Niedzielne głosowanie kończy niemal trzyletnią kampanię wyborczą. Wiosną 2014 roku odbyły się wybory do europarlamentu, pół roku później wybory samorządowe. Bezpośrednio po nich partie zbierały siły, żeby wesprzeć swoich kandydatów w wyborach prezydenckich, a po nich miały kilka miesięcy, żeby przygotować się na najważniejsze starcie ostatnich lat.
Gdy przejrzymy komentarze polityczne sprzed dwóch lat zobaczymy jak wiele się od tego czasu zmieniło. Wtedy wszyscy byli pewni, że przez najbliższe lata będziemy mieli zabetonowaną scenę polityczną, a Polska jest skazana na wojnę PiS i PO.
Jednak wyniki wyborów prezydenckich, jak i kampania parlamentarna pokazała, jak bardzo się tamci komentatorzy mylili. Partyjny duopol, gdzie biją się dwaj giganci, a cała reszta nie ma znaczenia, zaczyna odchodzić do lamusa. Najnowsze sondaże pokazują, że w przyszłym Sejmie może znaleźć się nawet 8 partii politycznych. O połowie z nich rok temu słyszało niewielu.
Długa, dwuletnia, kampania, może zniechęcić do polityki nawet najbardziej zainteresowane nią osoby. I chyba właśnie to zniechęcenie wyraża się w chęci głosowania na "kogokolwiek" nowego. Zauważyły to również największe partie, wypychając na pierwszy plan Beatę Szydło, wcześniej polityk z drugiego szeregu partii, czy Ewę Kopacz, której największym atutem po zwolnieniu miejsca przez Donalda Tuska, był fakt, że nie ma silnej pozycji w PO.
Ale poza "przemalowanymi" komitetami na karcie wyborczej pojawiły się nowe partie, od lewej do prawej strony, a każda z nich ma szansę wejścia do parlamentu. Prawdziwi gospodarczy liberałowie, mogą głosować na Nowoczesną Ryszarda Petru, a ci, którzy dodatkowo czekają na silne państwo, które istnieje pomimo minimalnych podatków, zagłosują za Korwinem. Głosujący o całkowicie odmiennych poglądach na państwo i podatki zainteresuje zapewne lewicowe "Razem", partia która ma 9 współprzewodniczących i całkowicie porzuca wodzowską retorykę.
Każda z wymienionych partii walczy o przetrwanie. Jeżeli wejdą wszystkie, w najgorszej sytuacji będzie Prawo i Sprawiedliwość, które będzie miało poważny problem z konstruowaniem większości sejmowej. Jeżeli nie wejdzie żadna, największe partie otrzymają specjalną premię i dostaną znacznie więcej mandatów, niż by to wynikało z wyników wyborczych.
Jeżeli więc ktoś mówi Wam, że nie ma znaczenia to, kto wygra, nie wierzcie. Każdy głos ma znaczenie, a w tych wyborach, przez skomplikowaną ordynację wyborczą, nawet pojedyncze decyzje mogą całkowicie zmienić wygląd sceny politycznej.
Napisz komentarz
Komentarze