzył, że mimo sprzeciwu Republikanów, zamierza mianować "w odpowiednim czasie" nowego sędziego Sądu Najwyższego USA, który zastąpi zmarłego nagle w ub. sobotę konserwatywnego sędziego Antonina Scalię. Do zatwierdzenia tej nominacji niezbędne będzie poparcie Senatu, w którym większość mają obecnie Republikanie.
Obama powiedział, że mianowanie nowego sędziego jest jego obowiązkiem wynikającym z konstytucji USA. Podkreślił, że nie istnieje "żadne niepisane prawo" jakoby nie wolno było tego robić w roku wyborczym i przypomniał, że sędzia Anthony Kennedy został mianowany przez prezydenta Ronalda Reagana sędzią Sądu Najwyższego, a następnie zatwierdzony przez Senat, w 1988 roku, ostatnim roku urzędowania Reagana.
Obama zarzucił obecnemu, kontrolowanemu przez Republikanów Senatowi, że jest "obstrukcyjny" i wciąż nie wypowiedział się w sprawie 14 innych sędziowskich nominacji Obamy, mimo, że zostały zaaprobowane przez odpowiednie komisje parlamentarne. "Każda nominacja jest kontestowana i blokowana, niezależnie od osoby" - powiedział. Zapewnił, że nominuje na sędziego SN kogoś "bardzo dobrze wykwalifikowanego", a "Senat będzie mieć wystarczająco dużo czasu, by rozważyć (tę kandydaturę) i przeprowadzić głosowanie".
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze