Liz Truss w dalszym ciągu może liczyć na poparcie swojego gabinetu, mimo to, z poselskich ław Konserwatystów coraz głośniej i częściej słychać, że jej czas dobiegł końca.
Po tym jak premier opanowała pożar w Ministerstwie Finansów, jej pozycja znów została podważona – po 43 dniach kierowania Home Office, Suella Braverman zrezygnowała z pełnionej funkcji. Na to wszystko nałożyły się jeszcze słowne przepychanki w Izbie Gmin spowodowane środowym wystąpieniem samej Truss.
Wszystkie oczy skierowane są teraz na Sir Grahama Brady'ego, przewodniczącego 1922 Committee – najbardziej wpływowej parlamentarnej frakcji Partii Konserwatywnej, który w każdej chwili może uznać, że premier nie ma już poparcia deputowanych jej macierzystego ugrupowania. Aby tak się stało, do Brady’ego musi wpłynąć odpowiednia liczba wniosków popierających odejście Truss ze stanowiska. Ale zdaniem niektórych jest coraz bardziej realne.
Dotychczas 13 Torysów wezwało oficjalnie premier do rezygnacji.
Będąc gościem BBC Radio 4, Simon Hoare przyznał, że „poczucie pesymizmu rośnie we wszystkich skrzydłach partii”. Deputowany stwierdził, że jego zdaniem Truss ma jakieś 12 godzi na to aby naprawić sytuacji i zachować fotel szefa rządu.
Media donoszą też, że najbardziej najwyżej postawieni politycy Patii Konserwatywnej mogą się zgodzić na obsadzenie stanowiska premiera bez przeprowadzania wyborów wewnątrz ugrupowania czy wyborów powszechnych. Ale tu brak zgodności co do nazwiska ewentualnego następcy Truss.
Napisz komentarz
Komentarze