Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Polski mural w Doncaster

„Tworzę ogromne kolaże ze sfotografowanych modeli, które następnie drukuję na papierze blueback i przyklejam na ścianach. Zachowuję fragmentaryczne fragmenty oryginalnego obrazu, aby stworzyć dialog między oryginałem a moją interpretacją. Na wklejanie wybieram opuszczone, opuszczone budynki. Mają własną duszę i stają się integralną częścią moich wizualizacji. Z kolei moje wizualizacje stają się organicznym elementem miejskiej scenerii”. Jola Kudela, ma za sobą mnóstwo fantastycznych produkcji. Między innymi współtworzyła pełnometrażowy film "Despicable Me", nadzorowała francuskie produkcje animowane. W Londynie pracowała przy filmach: Opowieści z Narni, Harry Potter czy Dark Shadows, ale jej znakiem rozpoznawczym są streetarty. Ostatni z nich powstał właśnie w Doncaster.
Jola Kudela przy muralu "They went to sea"

Pani Jolu, proszę opowiedzieć o sobie. 

Pochodzę z Wrocławia, gdzie ukończyłam liceum plastyczne, po nim trafiłam do szkoły filmowej w Łodzi na Animacje, a potem dostałam stypendium Ministerstwa Kultury na specjalizacje we Francji i pojechałam do CFT Gobelins na rok animacji komputerowej. Teraz mieszkam między Londynem, Paryżem a Warszawą, w zależności od tego, gdzie zaniesie mnie następny projekt zawodowy. Zajmuję się compositingiem, realizacją filmów mixed media i streetartem.

Jak wyglądała Pani droga zawodowa? 

Po zakończeniu szkoły w Paryżu, wróciłam do kraju i w Warszawie pracowałam przy produkcjach reklamowych na Flamie.  Zarabiałam wtedy bardzo interesujące stawki, ale czułam mocny niedosyt w kwestii charakteru produkcji przy jakich uczestniczyłam. Chciałam czegoś więcej. Chciałam robić filmy, efekty specjalne, teledyski.   W tamtym czasie (na przełomie XXI wieku) Polska dopiero rozwijała się jako niezależny kraj i niewiele było ambitniejszych produkcji, rynek był czysto komercyjny, a ja byłam młoda i niecierpliwa. Wróciłam więc do Paryża. Tam początkowo również pracowałam przy produkcjach reklamowych, ale później znalazłam różne inne formy animacji - cinematiki - motion capture, film pełnometrażowy "Despicable Me". Z czasem przeszłam na pozycję superwizora i dużo jeździłam po innych krajach, aby nadzorować francuskie produkcje animowane: w Belgii, Luxemburgu, Tunezji i Indiach. W Belgii spotkałam superwizora, który później zaprosił mnie do pracy w Londynie przy filmie Opowieści z Narni, później Harry Potter, Dark Shadows Tima Burtona i jeszcze kilka innych blockbusterów. Wracałam też regularnie do produkcji filmowych we Francji jako Art Director.

Kiedy odkryła Pani w sobie ducha artystycznego?

Dosyć wcześnie pasjonowałam się wizualnymi formami wypowiedzi. Jako mały szkrab pytany "co Jolu chcesz robić, jak dorośniesz?" - odpowiadałam ... "chcę oglądać telewizję" ... nic dodać nic ująć - samoświadomość osiągnięta dosyć wcześnie. A praktycznie, w wieku 13 lat podjęłam decyzję, że chcę zostać artystą przez duże A. Miałam w rodzinie malarkę - ciocię Teresę (Teresa Włodarczak), która była dla mnie absolutnym role model i ją chciałam naśladować. Po szkole filmowej jednak nie poszłam w stronę dużego "A" tylko w stronę małego "C" czyli commercials.  Dopiero po kilku latach i spłaconych kredytach, zaczęłam zerkać w stronę takich literek jak małe, skromne "a" czy "s". I zaczęłam łączyć pracę komercyjną z uprawianiem różnych działalności związanych ze sztuką, przez małe "s", może kiedyś dojdę do dużego ;-). A poza tym, jestem zdania, że nie można inaczej. Dla własnego zdrowia psychicznego trzeba coś robić, co jest w pewnym sensie medytacją i odpoczynkiem po projektach komercyjnych. Praca w biznesie audiowizualnym jest bardzo męcząca. Pod koniec produkcji filmu (moje ostatnie 3-4 miesiące) tempo pracy nasila się bardzo: 14 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu. Po takich produkcjach dosłownie rozpadam się na kawałki i długo się zbieram, aby podjąć następny taki maraton.  A więc w tak zwanym międzyczasie regeneruje się swoimi własnymi artystycznymi działaniami. Zaczęłam od fotografii i kolażu, a z czasem, przeszłam do większych form tegoż medium w formie street artu.

Tego rodzaju dzieło znalazło się w Doncaster. Od czego zaczelo się zainteresowanie street artem?

Lista jest długa, gdyż dzielę swoją działalność między street-artem i realizacjami video. W 2010 roku zrobiłam swój pierwszy duży projekt pod tytułem "Renesansowy StreetArt" na warszawskiej Pradze. 12 wlep, każda po 40m2 mniej więcej. Później wszystkie wakacje, jakiekolwiek miały miejsce podporządkowane były działaniom ulicznym. W Buenos Aires, Melbourne, Paryżu (oficjalny udział w La Nuit Blanche 2011 pod patronatem Instytutu Kultury Polskiej w Paryżu), Brighton, Liege, Harlow… Do moich działań ulicznych staram się podchodzić niekomercyjnie i z zaangażowaniem społecznym. Ważne jest dla mnie przesłanie jakie niosą ze sobą moje wlepy. Jako, że funkcjonują w przestrzeni publicznej, mam świadomość, że niejako zmuszam przechodniów do ich obecności, a więc traktuję to jako swego rodzaju formę dialogu. Poruszam takie kwestie jak rasizm, homofobia, brak tolerancji itd. Odpowiedzi "publiczności" często nie są łatwe. W 2010 roku na dwupiętrowej fasadzie muzeum Pragi, które w tym czasie było w remoncie, powiesiłam fotografię nawiązującą do obrazu Da Vinci Dziewica Maryja z dzieciątkiem i Świętą Anną. Instalacja nie przetrwała 24 godzin. Odczytana została jako obelga dla świętej rodziny. Oczywiście ja tutaj polemizowałam z oryginałem i społecznym postrzeganiem zmiany wzorców kulturowych, ale ogólnie taka agresja tylko jest przykładem braku jakiejkolwiek edukacji i wiedzy, że nie było żadnego Józefa w oryginalnym obrazie. Innym razem w 2019 roku w Warszawie zawiesiłam kolaż nawiązujący do narodzin Wenus Botticellego. W roli Wenus umieściłam młodą transgender osobę, sugerując narodziny czegoś pięknego, nowego życia, transformacje z niechcianego i niekochanego żeńskiego ciała w to z marzeń - męskie.  Oczywiście wkrótce po instalacji zaroiło się od antygejowskich tagów na wlepie.

Ale są też bardzo pozytywne odzewy na niektóre instalacje.

W roku 2017 zrobiłam projekt pod hasłem "WE ARE ALL IN THE SAME BOAT" w Harlow. Mieście, w którym został zabity Polak, tuż po przegłosowaniu brexitu w Anglii. Harlow i ten akt stał się wtedy symbolem hate crime w UK. Projekt powstał rok po tym wydarzeniu, wzięło w nim udział 40 różnych, wieloetnicznych mieszkańców tego miasta i tym samym protestowali oni przeciwko tak krzywdzącej ich opinii publicznej. Projekt był częścią obchodów dni kultury polskiej w czasie Essex book Festival, 200m2 wlepa na murach głównego teatru miasta Harlow, pod patronatem Instytutu Kultury Polskiej w Londynie. W 2011 roku w Paryżu pod patronatem paryskiej filii Polskiego Instytutu Kultury, zrealizowałam również taki wieloetniczny 120m2 kolaż, inspirowany obrazem Jacka Malczewskiego "Błędne koło". Była to trochę wizja emigracji od wewnątrz, interpretowana przeze mnie jako ciągły bieg w poszukiwaniu lepszego jutra, które nigdy nie nastąpi, wręcz przeciwnie. Ciągłe zmiany, obca kultura, z góry skazują emigranta na alienację i agresję.

Temat emigracji i ruchu mas ludzkich jest częstym motywem w Pani pracach. 

Dlatego też i tym razem w pracy zrobionej w Doncasterze nawiązuję do tej tematyki. „They went to sea”, taki jest tytuł tego muralu. Tym razem jest to parafraza jednego z wierszy z Księgi Nonsensu Edwarda Leara. Mówi on o podróży grupki ludzi przez ocean w sitku. W przypadku Leara jest to utwór komediowy i żartobliwy. W mojej interpretacji zmienia on znaczenie. Grupa tancerzy interpretuje podróż przez morze monotonnym ruchem ciał, aż do dramatu, burzy, zatonięcia. Otoczeni są symbolicznym falami, które generowane są w czasie rzeczywistym na podstawie wartości luminancji ich ciał. Czyli defacto ocean wokół nich to oni, ich ruch, ich taniec, ich dynamika. Metafora tego, że uciekając z miejsca do miejsca, zabieramy ze sobą swój własny ocean lęków, uprzedzeń, wyobrażeń. I tylko my sami jesteśmy w stanie ten ocean przepłynąć, uwolnić się od niego, albo utonąć.  W dźwięku grupa aktorów recytuje fragmenty pierwszej zwrotki, ale pod koniec głosy mówią, że jeśli tylko przeżyją to i tak jeszcze raz wyruszą w podróż.  Czyli każdy z nas powinien ten zewnętrzny i wewnętrzny ocean przepłynąć, zmierzyć się z min i wrócić mądrzejszym, dojrzalszym, wolnym. Film ten powstał jako materiał wyjściowy do muralu. I tak, mamy teraz 240m2 malarstwa ściennego na wielkiej ścianie w sercu Doncaster, które możemy zeskanować aplikacją augmented reality i mural ożyje ruchem tancerzy z Fertile Ground w choreografii Małgorzaty Dzierzon z muzyką Julii Kent, adaptacją tekstu Agnieszki Lesiewicz.  Mural natomiast powstał przy współpracy AOP Projects, ArtBomb i Instytutu Kultury Polskiej w Londynie.

Drugim nurtem Pani działalności artystycznej jest realizacja obrazu video.

Zaczęłam kilka lat temu, kiedy PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej) odrzucił mój projekt filmu twierdząc, że jest zbyt duży, jak na pierwszą własną realizację. Wzięłam sobie to do serca i zaczęłam produkować różne formy video-muzyczno-experymentalne. Spotykały się one z bardzo pozytywnym odbiorem i zdobyły wiele nagród na festiwalach.  W swoich poszukiwaniach skoncentrowałam się na współistnieniu muzyki i obrazu, mocno przetwarzanego, które przenikają się nawzajem. Zrobiłam serię wizualizacji do muzyki modern-classical dla takich wykonawców jak Poppy Ackroyd, Julia Kent czy Katie Gately, do filmu krótkometrażowego "Mrs D" z Marią Ciesielską, jako test do rotoscopingu wspomaganego algorytmem AI. Film został wyróżniony na targach Clermont-Ferrand Short Film Festival 2021.  Rezultaty można zobaczyć na stronie https://www.oneeyedpixel.com/

Jakie ma Pani plany na przyszłość?

W tym momencie jestem w Warszawie, gdzie realizuję zdjęcia do developmentu mojego pierwszego filmu pełnometrażowego. Finansowany przez PISF, produkowany jest on przez Opus Film (dom produkcyjny, który wyprodukował zdobywcę Oscara "Idę"). Autorem scenariusza jest Aga Lesiewicz, polsko-angielska pisarka wydająca swoje książki w Anglii, Francji i Polsce. I mam przepyszną obsadę aktorską, francuski aktor znany z Delicatesen - Dominique Pinon, niemiecka młoda aktorka - Bianca Nawrath, polscy młodzi aktorzy: Krzysztof Oleksyn, Hubert Miłkowski i Tomasz Tyndyk. Mam wszystko co najlepsze do mojego projektu. Pilot powinien powstać do końca roku i później mam nadzieję, że szybko skompletujemy środki, aby zrobić całość filmu.

Dziękuję za rozmowę. 


Mural "They went to sea" w Doncaster. Autorka: Jolanta Kudela

Mural „They Went To Sea” Joli Kudeli jest inspirowany limerykiem Edwarda Leara The Jumblies. Jumblies wyruszają w morską podróż w najmniej odpowiednim naczyniu, sicie, porzucając stare status quo w poszukiwaniu czegoś nowego, ale nie myśląc o podróży. To metafora ruchów migracyjnych na całym świecie. Mural uruchamia wideo z występu zespołu tanecznego Fertile Ground w choreografii Małgorzaty Dzierzon. Wykonawców otacza symboliczne morze stworzone za pomocą algorytmu, który generuje fale graficzne w czasie rzeczywistym, wykorzystując luminancję i ruch tancerzy oraz częstotliwość muzyki. Muzyka skomponowana przez Julię Kent. Tancerze: Esmée Halliday, Lila Naruse, Beth Veitch, Benedicta Valentina Mamuini, Jonny Curry, Dzikamai W Mudamburi, Renaud Wiser.



 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama