Wróćmy pamięcią do czasów, kiedy zaczęła się pani przygoda ze sportem.
Smykałkę i serce do sportu miałam zawsze. Zarazili mnie do tego mi rodzice, którzy nie byli sportowcami. Czas wolny i wakacje zawsze spędzaliśmy bardzo aktywnie. Dodatkowo, ja i mój brat, co roku dostawaliśmy na Dzień Dziecka jakiś sportowy prezent np. gumę do skakania, deskorolkę czy hula hop. Pamiętam, że zawsze z niecierpliwością czekaliśmy na 1 czerwca i byliśmy bardzo podekscytowani.
Żeby nie było tak kolorowo, muszę przyznać, że w szkole wcale nie byłam dobra z WF-u i nie byłam wybitnie uzdolnionym sportowo dzieckiem. Aczkolwiek koleżanka ze szkolnych lat przypomniała mi, że byłam mistrzem szkoły podstawowej w ringo. Wygląda na to, że ,,serce do sportu” we mnie biło zawsze, natomiast niekoniecznie do bardzo popularnych dyscyplin.
Jak zaczęła się pani sportowa przygoda z curlingiem?
Za czasów moich studiów psychologicznych, lubiłam fitness oraz aqua aerobik. Któregoś dnia koleżanka, która ze mną chodziła na aqua aerobik powiedziała, że ona tak naprawdę lubi oglądać dwie dyscypliny sportowe: podnoszenie ciężarów i curling. Zaproponowała byśmy spróbowały któregoś z tych sportów. Pomyślałam, że podnoszenie ciężarów na pewno nie jest czymś dla mnie, a curlingu mogę spróbować. W taki sposób od pierwszego treningu właściwie związałam się z curlingiem po dziś dzień, trenuję już prawie 20 lat.
A jak ze sportowca stała się pani psychologiem sportowym?
Okazało się, że pomimo wielkiego serca do sportu i pewności siebie, byłam bardzo słabą emocjonalnie i mentalnie zawodniczką. Nie radziłam sobie ze stresem i presją, niezależnie od tego, czy przegrywałam czy wygrywałam. Bardzo łatwo ponosiły mnie nerwy, denerwowałam się, chciałam szybko kończyć, uciekały mi gdzieś koncentracja i skupienie. Nie zawsze wierzyłam w zwycięstwo. Wszystko to działo się, ponieważ okoliczności wcale nie świadczyły o tym, czy będzie dobrze czy źle. To wszystko działo się we mnie i mojej głowie, a okoliczności wcale nie świadczyły o tym, że będzie dobrze czy źle. To było jedynie moje postrzeganie danej sytuacji.
W tamtym czasie kończyłam studia z psychologii i postanowiłam, że coś muszę z tym swoim nastawieniem w sporcie zrobić. Wszystkie, znane mi wtedy metody ze sportowego treningu mentalnego postanowiłam zacząć stosować i sprawdzać na sobie samej. Pomogło i to jak!
Na czym polega praca psychologa sportowego?
W psychologii sportu mamy różne narzędzia, którymi dysponuje trening mentalny. Stosujemy różnego rodzaju ćwiczenia np. na pewność siebie, opanowanie emocji czy utrzymanie skupienia. Jest to również praca z trudnymi negatywnymi przekonaniami.
To, co proponuję sportowcom, to sportowy trening mentalny. Nie jest to więc terapia, a edukacja. Zawodnik wraz ze mną uczy się i zdobywa pewne umiejętności, które są w sporcie niezbędne np. pewna wysoka samoocena, umiejętność radzenia sobie ze stresem, opanowanie emocji, koncentracja itd. Zazwyczaj sportowiec, który się do mnie zgłasza przychodzi z określonym problemem, który w jakiś sposób nazywa, przykładowo jako ,,problem z głową”, ,,mistrz treningu ale nie mistrz zawodów”, ,,nieumiejętność koncentracji na zawodach”. Sportowcy, którzy przychodzą po pomoc do mnie, wiedzą, że mogliby więcej, ale coś ich blokuje. Zazwyczaj jest to głowa i własne przekonania.
Bardzo dużo rozmawiamy, analizujemy poprzednie starty, wyznaczamy cel na dziś, na poszczególne treningi i następne zawody. Chcąc zagłębić się w konkretne techniki polecam mają książka ,,Trening Wygrywania”.
Czy żeby pokonać bariery w nas samych konieczne jest wracanie do przeszłości? Czy jest to jednak bardziej praca nad ,,tu i teraz”?
Bardziej jest to praca „tu i teraz” i praca „na przyszłość”. Od przeszłości się nie odcinamy, jeśli trzeba, to oczywiście do niej wracamy, aczkolwiek nie analizujemy jej bardzo dogłębnie.
Przytoczę cytat z wypowiedzi żeglarza oraz mistrza olimpijskiego Mateusza Kusznierewicza „Różnice pomiędzy tymi, którzy zdobywają medale, a tymi, którzy zajmują następne miejsca, drzemią w głowie”. Dlaczego mentalność jest tak istotna w osiąganiu wyników sportowych?
Współczesny sport jest na bardzo wyrównanym poziomie. Zawodnicy w Polsce jak i w innych krajach, startujący w różnych dyscyplinach, są znakomicie przygotowani do finalnych występów na dużych zawodach. Są na podobnym poziomie przygotowania fizycznego, technicznego, dietetycznego, strategicznego czy fizjoterapii, czyli ich ciała są dobrze zregenerowane. To, co przed startem różni sportowców, to ich nastawienie. Jeśli mamy bardzo dobrze przygotowanych fizycznie trzech zawodników, to wygra ten który jest pewny siebie, potrafi opanować stres i umie zrobić to, co wypracował na treningu, z taką samą lekkością i koncentracją.
Dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich w łyżwiarstwie szybkim, Luiza Złotkowska, powiedziała, że prowadziła dzienniczek treningowy i w nim robiła statystyki ze wszystkich sezonów. Nigdy nie zapisywała, że była pierwsza, druga, trzecia, czwarta. Zapisywała tylko swoje czasy. Czy pomocne może być skupianie się jedynie na własnym wyniku, a nie na miejscu, które się zajmie?
W psychologii sportu mówimy, że warto skupiać się na wykonaniu, a nie na wyniku. Ważne jest to, że Luiza Złotkowska koncentrowała się na tym jak wykonała swoje zadanie, a nie na rezultacie medalowym. Koncentrując się na swoim czasie patrzyła, czy robi postępy. Budowała najważniejszy element pewności siebie, który nazywa się „poczucie własnej skuteczności”. Jest to wspaniała zawodniczka, która zbudowała poczucie własnej skuteczności i wierzy w to, że może odnieść sukces oraz z każdym dniem być lepsza. Co robi nawet dzisiaj po zakończeniu kariery sportowej.
Co psychologia sportu mówi na temat porównywania siebie z innymi zawodnikami?
Według psychologii sportu idealnie byłoby, gdyby zawodnicy skupiali się na własnym wykonaniu i nie porównywali się z innymi. Jest to jednak trudne do osiągnięcia i wymaga pracy. Porównywanie się z innymi, jeśli mamy tzw. słaby mental, może ciągnąć nas w dół, obniżając naszą pewność siebie i samoocenę, budując dużą wewnętrzną presję. Wszystko w połączeniu z dużą ambicją może sprawić, że nie zdobędziemy wymarzonego medalu. Porównania z innymi sprawiają, że dążymy do czegoś, co nie jest nasze. Możliwe, że nie jest nawet w skali naszych możliwości. Zawsze jednak możemy osiągnąć swój szczyt.
A czy kluczem do sukcesu nie jest po prostu wyznaczanie sobie realnych celów?
Jak najbardziej. Jest to coś, co niedawno zrobił nasz polski zawodnik, specjalizujący się w biegu na 800 m Adam Kszczot, który wycofał się z wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Tokio, mając kwalifikację. Zawodnicy, którzy marzą o możliwości wzięcia udziału w Igrzyskach Olimpijskich, również i kibice, dziwili się dlaczego ten zawodnik nie jedzie. Tymczasem, on powiedział, że jego już sam wyjazd na igrzyska nie interesuje, on chce jechać po medal. Adam Kszczot wiedział, że w tym momencie jego forma nie jest medalowa, dlatego się wycofał. Jest to bardzo dojrzała decyzja, realna ocena sytuacji oraz swoich celów.
W psychologii sportu uczymy też jak stawiać cele, aby były realne, ale nadal ekscytujące. Dobrze, żeby były one zapisane, określone w czasie, mierzalne. Jest to wielka sztuka, której zawodnicy muszą się uczyć. Co ciekawe jest to coś, o czym zawodnicy często muszą sobie przypominać. Ponieważ kiedy idzie im już bardzo dobrze, nagle znowu muszą stawiać sobie nowe osiągalne cele.
Napisała pani książkę ,,Trening Wygrywania”. Czy według pani wygrywania można się nauczyć? Czy wygrywać można zawsze?
Moim zdaniem wygrywania, można się nauczyć, bez względu na to, gdzie i z jakimi predyspozycjami się urodziliśmy. Czasem musimy znaleźć dla siebie niszę, kategorię, w której możemy i chcemy wygrywać. Myślę, że sama jestem tego świetnym przykładem. W bieganiu nigdy bym nie wygrywała, za to jestem trzykrotną mistrzynią Polski w curlingu. Sama nauczyłam się wygrywania. Dzisiaj uczę mentalnie wygrywać innych. Uważam, że Polacy mają z tym duży problem. Często w kluczowym momencie nie potrafią sięgnąć po wygraną, a wręcz cofają rękę, kiedy mają sięgnąć po wymarzony medal. Blokuje ich głowa, często coś wewnątrz podpowiada im, że nie zasługują na wygraną. Z moich obserwacji wynika, że jako Polacy mamy wysoką samoocenę, którą deklarujemy, kiedy jednak życie nas sprawdza, okazuje się coś odwrotnego. Czy możemy wygrywać zawsze? Nie. Ale możemy wygrywać w kluczowych momentach. Przykładowo w tenisie ziemnym okazuje się, że i tak 49-46% piłek zawodnik przegrywa, bo tam jest bardzo dużo wymian. Bardzo mały procent 2%-8% zaważa, kto wygrywa, a kto przegra i na którą stronę szala zwycięstwa się przechyli.
A czy to nie jest tak, że próbując uprawiać jakiś sport zawodowo, musimy się liczyć z tym, że fundujemy sobie emocje, z jakimi normalnie ludzie nie mają na co dzień do czynienia?
Sport profesjonalny jest obarczony ogromną presją i poświęceniem. Porównałabym to do wagi, gdzie na jednej szali sportowiec stawia całe swoje życie, również prywatne, naukowe, zawodowe, cały swój czas, praktycznie 300 dni w roku jest się poza domem; przygotowanie do Igrzysk, które są co 4 lata przecież nie trwa miesiącami, ale latami… A na drugiej szali jest medal.
Do tego jeszcze dochodzi presja kibiców. Uważam, że kibice powinni zacząć uprawiać sport, szczególnie ten, któremu tak mocno kibicują. My jako kibice bardzo łatwo wchodzimy w złe emocje, często słyszy się „No nie, znowu mu się nie udało. No jak on gra!”. Jesteśmy bardzo skorzy do negatywnych ocen, nie wiedząc nawet jaki to jest fizyczny i psychiczny wysiłek, żeby w ogóle zdobyć kwalifikację, żeby móc wystartować. Wiele osób wystawionych na ocenę innych, polega mentalnie. Wiele sportowców nie daje rady, pomimo dobrego przygotowania fizycznego i dużych chęci.
Jak radzić sobie z przegraną? Jak udźwignąć zawiedzione nadzieje wszystkich obserwujących? Presja jest tak duża, że trudno dziwić się często pojawiającym się łzom na twarzach zawodników.
W ogóle się nie dziwię, że pojawiają się łzy, gdyż świadczą o tym, że ktoś był zaangażowany, że mu bardzo zależało. Często zdarza się, że po porażce sportowcy rezygnują, bo nie radzą sobie z nią psychicznie.
Porażką trzeba przeżyć. Zawsze mówię, że jest ona jak żaba… którą trzeba połknąć i przetrawić. Ona nam stoi w gardle, to trwa. To jest bardzo niesmaczny, niefajny moment. Trwa tyle ile musi, żebyśmy my uspokoili emocje i to przepracowali. W tej sytuacji trzeba tę żabę z siebie po prostu kiedyś wypluć. Wówczas robi nam się lżej. Psycholog może nam tutaj pomóc, jeżeli nie radzimy sobie z tym sami, wesprzeć może również rodzina oraz najbliżsi. Często zapętlamy się w obwinianiu samych siebie, myślimy, że świat nam się zawalił. Wtedy potrzebujemy kogoś z zewnątrz, żeby wydostać się z tej czarnej dziury, w której jesteśmy.
Czy porażki są potrzebne do osiągnięcia sukcesu?
Tak, bo wtedy sukces lepiej smakuje. Z porażek dużo się uczymy. Nie uważam jednak, żeby porażki nas tylko wzmacniały. One też nas osłabiają i jeśli dobrze pójdzie tylko na krótki czas.
Czy bycie sportowcem przekłada się na inne dziedziny życia?
Badania na ten temat potwierdzają również moje obserwacje, że byli sportowcy są najlepszymi pracownikami. Są oni m.in. punktualni, zaangażowani, dokładni, potrafią realizować założone cele – wypracowali te cechy i umiejętności przez lata treningów i startowania w zawodach.
Z drugiej strony, gdyby amator chciał zacząć teraz uprawiać sport, to daje on świeżą perspektywę na jego życie. Uprawiając sport zmieniamy się, ewoluujemy, rozwijamy pewne umiejętności, także mentalne, które przydają nam się później w codziennym życiu, ale też i w pracy.
Czy korzystanie z pomocy psychologa sportowego jest w Polsce czymś popularnym?
Polscy sportowcy, których znamy z pierwszych stron gazet, nawet jeśli o tym nie mówią, trenują mentalnie. Jest to istotny element treningowy i przygotowania do zawodów. 20 lat temu, kiedy zaczynałam to rzeczywiście psychologia sportu byłam pewną nowością. Natomiast już Adam Małysz mówił otwarcie o współpracy z psychologiem i o tym jakie wspaniałe efekty mu ona przyniosła. Tak samo Otylia Jędrzejczak, mówiła otwarcie o pracy z psychologiem. Myślę, że to są takie dwa nazwiska, które utorowały w Polsce drogę psychologii sportu, jako niezbędnej w osiąganiu sportowych celów. Zgłaszają się do mnie rodzice coraz młodszych zawodników, aby już na początkowych etapach wspierać młodych sportowców od strony mentalnej.
Jak pani myśli, dlaczego temat mentalności i radzenia sobie z presją jest coraz częściej podnoszony przez sportowców? Czy winą mogą być social media i to, że sportowcy są cały czas narażeni na krytykę?
Media społecznościowe mogą działać na plus i na minus. Jeśli zgadzamy się na życie półpubliczne, ale jednak otwarte, mogą nas w związku z tym spotkać różne sytuacje. Ważne jest to, co publikujemy i co chcemy przekazać. Istotne jest to, jak zawodnicy udzielają wywiadów. Ich słowa mogą być później cytowane, nie zawsze w sposób dla nich korzystny. Sportowcy często mówią w wywiadach od serca, ale nie skupiają się dokładnie nad doborem słów.
Co według pani jest niezbędne, aby osiągnąć sukces?
Powiedziałabym, że podejście długodystansowe. Wielu osobom wydaje się, że wygrana jest ,,tu i teraz”. Owszem, natomiast zawodnik przygotowywał się na tę chwilę miesiącami, a nawet latami. Jeśli chcemy wziąć udział w maratonie, to nasze przygotowania musimy rozłożyć na cały rok. Pytanie, czy mamy na to cierpliwość i wytrwałość? W podejściu długodystansowym zakładamy gorsze momenty, spadki formy, porażki, trudne emocje, ale nad tym przyświeca nam cel.
Powiedziałabym także, że ludzie dzielą się na ,,mówców” i ,,działaczy”. Ci pierwsi skupiają się na mówieniu, opowiadaniu czego to nie zrobią, ci drudzy faktycznie działają, trenują, uczą się i to oni finalnie osiągają cel.
Przekonana jestem, że w sercu kibicuje pani sportowcom, z którymi pracuje. Jak udaje się pani oddzielić prywatny stosunek emocjonalny do sukcesów poszczególnych zawodników od pracy?
Dla mnie to jest bardzo proste, kibicuję zawodnikom w zupełnie inny sposób. Zawsze pytam zawodnika, z którym pracuję, czy on jest z siebie zadowolony po starcie. Czy zrobił wszystko to co zakładał, czy dał z siebie wszystko? Jeśli ,,tak”, to nasz cel jest zrealizowany i ja się bardzo cieszę. Dużo widzę po mowie ciała danego sportowca, po tym jak się zachowuje i jakie gesty wykonuje. W ogóle mogłabym obstawiać przed startem, kto wygra, a kto przegra, po wywiadach, które są udzielane przez sportowców przed zawodami. Z mowy ciała można bardzo dużo wyczytać, jeśli chodzi o przygotowanie mentalne poszczególnych zawodników. Nastawienie widać w ciele.
Jestem bacznym obserwatorem, takim Sherlockiem Holmesem. Uwielbiam kibicowanie, ale powiedziałabym, że kibicuję w profesjonalny dla mojego zawodu sposób.
Czy mogłaby pani przytoczyć najbardziej wyjątkowe momenty ze współpracy ze sportowcami?
Co weekend mam takie ekscytujące momenty. Regularnie dostaję od moich sportowców zdjęcia, wiadomości z opisem, co osiągnęli, jaki medal zdobyli, że są z siebie bardzo zadowoleni. To są absolutnie największe nagrody, które otrzymuję. Bardzo lubię oglądać wywiady z moimi zawodnikami, odczuwam ogromną radość, gdy słyszę w ich słowach to, co razem wypracowaliśmy. Moje serce rośnie, kiedy widzę, że ich podejście i przygotowanie mentalne jest dobre.
Napisz komentarz
Komentarze