aut. Adam Siemieńczyk
Kot emigrant
W ogrodzie znaleźliśmy rozciętą (nie poszarpaną) kocią obróżkę. Więc to nie lisy porwały małego kotka. Ludzie. I było ponuro tego lata. Dzieci, Mania i Pinio, często spoglądały za płot w milczeniu. Sąsiedzi dali widomy znak, że to oni zabrali kota. Nie wiadomo, co z nim zrobili. W powietrzu wisiało przeczucie okrucieństwa. Gdy dzieje się coś pięknego, czasem zdarza się, że zostaje to odebrane. Ktoś nie może doświadczyć urody, ale chce, by ktoś również jej nie odczuwał. I robione jest to anonimowo, pod osłoną nocy. Tak, by nie można było podjąć walki. Mama zaginionego – Marcyś - kotka wróciła po kilku tygodniach do domu. Kompletnie nieswoja. Oddalona od dzieci. Na nowo adoptowała otoczenie. Kiedyś lubiła siadać na progu wyjścia do ogrodu i patrzeć weń tak, jak ludzie oglądają telewizję. Teraz zerkała na okoliczne domy i drzewa wpatrując się czujnie. Potem znów urodziła kilkoro kociąt, które znajomi przyjęli do swych domów.
Potem przeprowadzka. Marcyś również rusza w drogę. U boku ma trzy jeszcze ślepe kotki. Zmienia się znajomy Tottenham na nowe okolice. I znów przeprowadzka. Cowieczorne krzyki maltretowanej kobiety, gdzieś w sąsiedztwie, nie pozwalają na funkcjonowanie w takim otoczeniu.
Emigracja. Dotyka ludzi i koty. Współtowarzysze podróży. Szukamy ciepła. Czasem je dajemy. Ludzie, koty, walizki. Kto się kim opiekuje? Kto komu bardziej jest potrzebny?
Kot jak dziecko patrzy w oczy. Poszerza przez to zakres naszej wrażliwości. Poprzez fakt swego współistnienia pokazuje, że jest coś więcej niż zamknięty świat pojedynczej egzystencji.
Nie wiem, jak dziś radzi sobie Marcyś. Piszesz: „człowiek nie chce być sam i kot nie”.
Poprzednie koty Kotek i Szalimar pozostały na francuskiej ziemi. A może raczej kilka garstek pod nią. Kocie imiona wyznaczają mapę twojej podróży po świecie. Ich wydłużająca się lista pokazuje zakres próby ucieczki od samotności.
Stąpamy na „miękkich łapkach”. Z całą świadomością możliwości odrzucenia natychmiast. Bez możliwości reklamacji. Bez odwrócenia głowy, spojrzenia. Nikomu niepotrzebne kocie ruchy. Pozostaje czujne stąpanie. Człowiek kot w świecie ludzi, „mrużę oczy i mruczę”. I jeśli tak jest, to spełnione jest marzenie o byciu razem. A jeśli to przydarza się tylko na przestrzeni wiersza? Jeśli pozostaje tylko tego świadomość i „miękkie łapki”?
„urodziłeś się podróżnikiem
wodzisz
reje
i wersy za wąsy ciągasz
bo taka jest troska o kota”
Wodzić rej. To się zdarza, czasem.
A Reja to przecież grecka matka bogów. Jej dziecko zostało zawieszone na linie pod drzewem. Tak, by nie mogło być dostrzeżone przez ojca oprawcę. Między ziemią, niebem i morzem. Jak emigranci. Więc być wodzonym przez nią, to nie jest czasem aż tak piękne. A może chodzi o koty. Przedstawiana jest na rydwanie ciągniętym przez dwa lwy. Duże kocięta. Więc koty prowadzą szyk.
A reja to również belka, która pomaga w rozpięciu żagli. Więc może o to chodzi? Może poprzez wodzenie rei mamy wpływ na to ile jest wiatru w naszych żaglach? Na to, czy nasza łódź może przybrać chciany przez nas kierunek?
„urodziłeś się podróżnikiem
wodzisz
reje
i wersy za wąsy ciągasz
bo taka jest troska o kota
w sweter i pled owinie
zapomni o prawdzie innej
długi mijają
godziny nastaną
jestem o krótkim w stażu emigrantem
nie mam swych ścieżek
jeszcze wydeptanych
moich
ślady zostawiam w życiorysie historii
choć łatwiej jej zepchnąć mnie w przepaść niewiedzy
wyprasowane koszule chętnie znaczę
pięciolistną koniczyną
niczyją
czekam – ten ślad jest jedyny autentyczny
że życie nie przeminie
wielu czeka
wielu wie
wielu przeczuwa
wielu za-milkło, by dziś
odwrócić obrazy i płótna osnowę na nowo
wić
kot na miękkich łapkach podchodzę
do ludzi
mrużę oczy i mruczę
człowiek nie chce być sam
i kot nie”
Napisz komentarz
Komentarze