Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Wszystko co musisz wiedzieć o epidemii wirusa Zika

Światowa Organizacja Zdrowia w odpowiedzi na pandemię wirusa Zika, który jest wiązany z poważnymi defektami płodu u zarażonych nim kobiet, ogłosiła globalny stan kryzysowy w sferze zdrowia publicznego. Europa na razie śpi spokojnie, ale istnieje zagrożenie pobudką.

Obecnie z epidemią wirusa mierzy się Ameryka Łacińska i Karaiby, rośnie także liczba przypadków, które rejestruje się w Stanach Zjednoczonych. Nosiciele pojawili się także w Europie – jak na razie chodzi o ludzi, którzy wirusa przywieźli ze strefy równikowej. Jednak w Stanach też tak było na samym początku, a teraz okazuje się, że wirus się zmienił i można się zarazić poprzez stosunki seksualne. - Poziom alarmu jest ekstremalnie wysoki. Na dziś potwierdzono przypadki w 23 krajach obydwu Ameryk – mówiła kilka dni temu w Genewie Margaret Chan, dyrektor WHO.

Zagrożenie jest ekstremalnie wysokie, bo wirus Zika prawdopodobnie zmutował w ostatnim czasie i zaczął się przenosić drogą płciową oraz poprzez transfuzję krwi. Tempo rozwoju epidemii może przyspieszać też to, że u 80 proc. nosicieli rzecz przebiega bezobjawowo, a u pozostałych 20 proc. łatwo pomylić go z inną chorobą. Efekty widać – prawdopodobnie - dopiero w przypadku dzieci nosicielek. Prawdopodobnie, bo sprawa jest na tyle nowa, że wciąż niczego nie jesteśmy pewni.

Co to jest ZIKA

Sam wirus Zika jest znany od lat 40. ubiegłego wieku. Należy do rodziny flawiwirusów. Tej samej, w której znajduje się Wirus Zachodniego Nilu i zarazek wywołujący gorączkę Dengi. Tuż po II Wojnie Światowej odkryto go u afrykańskich małp. Prawdopodobnie z nich przeniósł się na ludzi. Istnienie pierwszych ludzkich nosicieli potwierdzono na początku lat 50. w Nigerii i Ugandzie.

Podobieństwa z historią wirusa HIV (ten pojawił się w Afryce w mniej więcej tym samym czasie i także przeniósł się z małp na ludzi) rozbudzają wyobraźnie miłośników teorii spiskowych, którzy twierdzą, że jedno i drugie najpewniej było dziełem człowieka i tajnych rządowych eksperymentów.

Tego jednak nikomu nie udało się potwierdzić. I zapewne się nie uda. Wiemy za to, że przez kolejne lata Zika występowała w stosunkowo niewielkiej skali i ograniczała się do okolic równika. Wszystko dlatego, że do niedawna wirus był przenoszony jedynie przez ciepłolubne gatunki komarów, które żyły w Afryce oraz Azji. Pierwsze pojawienie się choroby w większej skali poza ich granicami, zarejestrowano dopiero w 2007 roku na archipelagu Mikronezji. Wciąż jednak chodziło o niewielkie liczby zachorowań i nie zdawano sobie sprawy z ich skutków.  Myślano, że objawy są takie same jak w wypadku Dengi: wysypka, lekka gorączka i bóle stawów. Różnicą miał być ich łagodny przebieg. Wygląda jednak na to, że albo się mylono albo wirus zmutował.
Tego nie wiadomo na pewno, bo w epidemiologii (ta bazuje na statystyce) do ustalenia faktów oraz zależności często potrzeba wielkich liczb, czyli prawdziwej pandemii choroby.

I to pandemii wybuchającej w świecie, gdzie chorych da się poddać bacznej obserwacji.

 

Epidemia w Ameryce Łacińskiej

Okazja pojawiła się teraz. Zdiagnozowane przypadki idą w tysiące. Szacowana liczba ludzi zarażonych Zika w ostatnim roku to cztery miliony. Do tego jak na razie, to trzeba koniecznie podkreślić, wciąż o tym, jak działa i przenosi się Zika, wiadomo niewiele rzeczy pewnych. Wirus prawdopodobnie zmutował i większość informacji to podejrzenia i domysły lekarzy oraz naukowców. Ale podejrzenia i domysły mające mocne podstawy. Na tyle mocne, że w oparciu o nie działa już nie tylko WHO, ale też amerykańskie CDC, instytucje Unii Europejskiej oraz ministerstwa zdrowia krajów, które dotknęła obecna epidemia.

Kiedy ta zaczęła się rozwijać, zauważono niezwykle niepokojące zjawisko. Po pierwsze niektórzy próbują dowieść, że u niektórych ludzi Zika może prowadzić do wystąpienia tzw. Zespołu Guillaina-Barrégo, w którym uszkodzeniu ulegają nerwy oraz dochodzi do zaniku mięśni. Po drugie – i jak na razie znacznie ważniejsze - Amerykańskie CDC poinformowało, że brazylijskie władze pomiędzy październikiem 2015 roku i styczniem 2016 roku zarejestrowały u noworodków 3500 przypadków mikorcefalii, którą nazywa się także małogłowiem. (Mikrocefalia to wada rozwojowa, która polega na tym, że dziecko rodzi się z mniejszym obwodem głowy i co za tym idzie mniejszym rozmiarem mózgu. Efektem są choroby neurologiczne, problemy rozwojowe, krótsza oczekiwana długość życia, a nierzadko także śmierć.) W Recife, gdzie Zika występuje najczęściej, 1 dziecko na 100 rodzi się obecnie z tą chorobą. Jeżeli zastanawiacie się, czy to dużo, to w 2014 roku w całej Brazylii zarejestrowano zaledwie 150 takich przypadków. Do tego w tym roku są one wyjątkowo ostre i często kończą się śmiercią.

Taka zależność nie potwierdza oczywiście tego, że to bycie nosicielem wirusa Zika przez matkę, wywołuje małogłowie u dziecka. Tego nie wiemy z całą pewnością, ale przesłanki, by tak sądzić są na tyle silne, że centra chorób zakaźnych oraz rządy zdecydowały się działać na ich podstawie. Barack Obama kilka dni temu zwrócił się do Kongresu o zatwierdzenie wydania 1,8 mld dolarów amerykańskich na opanowanie epidemii zanim dotrze ona wewnątrz granic Stanów Zjednoczonych. Minister Zdrowia Salwadoru zaapelował, by kobiety nie zachodziły w ciąże do 2018 roku.

 

Groźba światowej pandemii

Nietrudno zrozumieć skąd bierze się taka panika. Z jednej strony brakuje pewnych informacji, ale z drugiej jeżeli potwierdzi się to, co przypuszczają lekarze, to Zika może okazać się globalną plagą o trudnych do przewidzenia skutkach. Bardzo prawdopodobne jest bowiem to, że zmutowana Zika ma kilka cech, które działając w połączeniu, tworzą bardzo groźnego wirusa.

Po pierwsze wirus, najprawdopodobniej, zmutował i nie jest już przenoszony jedynie przez komary (a i te gatunki, które za to odpowiadały, nauczyły się żyć w niedostępnych wcześniej strefach klimatycznych – także w Europie). Wiadomo, że może przetrwać wewnątrz organizmu i da się go odnaleźć w nasieniu oraz krwi. W 2014 roku w Stanach Zjednoczonych potwierdzono pierwszy przypadek zarażenia przez kontakt seksualny. Dziś jest ich więcej. W ubiegłym tygodniu Brazylia poinformowała o dwóch potwierdzonych przypadkach zarażenia w czasie transfuzji krwi. Jak dotąd nie udało się ustalić z całą pewnością po jakim czasie wirus znika z nasienia – przypuszcza się, że chodzi o dwa tygodnie. We krwi utrzymuje się ponoć przez tydzień.

Po drugie u 80 proc. pacjentów zarażenie przebiega bezobjawowo. A u 20 proc. w sposób, który bardzo łatwo pomylić z innymi chorobami. Można więc roznosić wirusa i o tym nie wiedzieć.

Po trzecie nie ma ani szczepionki, ani lekarstwa. Optymistyczne prognozy mówią, że na te trzeba będzie poczekać co najmniej kilka lat. Pesymistyczne wskazują, że może być ich więcej niż kilka.

I jeżeli to tego dołożymy fakt (o ile ten się potwierdzi), że Zika jest groźny przede wszystkim dla dzieci nosicielek, to robi się bardzo niebezpiecznie. Pacjenci, u których nie występują objawy, w większości nie wiedzą, że są nosicielami. W związku z tym nie zabezpieczają się i nie podejmują żadnych kroków, by uchronić przed wirusem innych. Wielu – zwłaszcza mężczyzn – o byciu nosicielem mogłoby się nie dowiedzieć nigdy. Jednocześnie, jak dowodzą inne choroby roznoszone drogą płciową, seks to dla nich bardzo skuteczny środek rozchodzenia się po świecie.

Od potencjału jaki w latach 70. oraz 80. posiadał HIV, różni go – na szczęście – to, że po pewnym czasie znika on z organizmu. To bardzo ułatwie jego powstrzymywwanie. Przynajmniej na razie, bo co przyniosą kolejne mutacje... nie wiadomo, a wygląda, że Zika zaczęła szybko się zmieniać. Trzeba mieć nadzieję, że nie pojawi się taka zmiana kodu genetycznego, która wirus uodporni na tyle, by wydłużyć okres w jakim jest w stanie przetrwać we krwi oraz nasieniu. Inaczej kryzys zdrowotny z nim związany, może przybrać gigantyczną skalę i tego zdają się obawiać amerykańscy decydenci, kiedy teraz sięgają do kieszeni. Byłaby to bowiem recepta na wirusa doskonałego.

Jak na razie jednak nie jest aż tak groźnie. Zwłaszcza dla Europejczyków, bo większość przypadków utrzymuje się w innej strefie klimatycznej i do nas dociera za ich pośrednictwem. Mimo to w wielu krajach wydano zalecenia dotyczące tego, jak zabezpieczać się przed wirusem Zika, które dotyczą przede wszystkim podróży, kobiet w ciąży oraz tych, które planują ciążę.

Oto najważniejsze:

- kobiety w ciąży powinny unikać wyjazdów w rejon występowania wirusa;

- jeżeli ich partnerzy przebywali w rejonie występowania wirusa, w czasie stosunków seksualnych należy używać prezerwatyw, przynajmniej do czasu rozwiązania, ponieważ nie wiadomo ze 100 proc. pewnością przez jak długi czas wirus zostaje w organiźmie;

- kobiety, które miały kontakt z Zika lub przebywały w rejonie występowania wirusa i planują ciąże mogą chcieć rozważyć odsunięcie jej w czasie;

- osoby, które mogły mieć kontakt z wirusem i chcą zostać dawcami krwi, powinny odczekać co najmniej miesiąc;

- planujący wyjazd na igrzyska do Rio, powinni się dobrze zastanowić.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Teodora 17.10.2016 20:47
wierutne kłamstwa! przeczytajcie, nie łykajcie wszystkiego jak pelikany: http://www.polishclub.org/2016/02/10/dr-jerzy-jaskowski-jak-ze-szczepionki-taldomidu-glifosatu-zrobiono-wirusa-zika/ Przechodząc do obecnej, „strasznej epidemii” wirusa Zika. Mamy kolejny problem, ponieważ podobno ten wirus został już odkryty w 1947 roku w Ugandzie. Przed 3 pokoleniami, ale do tej pory nie był znany z żadnej dolegliwości. Ot, taki cichociemny. A w ogóle, to podobno powoduje katar, zapalenie spojówek i czasami wysypkę. Mało tego, Uganda, szczególnie po II WŚ to, jak zapewne wszystkim waidomo, to kraj wybitnych naukowców, którzy mogli dokonać odkrycia takiego wirusa. Broń Panie Boże, niczego nie sugeruję. Dziwne jest tylko to, że te odkrycia, podobnie jak E-bola, dokonuje się na takim zadupiu, gdzie nawet wacika do odkażania nie można nigdzie kupić, nie wspominając o papierze toaletowym, czy możliwości podmycia pupy po defekacji. Wracając do naszego ZIKa. Otóż po odkryciu w 1947 roku, spokojnie zimował on w magazynach, i jak twierdzą, pojawił się w 2013/14 roku w czasie Mistrzostw Świata w Brazylii. Znowu zdziwienie. Pojawił się, ale prasa nie dostała jeszcze informacji, że może o nim pisać???? W każdym bądź razie do maja 2015 roku o wirusie i chorobie wywoływanej przez niego, nikt na świecie nic nie wiedział, z wyjątkiem oczywiście wtajemniczonych. Tak dla świętego spokoju przypomnę, że Brazylia to kraj o powierzchni prawie 9 milionów km, czyli porównywalny z Europą, a zamieszkały przez 207 milionów ludzi, czyli ponad 2 razy mniej. I teraz dochodzimy do najciekawszego. Rzekomy wirus ZIKa jest z tej samej „hodowli” co denga, żółta febra, zachodniego Nilu, czy inne, już wcześniej opisywane. Problem polega na tym, że wirusy i pochodne występują w zupełnie innej części Brazylii. Pomimo ich znania od 70 lat, nikt nigdy nie opisał związku wirusa z małogłowiem. Wirus ZIKa upodobał sobie prowincję Pernambuco, zamieszkałą przez 8.798.000 ludzi. Czyli znacznie ograniczamy obszar poszukiwań. Prowincja ta jest znana z produkcji bawełny, kukurydzy i trzciny cukrowej. Wiadomo, że są to uprawy roślin GMO. Wiadomo również, że jak GMO, to i glifosat, zwany w Polsce Roundapem – Randapem. O tym, jakie to problemy z wadami wrodzonymi występują u dzieci narażonych na działanie glifosatu-Roundapu, możemy znaleźć w internecie dziesiątki filmów. Ze względu na rakotwórcze działanie i właśnie te wady, został zakazany w wielu krajach na świecie i w Europie. Oczywiście, w tym wesołym Baraku nad Wisłą [Janek Pietrzak] żaden GIS, czy Minister, nie wiadomo dlaczego zwany Zdrowia, nic nie wie na ten temat. Jasno widać, że Polska to kondominium koncernów przemysłowych . Muszę również wspomnieć o istotnej sprawie. W październiku 2014 roku Ministerstwo Zdrowia w Brazylii wprowadziło do obrotu szczepionkę BOOSTRIX firmy GSK. Szczepionka ta miała zapobiegać kokluszowi, tężcowi i dyferytowi. A pierwszy wzrost małogłowia zaobserwowano w maju 2015 roku, coś tak dziwnie blisko 9 miesięcy po zastosowaniu szczepionki. Po zapoznaniu się z ulotką firmową można stwierdzić, że szczepionka ta jest dozwolona dla dzieci powyżej 4 roku życia. Jak Boga Kocham, nigdy nie słyszałem o noszeniu w brzuchu kobiet dzieci powyżej 4 roku życia. A do czynienia z medycyną mam już 50 lat. Innymi słowy, ktoś tutaj dostał sporo w przysłowiową łapę w brazylijskim Rządzie, że dopuścił do obrotu produkt, który ma wyraźny zakaz stosowania u osobników poniżej 15-20 kg masy. Płody to istoty od gramów do kilku kilogramów najwyżej. A tutaj przekroczono dopuszczalną dawkę kilkaset razy. W sprzedawanej szczepionce BOOSTRIX znajduje się 0.5 mg aluminium, znanej neurotoksyny.

Ardamus 15.02.2016 22:39
O ile przeczytalem ze zrozumienuem to: -Wirus nie jest "swierzy" ( a ze nagle glosno sie zrobilo to zaslugq tego iz ludnisc jako turysci zaczynaja bardziej wybierac kraje karaibskie ze wzgledu na sytuacje na swiecie (ISIS) - Po drugie wirus i artykuły dotyczy i mowa o ameryce poludniowej, srodkowej i Karaibach, a nie o Afryce

Karol 14.02.2016 13:13
Odnosząc sie do tego reportażu w moim odczuciu jest sprawa jasna Afryka powinna być zamknięta na podróże w dwie strony bo obywatele tego kontynentu zbytnio sie nie przejmują czy ktoś zostanie przez nich zarażony a wręcz przeciwnie jak można przypomnieć se inne ataki wirusów pochodzących Afryki niektórzy z nich specjalnie zatajają chorobę żeby zarażać innych wiec dla mnie sprawa jest jasna i tu nie chodzi o rasizm ale wszyscy Afrykańczycy powinni zostać w domach i spróbować walczyć z choroba a inne państwa z bogatsza ekonomia powinny wspierać je medycznie i myśle ze na tym ta pomoc powinna sie zakończyć a nie wpuszczajcie wszystkich a pózniej cały świat zdziwiony jak zawsze ze wszyscy chcą nas oszukać

Reklama