Aut. Adam Siemieńczyk
Jesteś pasjonatką poezji. Co sprawia, że poświęcasz jej tak dużą część swojego życia?
Moim zdaniem, jest zasadnicza różnica pomiędzy stwierdzeniem o byciu pasjonatem czegoś, a tym, że coś jest dla kogoś wielką pasją. Można być na przykład pasjonatem wyścigów konnych i raz na jakiś czas jeździć na zawody i kibicować. Pasjonatem lodów na patyku czy filmów francuskich. Ale mieć prawdziwą, wielką pasję, to znaczy poświęcać jej swoją energię życiową, oddech, myśli, kierować działania, stawiać sobie cele. W moim przypadku poezja jest nie tylko pasją, ale i sposobem życia, postrzegania otaczającej mnie rzeczywistości. Wypływa z naturalnej ponadnormatywnej wrażliwości, mocnego dotykania, głębokiej percepcji. I z chęci zatrzymania w czasie wrażeń, obrazów i emocji. Zachowania ich słowem. Prawie zawsze. Taka po prostu jestem. Choć ten sposób istnienia jest czasami uciążliwy dla mnie samej i otoczenia.
Jeszcze na początku działań PoEzji Londyn byłaś zaproszona na spotkania poetyckie na Wyspy jako gość specjalny. Jak to wspominasz?
Pięknie było. Poznałam ludzi, dla których poezja ma wielką wartość i potrafią uszanować tych, którzy ją tworzą. Podobnie wrażliwych. Potrafiących słuchać i właściwie odbierać słowo. Bardzo pozytywnie wspominam przygotowane przez nich spotkanie w londyńskim POSK-u i w katedrze w Bedford. To był pełen profesjonalizm. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Łącznie z oprawą medialną (m. in. artykułami w „The Polish Observer” i nie tylko), zaproszonymi gośćmi. Bardzo mile wspominam gościnność organizatorów wydarzenia, ich poświęcony czas, również prywatny. Z pewnością PoEzja Londyn oraz ludzie ją tworzący, Adam Siemieńczyk i Marta Brassart, na zawsze pozostaną wyraźnie i ciepło w mojej pamięci.
Bycie w poezji wydaje się czasem trudne. Drenuje czas, emocje, finanse. Co jest podstawą siły, która wciąż popycha do przodu?
Przeniesienie genotypu swego wiersza? Uczestnictwo w poetyckiej wspólnocie? Niekończące się poszukiwanie nieodgadnionego? Najbardziej to ostatnie, choć zmodyfikowałabym do dwóch słów, czyli niekończące poszukiwanie. Głód poznania. Coś, co woła do nas i musimy na to wołanie odpowiedzieć. Chodzi tu nie tylko o nas samych, ale też o drugiego człowieka. I otoczenie, w którym przyszło mu urzeczywistnić swoje „ja”. Również sens istnienia niezależnie od kontekstu i zobowiązań. Kwestia dobra i zła. Odwieczne poszukiwanie „wrażliwców”, które pewnie nigdy się nie kończy. Ale w tym niekończącym się procesie jest szansa na chwilę wytchnienia, kiedy na swojej drodze spotkamy tych, którzy myślą podobnie i potrafią współodczuwać. Z którymi możemy prowadzić interesujący nas dialog.
Udzielasz się w pracy na rzecz ZLP. Czy związki twórcze mają właściwe wsparcie zestrony władz?
Nie zastanawiam się nad tym, co mogą dać mi władze związku, którego jestem częścią. Myślę o tym, co ja mogłabym dać związkowi od siebie. Jak stworzyć nową wartość interesującą innych. Jak wykreować temat do ciekawej dyskusji. A dodatkowo, jak zachować nasze wspólne działania i twórczość dla potomnych. Dlatego dziesięć lat temu stworzyłam Kwartalnik Literacko-Kulturalny „LiryDram”, który jest pismem autorskim. Niesie świeżość. Znaczna część ludzi należących do ZLP, w tym będących w Zarządzie, to ludzie z ogromną wiedzą i doświadczeniem. Był czas, kiedy to oni tworzyli nową na owe czasy jakość i organizowali wydarzenia. Mają swoją spuściznę literacką i życiową. Można wiele nauczyć się od nich. Czerpać całymi garściami. Ale warunkiem zaistnienia takiej rozmowy jest zobaczenie przez nich w rozmówcy godnego partnera. Kogoś, kto ma charyzmę i cele. Kto je konsekwentnie realizuje. Wtedy otwierają się i dzielą swoimi wspomnieniami i wiedzą. Pomagają wielopłaszczyznowo. To bezcenne.
Co dla ciebie znaczy emigracja?
Emigrantem w pewnym sensie jest każdy z nas. Mam tu na myśli różne rodzaje alienacji towarzyszące znajdowaniu się w jakimś obcym miejscu, czyli wymiar duchowy związany na przykład z wartościami. Pięknie ujęła to Julia Kristeva: „Wygnanie, uchodźstwo, jest odwiecznym doświadczeniem jednostek i całych grup ludzkich, ale w XX wieku powstało tyle form alienacji (wyobcowania), że jesteśmy wszyscy emigrantami. [Strangers to
Ourselves.New York, Columbia University Press 1991, s. 188]
W sensie fizycznym emigrujemy najczęściej przez pracę zawodową lub z powodów osobistych. I niekoniecznie wiąże się to z przekroczeniem granicy innego kraju. Różnią się przecież już same regiony, miasta, dzielnice, społeczności, grupy zawodowe. Ja spędziłam dzieciństwo w małym miasteczku w Puszczy Świętokrzyskiej. W Warszawie przez długi czas nauki czułam się początkowo jak na emigracji. Obecnie praca zawodowa związana z konserwacją zabytków wymusza na mnie mieszkanie miesiącami w różnych regionach Polski, czasami za granicą. To trudne. I czasami budzi wielkie emocje.
Czy napisałaś już swój najlepszy wiersz?
Nie podchodzę w ten sposób do napisanych przez siebie wierszy. Lepsze czy gorsze. Za każdym razem jest to część mojego „ja”, którą odkrywam. Czasami olśniewająca, czasami dołująca, innym razem wstydliwa. Z każdym napisanym wierszem odkrywam kolejną prawdę o sobie i świecie. Samo pisanie jest niesamowitą przygodą. To jak proces rozszczepiania światła. Widzisz różne kolory w różnym natężeniu. Są wiersze do których wracam, jak wraca się po podróży do domu. Są też takie, których nie chcę więcej widzieć, zupełnie jak nowo odkryte miejsca, którymi czujemy się rozczarowani i o których chcemy jak najszybciej zapomnieć.
Nad czym teraz pracujesz? Gdzie cię można zobaczyć?
To są trzy płaszczyzny. Pierwsza – związana z twórczością własną. Głównie poezją. Ona powstaje w ciszy, poza zasięgiem osób zainteresowanych. Ta praca trwa, od czasu do czasu przerywana jakąś publikacją. Druga – Kwartalnik Literacko-Kulturalny „LiryDram”. To inny rodzaj pracy twórczej, bo wymagający koncentracji na pracy i twórczości innych. Rozmów, spotkań, obecności na wystawach, prezentacjach, czytaniach. Trzecia – to wystawa „Twarze współczesnych poetów polskich”. Od prawie dziesięciu lat powstają grafiki tworzone przez Roberta Manowskiego, rektora Wyższej Szkoły Artystycznej w Warszawie. Pojawiają się z każdym kolejnym numerem kwartalnika. Zdobią okładki. Graficzne portrety ludzi pióra stanowią zwieńczenie rozmów, wywiadów i wyboru wierszy publikowanych w każdym numerze pisma. Jednocześnie grafiki te drukowane są na płytach w formatach 1 m x 1 m. Tak powstaje wystawa. Wolno, lecz systematycznie. Do wystawy planujemy wydanie albumu. Pierwsza taka prezentacja prac nastąpi jeszcze w tym roku podczas Hop Białoszewski Fest w Miejskim Centrum Kultury w Gorzowie Wielkopolskim.
Jakie jest twoje przesłanie?
Warto być autentycznym. W życiu i w twórczości.
Napisz komentarz
Komentarze