Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Emma Rawicz w Jazz Cafe POSK w sobotę 22 stycznia 2022!

Emma Rawicz to młoda saksofonistka i kompozytorka, która zdążyła już zrobić spore wrażenie na brytyjskiej scenie muzycznej. Określana jako „siła, z którą należy się liczyć” („Jazzwise”) i „szybko wschodząca gwiazda” (London Jazz News), w wieku 19 lat nagrała swój niecierpliwie oczekiwany debiutancki album.

W sobotę 22 stycznia  artystka wystąpi w Jazz Cafe POSK, gdzie zaprezentuje kompozycje z albumu „Incantation” oraz utwory ze swojego najnowszego projektu. Muzyka Emmy ma unikalne brzmienie,  a jej kompozycje to zarówno porywające rytmiczne utwory inspirowane muzyką afro-kubańską, jak i mocne numery funkowe. Z Emmą Rawicz rozmawia Tomasz Furmanek.

Tomasz Furmanek: Jak i kiedy odkryłaś jazz?
Emma Rawicz: Wydaje mi się, że stało się to gdy miałam 12 lat i moi rodzice zabrali mnie do międzynarodowej letniej szkoły muzycznej w Devon, zwanej Dartington Music Summer School. W tamtym czasie grałam tylko na skrzypcach, głównie muzykę klasyczną. Zobaczyłam tam koncert jazzowego big bandu i potem przez lata błagałam rodziców, aby pozwolili mi grać na saksofonie, ale zgodzili się na to dopiero kiedy miałam 15 lat. Saksofon wydawał się najfajniejszym instrumentem na świecie i od razu chciałam na nim grać. Po prostu uwielbiałam jego brzmienie, które zwyczajnie do mnie przemówiło, jak sądzę… A kiedy pierwszy raz na nim zagrałam, poczułam „ok, to jest mój instrument, to ten, na którym chcę grać!”.

TF: Po tym pierwszym kontakcie z jazzem i saksofonem podczas występu big bandu, jak znalazłaś swoją drogę do muzyki jazzowej?
ER: Głównie online, potem zaczęłam kupować  płyty i słuchać Charliego Parkera i Milesa Davisa...  Tak naprawdę nic z tego nie rozumiałam, ale wiedziałam, że to jest ta muzyka, która chcę poznać  lepiej. Jednakże  mieszkałam w północnym Devon i dorastałam na odludziu, gdzie tak naprawdę nie było żadnych koncertów, na które można by pójść, ani żadnych zespołów, z którymi można by grać. Pozostało więc tylko osłuchanie muzyką. W ten sposób się w to wkręciłam. 

TF: Ale skoro słuchałaś muzyki Davisa czy Parkera, musiałaś już wtedy ją czuć, być nią zafascynowana?
ER: Tak, oczywiście, i wiedziałam, że ją kocham, ale tak naprawdę nie rozumiałem tego , co robili ci muzycy, gdyż nie wiedziałem jeszcze nic o improwizacji, timingu, akordach ani o technice. Jednak ta muzyka sprawiła, że coś poprzez nią poczułam i wiedziałam, że chcę ją grać.

TF: Jacy inni muzycy byli kluczowymi postaciami, które miały wpływ na twój muzyczny rozwój?
ER: Myślę, że muzycy, którzy mieli na mnie jeszcze większy wpływ niż Miles czy Charlie Parker, zwłaszcza jeśli chodzi o pisanie, to Wayne Shorter, Chris Potters, a także Herbie Hancock, Dave Holland, i wielu innych! Naprawdę, słuchałam tak dużo muzyki Wayne'a, że jestem pewna, że wpłynęło to na moje komponowanie.
Myślę, że muzykiem jazzowym, który wywarł na mnie największy wpływ, był Joe Henderson. Pamiętam, jak usłyszałam jego płytę „Double Rainbow”, a w szczególności utwór „No More Blues” – wywarł na mnie tak głębokie wrażenie, że wiedziałam, że chcę zacząć grać na saksofonie tenorowym! Brzmienie jego saksofonu naprawdę mnie poruszyło. Poza tym natknęłam się na muzykę brazylijską za sprawą perkusisty Adriano Adewale, który mnie w nią wprowadził i która od razu mi się spodobała. Zaczęłam też poznawać muzykę kubańską. Chyba po prostu chciałam słuchać wszystkiego… a ta płyta Joe Hendersona w pewnym sensie doprowadziła mnie do tych różnych muzycznych ścieżek.

TF: Co jeszcze zafascynowało cię w Joe Hendersonie i jego muzyce? Czy możesz to opisać słowami? A może… kolorami!? (uśmiech)
ER: Właśnie tak! To było niesamowite przeżycie… gdyż mam synestezję, czyli widzę kolory, kiedy słyszę muzykę. Kiedy usłyszałam, jak gra utwór „No More Blues”, wizualnie był po prostu przepiękny, a jego brzmienie było po prostu cudowne, tak miękkie… Było w tym brzmieniu coś, czego wcześniej nie słyszałam. Był równie mocny od strony rytmicznej; wszystko w jego grze było po prostu urzekające, sprawiało, że chciałam dowiedzieć się więcej.

TF: Synestezja. To fascynjace. Czy jest to u ciebie wyłącznie związane z muzyką?
ER: Myślę, że generalnie tylko z dźwiękami. Jest to dla mnie normalne, zawsze tak miałam, taki jest mój świat. Zasadniczo, podczas słuchania muzyki zmieniają się kształty i kolory. Zmienia się to przez cały czas i przyczyniają się do tego wszystkie aspekty muzyki. Dlatego jest to dla mnie takie interesujące.

TF: Masz 19 lat; aż trudno uwierzyć, że nie wziąłeś do ręki saksofonu tenorowego przed ukończeniem 16. roku życia, ponieważ wydaje się, że masz w sobie mnóstwo muzycznej dojrzałości i pewności. Co myślisz o takim stwierdzeniu?
ER: Nie jestem pewna. Osobiście powiedziałabym, że wciąż muszę się wiele nauczyć i daleko mi do bycia „skończonym pakietem” – nie, żeby jakiś „skończony pakiet” w ogóle istniał dla muzyka. Odkąd dostałam w swoje ręce saksofon tenorowy i zrozumiałam, co chcę robić, ciężko pracowałam. Kiedy chodziłam do Chetham’s School of Music przez 2 lata, ćwiczyłam po 8-9 godzin dziennie, codziennie,  ponieważ po prostu chciałam być lepsza oraz bardzo to lubiłam! Nadal lubię ćwiczyć i pracować nad wszystkim, ponieważ kocham muzykę, chcę grać więcej i stawać się lepszym muzykiem. 

TF: A więc granie, występowanie, bycie w muzyce jest celem samym w sobie? Ta podróż jest nagrodą.
ER: Absolutnie. Myślę, że łatwo jest wpaść w pułapkę typu „chcę brzmieć jak ta osoba” albo „chciałabym być technicznie w stanie to zrobić” czy „zagrać ten trudny kawałek”. Ale przecież tak wiele czerpiemy z samego procesu, cały czas się uczymy i doskonalimy. Myślę, że zeszłego lata, kiedy koncerty zaczęły powracać i dużo występowałam, po prostu zdałam sobie sprawę, że ten proces jest tak piękny sam w sobie! Łatwo wpaść w pułapkę, kiedy jesteś na uniwersytecie i zamykasz się w pokoju, a wszystko, co robisz, to ćwiczenia, a przecież o wiele więcej uczysz się w trakcie grania z innymi ludźmi!

TF: Nagralaś już swój debiutancki album z oryginalnymi kompozycjami, „ Incantation” ma ukazać się wiosną 2022 roku. Jakie było twoje podejście do procesu twórczego?
ER: Zdaję sobie sprawę, że album jest dość różnorodny pod względem stylistycznym, zawiera elementy fusion, muzyki afro-kubańskiej, trochę folku, elementy bardziej tradycyjnego jak i nowoczesnego jazzu… Mnie chodziło jedynie o pisanie muzyki, która dawała mi poczucie, że naprawdę mogłabym coś poprzez nią powiedzieć. Kompozycję „Voodoo”, która będzie pierwszym utworem na albumie, napisałam w oparciu o ten szalony abstrakcyjny kolorowy obraz pełen fioletu, koloru pomarańczowego i żółtego, po prostu eksperymentowałam z dźwiękiem i znalazłam w tym kompozycję. Potem pomyślałam, że byłoby naprawdę fajnie mieć jakiś motyw wokół słowa „voodoo”, więc po prostu wybrałam różne słowa, takie jak np. zaklęcie czy omen czy inne tego rodzaju rzeczy i użyłam tych słów jako podpowiedzi do kolejnych kompozycji. Najpierw myślę o danym słowie, potem próbuję wydobyć dźwięk ze znaczenia tego słowa i zobaczyć, co się stanie... Najbardziej wyjątkowy utwór na tym albumie ma tytuł Vera – tak miała na imię moja babcia, napisałam go dla niej po jej śmierci, próbując przekazać, jaką cudowną osobą była i jak bardzo kochałam spędzać z nią czas. Myślę, że to dla mnie rodzaj dość osobistego albumu i zarazem moja pierwsza muzyczna wypowiedź, która wyjdzie w świat, więc jest to dla mnie całkiem duży krok. Mam tylko nadzieję, że ludziom się spodoba.

TF: Mocno wierzę, że tak. Dorastałaś w wiejskim północnym Devon, czy twoje dzieciństwo było pełne muzyki?
ER: Nie powiedziałabym. Tata czasem dla zabawy gra na pianinie, babcia czasem grała na organach w kościele, ale ja nie pochodzę z muzycznej rodziny. To była całkiem normalna rodzina złożona z osób, które nie były muzykami, a już na pewno nie zawodowymi. Ale zawsze lubiłam słuchać muzyki i grałam ją tak często, jak tylko mogłam, ale nie otrzymałam szczególnie muzycznego wychowania. Było tak, że to wszystko sama rozgryzłam.
Dorastałam na wsi, spędzałam dużo czasu na farmie, gdzie nie było wielu ludzi wokół i nie było zbyt wiele muzyki, ale uważam, że miałam szczęście, ponieważ cała moja rodzina to po prostu wspaniali ludzie. Spędzałam dużo czasu na łonie natury, chodząc na długie spacery, biwakując i pływając w morzu. Bardzo się cieszę, że dorastałam tam, gdzie dorastałam, ale musiałam się wyprowadzić, gdy zdałem sobie sprawę, że chcę kontynuować rozwój muzyczny, ponieważ w Devon po prostu nie ma sceny jazzowej. Przeprowadziłam się do Manchesteru, aby uczęszczać do tamtejszej szkoły muzycznej przez dwa lata, potem, po dostaniu się do Royal Academy of Music, przeniosłam się do Londynu, aby studiować grę na saksofonie jazzowym. 

TF: A więc jesteś w Londynie nieco ponad rok, a już grasz wszędzie! Niesamowite. Być może nie zdajesz sobie sprawy, jakie to wyjątkowe.
ER: Czuję się wielką szczęściarą, naprawdę!

TF: Jesteś bardzo aktywna na Instagramie i wygląda na to, że zebrałaś tam ogromną liczbę fanów. 
ER: Zaczełam to, ponieważ dorastając w Devon, byłam dosłownie jedyną znaną mi osobą, która kochała taką muzykę. Byłam bardzo podekscytowana nauką o jazzie i o saksofonie, ale żadne z moich znajomych tego nie rozumiało. Zdecydowałam więc, że muszę znaleźć inne osoby, które kochają tę samą muzykę co ja, i pomyślałam, że może założę konto online, aby się z nimi połączyć. Używałam go jako narzędzia do ćwiczeń, mówiłam np. „pracuję właśnie nad tym, co o tym myślicie?”czy „jakie płyty lubicie?” i dalej publikowałam fragmenty swojego grania lub inne rzeczy, którymi zajmowałam się muzycznie… W pewnym momencie zauważyłam, że moja publiczność zaczęła się zwiększać i liczba obserwujących wzrosła do około 10 tysięcy. Potem nadszedł lockdown, zaczęłam publikować jeszcze więcej, ponieważ miałam mnóstwo czasu na tworzenie filmów i ćwiczenie, od tego czasu liczba obserwujących wzrosła do około 37 tysięcy. 

TF: Jakie są pozytywne i być może negatywne skutki tego?
ER: Cała moja historia z Instagramem, zwłaszcza jeśli chodzi o udostępnianie filmów, to w zasadzie upewnianie się, że moje filmiki zawierają rzeczy prawdziwe, ponieważ tak często (zwłaszcza jeżeli chodzi o muzykę) dostajesz od razu gotowy produkt, dopracowane filmy z perfekcyjnymi wersjami, czyli rzeczy, których przygotowanie zabiera wieki po to, aby wyglądały tak, jakby po prostu od razu takie były. To może być naprawdę szkodliwe, szczególnie dla muzyków jazzowych, ponieważ moim zdaniem chodzi o to, by dążyć do czegoś lepszego i doskonalić się, a nie po prostu być perfekcyjnym od razu.
Zaczęłam więc dzielić się rzeczami, które były takie jakie były, mówiąc np. „uważam to za trudne, ale nad tym pracuję” albo „to nie jest jeszcze idealne…”, ponieważ dla mnie chodzi teraz o rozpoczęcie pozytywnej rozmowy i po prostu bycie człowiekiem próbującym stawać się lepszym w muzyce. Widzę wielu młodszych muzyków, którzy mówią: „to jest naprawdę inspirujące, teraz też nad tym popracuję” lub „pokazałaś mi właśnie, że w jest porządku nie lubić gotowego produktu”. Więc to są pozytywy. Zawsze znajdą się ludzie w sieci, którzy będą negatywnie nastawieni lub mniej przyjaźnie, ale ogólnie uważam, że można tę platformę wykorzystać jako coś pozytywnego, zwłaszcza jeśli postrzegasz ją jako rodzaj społeczności, by wspierać się nawzajem.

TF: Grałaś już w wielu wiodących klubach jazzowych. 22 stycznia po raz pierwszy zagrasz w polskim klubie jazzowym w Londynie, Jazz Cafe POSK. Proszę opowiedz mi trochę o swoich polskich korzeniach.
ER: Mój dziadek jest Polakiem, przyjechał w czasie II wojny światowej, więc bezpośredni kontakt z polskością pochodzi od moich dziadków. Kiedy byłam młodsza, trochę mówiłam po polsku, ale już nie mówię, chociaż bardzo chciałabym się nauczyć. Sama nigdy nie byłam w Polsce. Moje polskie koneksje nie są czymś, o czym dużo wiem, ale jest to coś, co mnie naprawdę interesuje i bardzo fajnie będzie mieć z tym więcej kontaktu.
Fascynuje mnie to, że mam polskie korzenie i wydaje mi się, że jest to znacząca część tego, z czego się wywodzę. Mam polskie nazwisko i wielką nadzieję, że w przyszłości będę miała okazję odwiedzić Polskę i spędzić tam trochę czasu. Jest to coś, co szczególnie teraz, kiedy jestem trochę starsza i mogę podróżować samodzielnie, bardzo chciałabym odkrywać i zgłębiać. Chciałabym pojechać szczególnie do Warszawy, miasta rodzinnego, aby spróbować zrozumieć trochę lepiej swoje pochodzenie oraz swoją historię. 

TF: Co zagracie w Jazz Café POSK?
ER: Będziemy grać muzykę, którą napisałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy, opartą na kolorach. Zasadniczo, staram się znaleźć kolory, których nie widuje się zbyt często w życiu codziennym i pisać muzykę opartą na tym, co słyszę kiedy na nie patrzę. Więc jest to dla mnie realna próba zgłębienia synestetycznego spojrzenia na muzykę. Zagramy też trochę utworów z mojego nadchodzącego debiutanckiego albumu. To dla mnie naprawdę ekscytujące, ponieważ uwielbiam obserwować, jak szczególnie starsza muzyka, którą już nagrałam, rozwija się z biegiem czasu i jak odmiennie za każdym razem brzmi grana z różnymi zespołami!

TF: Brzmi niesamowicie! Może ten koncert w Jazz Cafe POSK będzie równocześnie jednym z  twoich pierwszych małych kroków, aby trochę przybliżyć się do swoich polskich korzeni.
ER: Naprawdę nie mogę się tego doczekać! 

Emma Rawicz i jej kwintet w Jazz Cafe POSK:
Sobota 22 stycznia 2022 
Bar: 19:30 / muzyka: 20:30 
Bilety: £12 (na drzwiach lub Eventbrite)
Muzycy: Emma Rawicz – saksofony; Ivo Neame – fortepian; Ant Law – gitara;
Conor Chaplin – bas; Jay Davis - perkusja
www.emmarawicz.com
www.jazzcafeposk.org   
 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama