Swój kunszt zaprezentowało 20 zespołów muzyczno-tanecznych z czterech kontynentów, tancerzy i śpiewaków łączyło jedno – Polska. Niemal wszyscy artyści mają polskie korzenie i w krajach zamieszkania kultywują, we własnych rodzinach, ale także i poza nimi polską kulturę. Rodzice, dziadkowie pochodzili z różnych regionów Polski i przekazali im rodzime tradycje. Toteż Rzeszów stał się na te kilka dni wielkim kalejdoskopem polskiego folkloru od morza do Tatr. Nasi Rodacy zafascynowani urodą polskich obyczajów, z dobrym skutkiem, zachęcają do ich kultywowania nie tylko bliskich, ale też swych znajomych i sąsiadów. A oni z kolei urzeczeni polskim folklorem wnoszą do niego elementy własnej kultury. Tak powstaje synkretyzm kultur i sztuk. To fenomen kultury, że różność, różnorodność odróżnia grupy regionalne a łączy wspólnoty ludzkie, narodowe. Piękno zawarte w muzyce, tańcu śpiewie urzeka , porywa, zachwyca tak samo każdego , bez względu na narodowość, rasę, przekonania i czyni z nas jedną wielką rodzinę piękna.
Na festiwalowej scenie wybrzmiewała różnorodna muzyka polska i innych narodów, a oczy widzów mogły napawać się feerią barw ludowych strojów i dodatkowych rekwizytów teatralnych, takich jak na przykład wielkie, unoszące się w zgodnym rytmie płachty imitujące fale morskie. To swoista scenografia londyńskiego zespołu Karolinka w Skype Boat Song. Niemal każdy występ stanowił odrębne przedstawienie, zawierające jakąś opowieść.
W założeniach programowych Festiwalu, obok obowiązkowego dla wszystkich kandydatów wykonania narodowego tańca poloneza i suity tańców krakowskich, było miejsce na układy choreograficzne do muzyki innych krajów. Zachwycała więc nieprawdopodobna wręcz rozmaitość i pomysłowość form tanecznych, opracowanych z finezją jako ilustracje do przepięknych melodii z całego świata. Polskie tańce, muzyka i stroje z Rzeszowskiego, Lubelskiego, Krakowskiego, Kaszub i wielu innych regionów kraju spotykały się i przeplatały z folklorem Ameryki Północnej; USA i Kanady, latynoskim Brazylii, australijskim i z wielu krajów Europy; Litwy, Niemiec, Mołdawii, Czech, Ukrainy. Nazwy zespołów też bliskie były polszczyźnie; Lajkonik, Polanie, Wawel, Łowicz, Junak, Kukułeczka, Łowicz czy po prostu Polonia a także wspominana już Karolinka.
Zespół Karolinka, hucznie oklaskiwany, zaprezentował różnorodny repertuar. Był Sadecki Krakowiak, Lachy Sądeckie i inne utwory. Rob Stadtmuller przyjechał na festiwal z Zespołem Pieśni i Tańca Karolinka z Londynu, choć na co dzień tańczy w Polonezie z Manchesteru.
„Połączyliśmy siły - mówi weteran festiwalowy, bo już siódmy raz na nim pokaże swoje taneczne talenty. - Jestem zachwycony polską kulturą i tańcami ludowymi. Moi dziadkowie pochodzili stąd, a za granicę wyjechali podczas II wojny światowej. W Wielkiej Brytanii chodziłem do polskiej szkoły, byłem ministrantem, harcerzem. Zawsze się śmiałem, że mam polskie serce, ale i polską wątrobę – żartuje”. Na scenach zobaczyliśmy jak z zespołem wywija tańce sądeckie.
Rob także zwraca uwagę na atmosferę nie do podrobienia, co zresztą wybija się u każdego rozmówcy. - Nie szkodzi, że czasami się nie rozumiemy. Nawet jak nie znamy swoich języków w mowie, to ponad wszystko łączy nas język ciała - taniec.*
Zespół Karolinka powstał dzięki wysiłkowi i zaangażowaniu Maury a potem Jolanty Kutereby, osiągając świetność i stabilność nieczęsto spotykaną wśród zespołów amatorskich. Jak obliczyłam niedługo będą obchodzili 45 – lecie. Gratulacje i czapki z głów.
Zwieńczeniem Festiwalu był pięciogodzinny Koncert Galowy. Dzięki pasji artystów, szczęśliwych, że mogą się dzielić pięknem i bogactwem polskiej kultury. Dzięki najwyższej próbie produkcji artystycznych i doskonałej organizacji Koncertu nie czuliśmy wcale upływu czasu, ba, żałowaliśmy, że tak szybko się skończył!
Napisz komentarz
Komentarze