Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Muzyka jest jednym z cudów tego świata

Z jednej strony muzyka wymaga od nas wielkiego umiłowania, bezwzględnego zaangażowania, z drugiej – bardzo dużo daje nam w zamian. Więc jest równowaga – bez rzetelnej pracy nie ma kołaczy, ale jak już się człowiek nauczy słuchać, grać, odczuwać muzykę całym sobą, czerpie się z tego źródła w nieskończoność – powiedziała Dariuszowi A. Zellerowi Monika Lidke, wokalistka jazzowa i folkowa, kompozytorka i autorka tekstów. Czwarty album artystki, zatytułowany „Let the world be a question", zebrał doskonałe recenzje krytyków muzycznych.
Muzyka jest jednym z cudów tego świata

Autor: Fot. Krystian Data

Tę rozmowę powinniśmy przeprowadzić wcześniej, bo w październiku ubiegłego roku ukazał się twój czwarty album „Let the world be a question", jednak Covid-19 oraz związany z nim lockdown pokrzyżował plany promocyjne i koncertowe. Jak zniosłaś ten czas?
Początek był dla mnie bardzo trudny – na szczęście mój mąż cudem wrócił z podróży zagranicznej z Azji tuż przed zamknięciem lotnisk, ale w ciągu dwóch pierwszych miesięcy pandemii straciłam dwie koleżanki. Były to osoby niezmiernie energiczne i pełne życia, ich nagłe odejście bardzo mocno wpłynęło na moje samopoczucie na początku pandemii. 
Nieco później zajęłam się wydaniem płyty „Let the world be a question”. Dzięki ogromnemu wsparciu moich fanów na platformie Kickstarter udało się ją wyprodukować również  na winylu. Tym razem płytę wydałam bez wytwórni. Miałam więc bardzo dużo pracy. 
A tuż po wydaniu krążka zajęłam się tworzeniem nowego albumu, z aranżacjami na instrumenty smyczkowe. 
Wszystko to działo się w ogromnej niepewności jutra – mam wrażenie, że moja kreatywność bardzo dobrze się ma w czasach kryzysu, co mnie nie dziwi: dorastałam w PRL-u: puste półki w sklepach pamiętam do dziś. W trudnych sytuacjach człowiek najbardziej potrzebuje wyobraźni oraz bliskości drugiego człowieka. Odpowiednia muzyka jest zdolna dotrzeć do każdego z nas. Dzięki takiej świadomości łatwiej było mi trzymać kurs. 

Niebawem, bo 6 października, w końcu rozpoczynasz promocję płyty koncertem w 606 Club. Jakie towarzyszą ci uczucia?
Cieszę się przeogromnie, bo uwielbiam kontakt z moim zespołem i publicznością, a to będzie nasz pierwszy występ po bardzo długiej przerwie. 606 Club jest dobrze znany publiczności, która słucha jazzu, jednocześnie jest to klub bardzo selektywny. Mieliśmy zaszczyt wystąpić tam tuż przed pandemią – była piękna atmosfera i z nieopisaną radością przyjęliśmy kolejne zaproszenie. Przed nami kilka prób, już nie mogę się doczekać! 

Co powiesz o swojej nowej płycie?
Ta czwarta już płyta autorska jest podsumowaniem kilku ostatnich lat twórczości, podróży i współpracy z wieloma wspaniałymi muzykami oraz pewnych przełomowych wydarzeń w moim życiu prywatnym. 
Zaczęliśmy ją nagrywać w Londynie w 2015 roku z moim oryginalnym składem, znanym słuchaczom z pierwszych dwóch krążków. Nagrywaliśmy w tym samym czasie album po polsku do poezji Andrzeja Ballo i znalazł się czas na sesji, aby nagrać trzy utwory po angielsku: wyluzowany smooth-jazzowy „Lazy detour”, energiczny „Not a bad bone” i rozmarzony „Curious puzzle”. 
W dzień po sesji nagrań okazało się, że mój tato ma czwarte stadium nowotworu – zaczęliśmy walczyć o to, aby jego ostatnie lata były jak najlepsze. Dużo wtedy podróżowałam do Polski; dbałam o to, aby mój czteroletni wtedy syn dobrze poznał dziadka. 
W takim kontekście w 2017 roku ukazała się płyta „Gdyby każdy z nas” – i właśnie w czasie jej promocji w Polsce poznałam zespół Vadomaya Collective. Zaczęliśmy wspólne koncertowanie oraz nagrania. „Samba, biodra i nogi”, „Słuchaniem być”, „Zimowy poranek” i jego angielska wersja „A winter morning” – to piosenki nagrane w Polsce w Eden Studio. Nasz inżynier Darek Kowszewicz pięknie nas ugościł - spędziliśmy w jego studio przedni czas, który bardzo pomógł nam się zintegrować i zrelaksować. Nigdy nie zapomnę grzybków marynowanych i domowych posiłków przy dużym stole u Darka. 
Wszystkie te wspomniane wyżej piosenki pojawiały się w różnych momentach mojego życia. Większość z nich istniała jednak od kilku lat i domagała się umieszczenia na tej płycie. 
W 2018 roku wróciliśmy do Kore Studio w Londynie. Skład zespołu zmienił się po raz kolejny. Nagraliśmy pięć pozostałych piosenek. 
We wrześniu 2018 roku odszedł mój tato, zaczął się dla mnie przełomowy czas żałoby i refleksji. Miałam ogromną potrzebę spokoju i skupienia się tylko na najbliższych mi osobach. Przez cały czas towarzyszyła mi silna świadomość przemijania, a wraz z nią jeszcze mocniejsze niż dotychczas pragnienie pozostawienia po sobie czegoś wartościowego. 
Kiedy już znalazłam w sobie siłę do kontynuacji nagrań, zaprosiłam do współpracy polski chór jazzowy Alle Choir London, trębacza Dawida Frydryka oraz dwóch brytyjskich producentów Happycat Jaya i Wayne’a  Urquharta – którzy stworzyli trzy remiksy znajdujące się na końcu płyty CD. 

Czy skład zespołu z tej płyty różni się w jakiś sposób od tego, z którym dotychczas grałaś na koncertach? 
Tak, skład zespołu jest bardzo poszerzony na płycie – jest nas razem 21 osób! Na scenie zwykle gramy w piątkę, chociaż udało mi się wystąpić z Alle Choir London i było to nie lada przeżycie zarówno dla nas, muzyków, jak i dla publiczności zgromadzonej w Jazz Cafe Posk. 

Jak twoja najnowsza płyta została przyjęta przez krytyków muzycznych?
W czasie pandemii pojawiły się bardzo piękne i inspirujące recenzje i ogromnie podniosły nas na duchu w czasie lockdownu. 
Francuz Guillaume Lagrée napisał: „Wszystko w tym albumie mnie zachwyca” – i dodał, że nie może się doczekać, aż otworzą się granice po pandemii i nasz zespół będzie mógł zagrać dla francuskiej publiczności. 
Cudownie opisał przygodę z naszą muzyką Winylowy Anachronista (Vinyl Anachronist) z USA: „Intrygująca, oryginalna, audiofilska”. 
Pan Dionizy Piątkowski – nasz rodzimy koneser i entuzjasta jazzu również jest zachwycony tym krążkiem. Jego recenzja pełna jest radości i uznania: „Wokalistka (...) niezwykle autentyczna, subtelna, niezwykle jazzowo kołysząca i wiarygodna”, „jest w każdym nagrania jakaś tajemna moc tworzenia osobistej, muzycznej faktury”. 
Za to Anglik Adrian Pallant podsumował ten zbiór piosenek dwoma słowami: „Poetycka głębia”. 
O takich właśnie recenzjach marzyłam - nastąpił duży przełom: recenzenci są poruszeni do głębi i pięknie to opisują. 

Moniko, ty i twoja muzyka doczekaliście się uznania na tutejszym, niezwykle trudnym rynku muzycznym. Ile lat pracy włożyłaś w ten sukces?
Można powiedzieć, że zaczynałam dość późno: na pierwszą lekcję śpiewu poszłam w wieku 21 lat. Wcześniej z ogromnym zaangażowaniem studiowałam grę na gitarze klasycznej w Lubinie u Cezarego Strokosza – znanego pedagoga, kompozytora i propagatora gitary w Polsce. Praca z Czarkiem, a przede wszystkim jego fantastyczny entuzjazm sprawiły, że godzinami ćwiczyłam grę na instrumencie, zupełnie tracąc poczucie czasu. Podobnie się czuję, kiedy piszę i nagrywam piosenki teraz: nie ma w tym wysiłku, jest za to ogromne oddanie. Tej radości z muzykowania nauczył mnie właśnie pan Cezary. 
Muzyka profesjonalnie zajmuję się od ponad 25 lat, więc to już jest kawałek życia – i bardzo dużo nieustającej pracy, a jednak myślę, że najlepsze jeszcze przede mną. Być może dlatego, że od dziesięciu lat równolegle z karierą bardzo pochłania mnie macierzyństwo. Jaś jest jednak coraz bardziej samodzielny – mogę powoli planować rozwijanie skrzydeł. 
Zaczynałam śpiewać w Paryżu w 1995 roku – w polskim zespole No Way! – wtedy zaczęłam też pisać piosenki. Niestety, zespół rozpadł się po trzech latach i trudno było mi odnaleźć się muzycznie w Paryżu. 
W 2005 roku przyjechałam do Londynu i tutaj wszystko pięknie się rozwinęło – w 2009 roku naszą pierwszą płytę docenił Marek Niedźwiecki: „Piękna, delikatna, uzależniająca, nie mogę się uwolnić od tej muzyki”. 
Dzięki takiemu wsparciu ikony polskiego dziennikarstwa muzycznego, w 2014 roku zaśpiewała ze mną Basia Trzetrzelewska: „Tum tum song” do dziś jest naszą najpopularniejszą piosenką, zarówno wśród radiowców, jak i u publiczności! 
Wtedy naszą płytę wydała Agencja Muzyczna Polskiego Radia i naszą muzykę poznały tysiące słuchaczy. Najpiękniejszym osiągnięciem z tamtego okresu był koncert w Studiu Trójki imienia Agnieszki Osieckiej.
W 2017 roku naszą polskojęzyczną płytę „Gdyby każdy z nas” wydała amerykańska wytwórnia Dot Time Records. Zaśpiewały ze mną Anna Jurksztowicz i Dorota Miśkiewicz, zagrali wyśmienici muzycy jazzowi, jak Michał Tokaj i Marek Napiórkowski. Zaśpiewał ze mną również Krzyś Napiórkowski, który bardzo mi wtedy pomógł. 

Powiedz, skąd wzięłą się w tobie miłość do muzyki?
Wyssałam ją z mlekiem mamy, która jako nastolatka śpiewała w licealnym zespole, a jej ówczesny chłopak grał na trąbce.  
Rodzice zawsze słuchali radia – dorastałam w bardzo szarej rzeczywistości PRL-u, w mieście-sypialni, muzyka była dla nas dzieciaków wybawieniem od monotonii i szarej codzienności. 

A czym jest teraz dla ciebie muzyka sama w sobie? 
Muzyka jest jednym z cudów tego świata, dzięki którym człowiek odnajduje esencję istnienia. Jest zarazem tajemnicą i spełnieniem, pasją i spokojem. Nie można jej wyczerpać, pojawia się jakby znikąd i dotyka nas tam, gdzie nic innego nie potrafi dotrzeć. 

Czy trudno jest łączyć muzykę na tym poziomie z życiem – nazwijmy to – codziennym? 
Muzyka pomaga nam lepiej znosić codzienność – dzięki niej nawet zakupy w spożywczym to przygoda. A tak na poważnie: z jednej strony muzyka wymaga od nas wielkiego umiłowania, bezwzględnego zaangażowania, z drugiej – bardzo dużo daje nam w zamian. Jest zatem równowaga – bez rzetelnej pracy nie ma kołaczy, ale jak już się człowiek nauczy słuchać, grać, odczuwać muzykę całym sobą – czerpie się z tego źródła w nieskończoność. Więc jest i trudno, i lekko, i nie sposób to opowiedzieć słowami – dlatego muzykę najlepiej opisuje taniec. 

Jakie są twoje plany na przyszłość? Co chciałaby osiągnąć Monika Lidke na tutejszej scenie muzycznej? 
Właśnie kończę nagrywać piątą płytę – tym razem wykorzystam instrumenty smyczkowe w przepięknych aranżacjach Wayne’a Urquharta. Chciałabym, aby lepiej poznała naszą muzykę cała Europa. Czekam na piękne festiwale. Są osoby, z którymi współpraca marzy mi się od wielu lat. 

Powiedz zatem, gdzie można nabyć twoją najnowszą płytę i gdzie śledzić twoją karierę? 
Płytę można zakupić na mojej stronie i tam należy szukać informacji o koncertach:
Monika Lidke – Shop
Przy okazji serdecznie zapraszamy na nasz koncert w 606 Club w Londynie – już 6 października! 
Regularnie pojawiam się w mediach społecznościowych: nasz Facebook i Instagram to: Monika Lidke Music. Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za spotkanie, serdecznie pozdrawiam czytelników „Cooltury”!
 

Rozmawiał: Dariusz A. Zeller



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama