Jednak to nie koniec jego kontaktów z bułgarskim wymiarem sprawiedliwości. Teraz stanie przed sądem. Grozi mu nawet 15 lat więzienia.
Polak w czwartek leciał z Warszawy do Hurghady, która jest popularnym celem wycieczek z Polski o tej porze roku. W czasie przelotu nad Bułgarią żartowniś poinformował załogę, że na pokładzie jest bomba. Ponieważ niedawno rosyjski samolot podróżujący z innego egipskiego kurortu, Sharm el-Sheik stał się obiektem zamachu, to informację potraktowano nadzwyczaj poważnie. Pilot awaryjnie lądował na lotnisku w czarnomorskim porcie Burgas, gdzie maszynę ewaukowano i przeszukano. Bomby nie znaleziono, a 67-latek przyznał się, że żartował i wypił za dużo.
Będą to prawdopodobnie najdroższe drinki w jego życiu. Na razie trzy dni spędził w bułgarskim areszcie, po czym stanął przed sądem. Prokurator domagał się aresztu tymczasowego, ale sędzia zwolnił naszego rodaka za kaucją. Polak musiał wpłacić do kasy 5 tys. lewów bułgarskich, czyli nieco ponad 10 tys. złotych. Na proces poczeka w Bułgarii. Sąd uzyskał zapewnienie od reprezentującego go prawnika, że ten udostępni mu lokum w kraju.
Napisz komentarz
Komentarze