W rezolucji, którą poparło 513 z 685 głosujących europosłów, wezwano polski rząd do "przestrzegania, opublikowania i pełnego oraz bezzwłocznego wykonania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego" z 9 marca 2016 r., które dotyczyło zgodności z konstytucją nowelizacji ustawy o Trybunale, a także wezwali do wykonania orzeczeń TK z grudnia ub. r.
Zdaniem przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, "jeśli władza nie chce, aby międzynarodowa opinia publiczna zajmowała się jej działaniami, to niech nie dostarcza pretekstu". "Kiedy po zaproszeniu Komisji Weneckiej lekceważy się następnie jej rekomendacje, to trudno się dziwić, że to budzi pewien niepokój - nie tylko wśród polskich eurodeputowanych, ale także w całej Europie" - mówił Tusk. Jak dodał, nie sądzi, by w najbliższej przyszłości ktoś chciał stosować jakieś sankcje wobec Polski.
Rezolucję skrytykował europoseł PiS Ryszard Legutko wskazując, że jest ona "absurdalna, szkodliwa, nierzetelna i przeciwskuteczna". "Jest absurdalna, bo w czasach, kiedy wybuchają bomby, a Unia Europejska zmaga się z poważnym kryzysem imigracyjnym (...), Parlament Europejski zajmuje się problemem, który problemem nie jest, a już na pewno nie jest problemem europejskim" - oświadczył Legutko.
Europoseł PO Janusz Lewandowski uważa, że za rezolucją głosowali "przyjaciele demokracji w Polsce" na Zachodzie. "Dzisiejszy głos PE mówi sam za siebie, jest świadectwem zagrożeń, jakie niosą rządy PiS-u dla Polski i jest świadectwem całkowitego fiaska wizyty premier Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim. Zaledwie kilka miesięcy wystarczyło, żeby kraj, który był stawiany jako wzór dla innych krajów (...) zamienił się w kłopot dla Unii Europejskiej i problem dla samych Polaków" - stwierdził.
Dyrektor prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski uważa, że przyjęcie przez PE rezolucji o sytuacji w Polsce na pewno nie sprzyja dialogowi między polskimi władzami a instytucjami europejskimi. Według niego "Parlament Europejski w ostatnich latach ma ogromne trudności ze zdefiniowaniem swojej roli w unijnej architekturze". "Zajmuje się często kwestiami +popularnymi+ medialnie, a nie rzeczywiście najważniejszymi dla starego kontynentu" - ocenił.
Zdaniem rzecznika rządu Rafała Bochenka rezolucja "jest efektem działania polityków PO i Nowoczesnej. Pewnie mają satysfakcję, że dopięli swego. Mam nadzieję, że jest to gorzka satysfakcja" - powiedział PAP Bochenek.
"Uważamy, że jest to spór polityczny, który powinien być rozwiązany przez polityków w parlamencie. Stąd też opinia Komisji Weneckiej została przekazana do parlamentu, aby posłowie i naukowcy wypracowali rozwiązania" - zwrócił uwagę.
Marszałek Sejmu Marek Kuchciński poinformował, że powołany przez niego zespół ekspertów pracujących nad opinią KW wkrótce przedstawi pierwsze propozycje zmiany ustawy o TK. "Niebawem będziemy świadkami pierwszych propozycji zgłaszanych przez zespół. Nie wykluczam, że jakieś propozycje związane ze zmianą ustawy o TK będą zaproponowane, ponieważ zgłosili się do nas również przedstawiciele frakcji parlamentarnych Sejmu, zgłosili różne propozycje. Z uwagą im się przyglądamy" - powiedział marszałek Sejmu.
Z kolei marszałek Senatu Stanisław Karczewski wyraził przekonanie, że kontynuowane będą spotkania liderów opozycji - zarówno parlamentarnej, jak i pozaparlamentarnej, których celem ma być wypracowanie kompromisu w sprawie sytuacji wokół TK.
Przyjęta przez PE rezolucja nie dziwi polityków PiS, których zdaniem jest ona aktem politycznym dającym polskiej opozycji paliwo w wojnie z rządem i większością parlamentarną. "Przyjęcie rezolucji tak naprawdę nas nie dziwi, to było do przewidzenia, natomiast pragniemy mocno podkreślić, że sprawy polskie i sprawy Polaków będziemy rozwiązywać tutaj w kraju" - zaznaczyła rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek.
Jak oceniła, rezolucja PE nie jest w żaden sposób wiążąca dla polskiego rządu i parlamentu. Zauważyła, że rezolucja PE różni się od opinii Komisji Weneckiej, bo - jak mówiła - KW dostrzegła w swoim stanowisku działania poprzedniego rządu, a "rezolucja PE w ogóle nie odnosi się do tego, co w kwestii Trybunału Konstytucyjnego zrobił poprzedni rząd PO i PSL".
Zdaniem posła PiS Jacka Sasina rezolucja na pewno nie przybliża do kompromisu ws. TK. "Ona daje kolejne paliwo w wojnie politycznej w Polsce, daje to paliwo opozycji, która zapewne będzie chciała wykorzystać fakt podjęcia rezolucji przez PE do wzmożenia wojny politycznej z rządem i większością parlamentarną" - stwierdził.
Unijny dokument krytykował też lider Kukiz'15 Paweł Kukiz. Jego zdaniem skandalem jest wynoszenie "partyjniackich sporów" na forum międzynarodowe, gdyż osłabia to Polskę i stawia ją w pozycji wasala względem UE i innych państw. "Po drugie czytając tę rezolucję, odnoszę wrażenie, że podmioty, które ją uchwaliły, nie do końca znają konstytucję RP" - podkreślił.
Odmiennego zdania jest b. minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski (PO), który ocenił, że rezolucja PE o Polsce jest świadectwem prawdy; mówi w sposób obiektywny o tym, co się dzieje w Polsce. "To nie jest rezolucja absurdalna, ona w sposób bardzo wyważony zdaje relacje i daje świadectwo, tego co dzieje się w Polsce. Rezolucja jest sygnałem dla PiS, żeby się opamiętał i wycofał ze swoich niektórych decyzji" - podkreślił.
W podobnym tonie wypowiadała się posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz, która zwróciła uwagę, że to działania PiS, a nie opozycji doprowadziły do tego, że PE musiał zająć się sprawą Polski. "Niestety sukcesywne, konsekwentne działania PiS doprowadziły do tego, że były łamane zapisy traktatowe, zapisy konwencji międzynarodowych i temat Polski niestety w bardzo negatywnym kontekście trafił także do debaty w PE" - mówiła.
Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz uważa, że rezolucja skłoni polskich polityków do zintensyfikowania prac nad osiągnięciem kompromisu wokół TK.
Eksperci komentując środową decyzję PE podkreślali, że straci na niej wizerunek Polski.
"Trzeba pamiętać, że trwa wszczęta wobec Polski przez KE procedura ochrony praworządności. Każde oficjalne stanowisko jakiejś unijnej instytucji – tak jak w przypadku tej rezolucji – to kolejny element, który teoretycznie może uruchomić postępowanie zawarte w art. 7 Traktatu o UE, w którym mowa jest o możliwości nałożenia sankcji” - mówił dr hab. Tomasz Kubin z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UŚ.
Z kolei prof. Piotr Wawrzyk, politolog z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego zwrócił uwagę, ta „strata” jest wielowymiarowa. Jego zdaniem nie chodzi tu tylko o czysto PR-owskie znaczenie, ale także wymiar finansowy. Środowa rezolucja może bowiem się odbić m.in. na kursie złotego. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze