Czwartek w Londynie w żaden sposób nie przypominał tych dni z późnej wiosny 2020 r., gdy w ramach znoszenia pierwszego lockdownu najpierw otwarto sklepy inne niż z artykułami pierwszej potrzeby, a później puby i restauracje. Wtedy faktycznie przed sklepami w centrach handlowych ustawiały się długie kolejki, a w pubie trudno było znaleźć miejsce bez wcześniejszej rezerwacji.
Niewielka faktyczna różnica, jaką zrobiło zniesienie w czwartek restrykcji, wynika z dwóch czynników. Po pierwsze, w Anglii i tak były one ostatnio dość łagodne. Brytyjski rząd, w którego kompetencji jest ochrona zdrowia tylko w Anglii, na wariant Omikron koronawirusa odpowiedział głównie przyspieszeniem podawania dawek przypominających szczepionki.
Jeśli chodzi o restrykcje, ograniczył się do wprowadzenia covidowego "planu B", którym były rozszerzenie obowiązku noszenia maseczek na niemal wszystkie zamknięte przestrzenie publiczne, zalecenie pracy z domu i wprowadzenie certyfikatów covidowych jako warunku wejścia do klubów nocnych i na imprezy masowe powyżej określonej liczby uczestników. Ponieważ zalecenie pracy z domu już wcześniej wycofano, zmianą były tylko maseczki i certyfikaty.
Ale choć zniesiono odgórny obowiązek, dopuszczalne jest, by organizatorzy imprez masowych nadal wymagali certyfikatów, a właściciele sklepów czy punktów usługowych - noszenia maseczek. I część z nich to robi. Już kilka dni temu sieć supermarketów Sainsbury's jako pierwsza ogłosiła, że będzie prosić klientów, by nadal nosili maseczki w sklepach, a następnie zrobiła to większość jej konkurentów.
Dodatkowo władze Londynu poinformowały, że w maseczki pozostaną wymagane w środkach transportu publicznego w stolicy. Wprawdzie zarówno w sklepach, jak i w transporcie publicznym nie jest to ani tak przestrzegane, ani tak egzekwowane, jak było to podczas covidowych lockdownów, jest to drugim powodem, dla którego czwartkowe zmiany nie robią realnie wielkiej różnicy.
Poza tym, brak obowiązku noszenia maseczek nie znaczy, że one znikły. Część osób je nosi z własnego wyboru - nawet idąc ulicą, co w Anglii nigdy nie było wymagane. I nie wyglądało, by w czwartek był to rzadszy widok niż w środę czy we wtorek.
Napisz komentarz
Komentarze