Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Wiara w to, co robię, jest moją siłą

Marcin Gienieczko zdobywca World Record Guinness, drugi zawodnik świata w długodystansowym pływaniu na canoe. Dokonał podwójnego przejścia gór Mackenzie na dystansie blisko 1000 km. Kim jest facet, który od 25 lat przemierza świat?
Wiara w to, co robię, jest moją siłą

Autor: Fot. Arch. Marcin Gienieczko

 

Wybitny polski dyplomata Andrzej Braiter, były Ambasador Polski w Brazylii i Luandzie napisał o nim tak: „Wartością człowieka, jego miarą, są jego czyny. Takim właśnie przykładem jest Pan Marcin Gienieczko, którego osiągnięcia mówią same za siebie. To autentyczny zdobywca, który jest przykładem człowieka, który od siebie żąda nadludzkiego wysiłku i całkowitego poświęcenia. Zdobywca, który nie boi się żadnego wyzwania, ale co najistotniejsze – realizuje wyznaczone cele w sposób konsekwentny, rzucając na szalę swoje zdrowie, reputację i wszystko co ma. Jego ogromny wysiłek inspiruje współczesnych i daje wzór do naśladowania następnym pokoleniom. Byłem obserwatorem przepłynięcia Amazonki w canoe przez Pana Gienieczko jako Ambasador Polski w Brazylii na terenie tego kraju".

Marcin, zacznijmy rozmowę od wyprawy z 2015 roku na Amazonkę. Jak wspominasz te 5573 kilometrów, które musiałeś pokonać w canoe, by znaleźć się w Księdze Rekordów Guinnessa?
To były różne przemyślenia, a przede wszystkim ciągłe szukanie rozwiązań. Pamiętam jak będąc w Tabatindze walczyliśmy o pozyskanie wsparcia Marynarki Brazylijskiej. To był region bardzo niebezpieczny. Od granicy z Kolumbią był szlak narkotykowy. Wieczorami rozmawiałem przez telefon satelitarny z moim ojcem, w Polsce była godzina poranna. Nad sprawą czuwał, w imieniu Ambasady RP, konsul honorowy RP w Manaus. Konsul w Manaus powiadomił następujące instytucje: Gubernatora: JOSÉ MELO DE OLIVEIRA, Sekretarza Stanu ds. Bezpieczeństwa Publicznego: Dr. SERGIO LUCIO MAR DOS SANTOS FONTES, dowódcę 9º Dystryktu Marynarki Wojennej Brazylii: Wiceadmirała WAGNER LOPES DE MORAES ZAMITH. To były nerwowe chwile. Pamiętam jak usiadłem na krześle i zastanawiałem się, czy płynąć czy nie. Pomyślałem, aby tworzyć historię trzeba napierać. Więc postanowiłem płynąć dalej.

Jak zrodziła się w tobie myśl, by zrobić coś tak wydawałoby się nieosiągalnego?
To była długa, kręta droga, ażeby wyrwać się z rutyny i ruszyć na Amazonkę, największą rzekę globu. Pracując na statku „Discovery”, chciałem jak najszybciej wyrwać się z tego letargu. Pływałem między portami Belgii, Holandii i Niemiec jako marynarz na masowcu. Woziliśmy węgiel. To był mój kolejny kontrakt na takiej jednostce. Wcześniej pracowałem na masowcach i kontenerowcu. Praca niemalże 24 godziny na dobę. Była to przygnębiająca i ciężka praca zwłaszcza wykonywana nawet w święta Bożego Narodzenia. Skakałem po kontenerach w porcie Rotterdam w nocy na wysokości 7 piętra w padającym śniegu, a gdzieś tam w Polsce ktoś mi bliski łamał się opłatkiem. Praca męczyła mnie, ale i wzmacniała z każdym dniem moją psychikę. Siedzę w kajucie i myślę. Dlaczego robię coś na siłę? Zastanawiam się, jak mój brat może pracować w Tesco, wstawać o 6 rano i codziennie to samo robić, mając dopiero 25 lat? Jak mój ojciec może robić to samo przez 30 lat? Ludzie zapieprzają całe życie, po czym spoglądają na brzuch i nie mogą zrobić skłonu. Wybija ich godzina, lat 50 i dowiadują się, że są chorzy na raka… i zaczyna się walka, która nie zawsze kończy się zwycięstwem. Jak się tworzy historię? Czy każdy może tworzyć historię? A może odpowiedź jest w tym powiedzeniu japońskim: „upadnij siedem razy, wstań osiem...", aż pewnego dnia podpłynęła 135-metrowa barka o nazwie „Amazn…”, wówczas pomyślałem, że spłynę samotnie Amazonką, a do tego zmotywowała mnie jeszcze moja ostatnia porażka losowa. Z powodu choroby nie ukończyłem legendarnego wyścigu Yukon River Quest. Pomyślałem, że muszę dokonać czegoś wielkiego i tak narodził się pomysł na Amazonkę.

Co najbardziej zapamiętałeś z tej wyprawy?
Ciągłe szukanie rozwiązań. Ciągłe napieranie. Wśród Indian w Peru czułem się wyobcowany, w Brazylii było mi lżej. Ale uważam, że mój największy sukces i najbardziej dumny jestem z podwójnego przejścia Gór Mackenzie w Kanadzie. Tutaj jest link trasy: http://www.gienieczko.pl/tracking/canol2017/
Po przejściu Gór Mackenzie otrzymałem list gratulacyjny od Prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego Andrzeja Kraśnickiego.

Jesteś podróżnikiem, nazwijmy to ekstremalnym. Przed trzema laty zająłeś II miejsce w najdłuższym wyścigu na świecie na canoe YUKON 1000. Przepłynąłeś 1600 km w 7 dni 7 godzin i 30 minut. Trzy tygodnie wcześniej ukończyłeś jako pierwszy człowiek w historii wyścig Yukon River Quest dwuosobową łódką w kategorii solo. Wyścigi odbyły się w Kanadzie i na Alasce. Jak do tego doszło?
Droga była ciekawa, aż za mocno. W 2013 roku startowałem w wyścigu Yukon River Quest i byłem blisko II miejsca, w trakcie płynięcia dopadł mnie atak kamienicy nerkowej… Później przepłynąłem Amazonkę. Po powrocie z Amazonki paru moich oponentów (któż ich nie ma) postanowiło podważyć mój wyczyn i rekord World Record Guinness… Walczyłem z tym mocno. Wówczas zrozumiałem to, co przeżywała Wanda Rutkiewicz, gdzie ją posądzono o niezdobycie szczytu Annapurny. Tłumaczyła na wszystkie sposoby i nic to nie dało. Kto chciał to jej uwierzył, kto nie chciał nie uwierzył. Ja wówczas pomyślałem, że nie ma sensu walczyć z moim oponentami. Lepiej im potwierdzić to inaczej. Pamiętam, jak jeden z oponentów Janusz Jankowski napisał mi e-mail z informacją:
,,Bardzo dobry pomysł z tym udziałem w wyścigu canoe. W ten sposób może Pan rozwiać wątpliwość osób, które skali Pana wyczynów nie mogą dopasować do Pana potencjalnych możliwości fizycznych. Ciągle bardziej wygląda Pan na dziennikarza niż na ekstremalnego podróżnika. Proszę im udowodnić, że pozory mylą”.
I wówczas pomyślałem, że to dobry czas, aby wszystkim udowodnić to, czego dokonałem. Pojechałem i wystartowałem w wyścigu w Kanadzie. Jako pierwszy człowiek w historii wyścigu Yukon River Quest ukończyłem solo na łódce „Amazon” wyścig, zajmując wysoką lokatę. Przepłynąłem 715 km w 67 godzin 57 min i 27 sekund. Aby coś takiego osiągnąć wcześniej przepłynąłem Bałtyk w canoe z Bornholmu do Darłowa. Zajęło mi to na otwartym morzu 28 godzin na długości 110 km. To był mój trening przed wyścigami w Kanadzie. Trzy tygodnie później po wyścigu w kategorii solo wystartowałem z Amerykaninem z Alaski na łódce „Independent Poland” na 100-lecie Niepodległości w wyścigu Yukon 1000. Przepłynęliśmy Yukon 1600 km w bardzo dobrym czasie z miasta Whitehorse, aż za koło podbiegunowe. To było płynięcie praktycznie non-stop, bardzo ekstremalne. Pamiętam jak motywowałem Bena – Ben czy mógłbyś trochę mocniej? Jesteśmy niedaleko przeciwników…
Rzeczywiście dostawaliśmy wtedy takie informacje od napotkanych po drodze kajakarzy, że najbliższy team jest już niedaleko. Tylko to nas interesowało – kto jest przed nami i kto jest za nami. Więc mówię dalej:
– Ben, kurczę, tyle już włożyliśmy w to wszystko sił. Dawaj, mocniej!
On wciąż utrzymywał, że mocniej już naprawdę nie da rady. Postanowiłem więc zrobić mu wykład motywacyjny. Opowiadałem, że piszemy historię, że ogląda nas kilka tysięcy ludzi na Facebooku. Że musimy stworzyć coś wielkiego, że jesteśmy już bardzo blisko. Żebyśmy zrobili to dla swoich dzieci. Że nie dorobiliśmy się majątków i nigdy nie dorobimy, bo mamy pasję. Tymczasem on dalej swoje. No to ja odłożyłem wiosło i powiedziałem, że nie będę w ogóle pracował. Wytrzymałem tylko pół minuty, później ciśnienie było już zbyt wielkie. Znowu zacząłem gadać.
– Ben, przestań się opierniczać. Nie bądź miękką fają. Klepiesz tym wiosłem jak babę po tyłku. Jesteś myśliwym z Alaski, wpływasz na swoją ziemię. Zaraz poczujesz się mocniejszy! Napiszemy historię!
On w końcu się odwrócił, spojrzał na mnie i powiedział tylko: „Ok, Men. Let’s go!”. Taka to była wymiana światopoglądów na środku wielkiej rzeki. Trochę go nakręciłem, aż w końcu wrzeszczał do mnie tylko, żebym już przestał gadać. Tego rodzaju bałagan emocjonalny podczas wyścigu jest olbrzymi. Gdyby to była wyprawa, to całkiem inna rozmowa. Usiądziesz sobie, odpoczniesz, spokojnie się wysikasz. Ale tutaj znaczenie ma każdy postój. Nie ma czasu na strzelanie fochów, bo można zmarnować cały swój wysiłek.

W lipcu tego roku masz premierę swojej książki ,,Zatańczyć z Amazonką”. O czym jest ta książka?
Tak, to książka bardzo inna od innych. Długo się zastanawiałem, czy napisać tę książkę. Pewnego dnia pomyślałem, że powinienem opowiedzieć ludziom, jak to wszystko się zaczęło, jak przebiegało i jak się skończyło. Być może dla kogoś będzie to bodziec motywacyjny, żeby przełamać życiową rutynę, albo podpowiedź, jak pokonać przeciwności losu. Gdy dowiadujemy się pewnego dnia, że jesteśmy chorzy na raka, pierwszą myślą jest, że to już koniec. Ale później okazuje się, że po czterech zabiegach chemioterapii można przezwyciężyć nowotwór. Tak było z wieloma sprawami w moim życiu. Uważam, że czasami codzienność w Polsce jest bardziej ekstremalna, niż przepłynięcie Amazonki w canoe. Właśnie o tym jest ta książka: o ekstremalnych przeżyciach przy organizacji ambitnej wyprawy, o wielkim triathlonie i pierwszym w historii przepłynięciu Amazonki w canoe na dystansie 5980 kilometrów. Ale jest to także gorzka opowieść o zmaganiach ze środowiskiem podróżniczym, które chciało mnie upodlić i zniszczyć. Za co? Za to, że wyraziłem sprzeciw dla dwóch członków jury festiwalu Kolosy w Gdyni. Piotr Chmieliński, kajakarz z USA zaczął moje dokonania podważać rękoma osób trzecich, sam nie miał odwagi mnie ugryźć, więc robił to zębami innych. Bardzo dyplomatycznie. W sytuacji kiedy rozwodziłem się z żoną nawet z nią się zaprzyjaźnił, aby tylko ugryźć i zemścić się na mnie. Okropne i obrzydliwe, ale i trochę amerykańskie.
Jak to się stało, że Polski Komitet Olimpijski, najpoważniejsza organizacja sportowa w Polsce, stanęła w mojej obronie? Co tak naprawdę wydarzyło się po moim powrocie do Polski? „Zatańczyć z Amazonką” to zapis mojej niezwykłej walki o prawdę i sportowy sukces. Premiera to końcówka lipca 2021 roku. Ale czy obroniłem, musi to przeczytać czytelnik i wyrazić swoją opinię. To najbardziej profesjonalna książka przygodowo-podróżnicza o charterze i ambicji sportowej, utraconej miłości, o tym jak się znalazłem w szpitalu psychiatrycznym. O przejęciu majątku wspólnego, walce o dzieci i marzeniach. Myślę, że to najlepsza książka na świecie, dokumentująca przepłynięcie Amazonki.
Obecnie zakończyłem pływanie na statkach, żeby zrealizować projekt przejścia Antarktydy, ale to właśnie na statku napisałem swoją trzecią książkę „Zatańczyć z Amazonką".

Twoje canoe z wyprawy po Amazonce znajduje się w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku. To chyba miłe, prawda? 
Moje canoe znalazło się w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku, bo zawsze chciałem zostawić coś po sobie. Mój ulubiony polski piosenkarz Krzysztof Krawczyk zostawił ponad 100 płyt, ja też chcę coś pozostawić. Płynąc Amazonką myślałem, co tu zrobić. Napisać książkę? Napisałem już dwie, nawet wówczas nie myślałem o książce, bo po co, później. Przez konflikt z wrogami pomyślałem, że chcę to opowiedzieć, ale wcześniej myślałem, jaki zostawić ślad po tym wyczynie. Wcześniej wiedziałem, że mój kolega Arek Pawełek przepływając Atlantyk zostawił swój ponton, przekazując dla Muzeum Morskiego w Gdańsku. Pomyślałem, że może ja przekażę canoe? Ale jak go ściągnąć z Brazyli, z Belem? Pomogła mi firma „Sat-Film” pana Roberta Kowalczyka z Włocławka i firma „Energa”. Ściągnęli to canoe i ja przekazałem je do Muzeum Morskiego w Gdańsku. To miłe, że jak odwiedzałem mój canoe w Muzeum Morskim z moją rodziną, wyjaśniałem synom jak przepłynąłem Amazonkę, dlaczego to zrobiłem itp. Teraz jeszcze tego nie rozumieją, ale za parę lat, jak przeczytają książkę, to zrozumieją wszystko i dlaczego ich ojciec przekazał to canoe do muzeum.

A czy miałeś czas podczas wspomnianego wcześniej wyścigu w Ameryce Północnej, by móc np. podziwiać krajobraz? W końcu płynąłeś przez niemal dziewicze tereny Alaski...
No co ty, to była harówka, ciągłe napieranie, non stop, praktycznie tylko 3 godziny snu, ale Jukon znam jako rzekę bardzo dobrze. Nie wiem ile razy ją przepłynąłem… może z 10 razy. Bynajmniej tyle do Dawson City, 2 razy połówka i raz cały szlak, aż do morza Beringa na pontonie. Zostałem obecnie poproszony przez organizatora Yukon 1000, byłego żołnierza SAS, abym wystartował w wyścigu YUKON 2022, czyli przepłynął cały Jukon od źródeł aż do Morza Beringa na czas. Ma wystartować tylko 10 zawodników – elita. Ja miałem być w tej „10”. Ale zakończyłem pływanie na canoe. Marzy mi się Biegun Południowy. Jeżeli kiedyś wrócę na Yukon, to tylko by popłynąć z moimi synami.

Skąd w tobie ta smykałka do robienia rzeczy ekstremalnych, do bicia rekordów? 
Zawsze kochałem sport. Uprawiałem 8 lat tenis stołowy, później jazdę na rowerze. Dziennie robiłem 100 km, uprawiałem karate tradycyjne, później triathlon, a teraz, aby podtrzymać żar w ognisku to biegi górskie. To mnie motywuje między jednym a drugim projektem. Od 6. roku życia uprawiałem sport, kiedyś nawet marzyłem, żeby reprezentować Polskę na olimpiadzie, a teraz to jakoś się spełnia, może nie olimpiada, ale prezes największej organizacji sportowej w Polsce – PKOl – wspiera mnie patronatem na Biegun Południowy. Mnie nie kręci już podróżowanie, kręci mnie wysiłek bicia rekordów. Próbuję czegoś jeszcze dokonać, zobaczymy.

Marcin, zatem wróćmy pamięcią wstecz. O czym marzył pewien młody chłopiec z Kętrzyna? 
O czym marzył? O reprezentowaniu Polski, biciu rekordów. Pojechać na olimpiadę. Podróżować, zwiedzając świat, być reporterem, ale też bardziej być jeszcze aktywnym sportowcem. Marzyłem o pokonywaniu ludzkich barier, gdzieś w dziczy – nie na arenie sportowej, ale w naturze pokonywać swój strach. Przełamywać słabości.

Miałeś swój wzorzec, ideał który wyznaczał twoje marzenia?
Miałem i mam nadal. Mike Horn to zawodowy podróżnik z RPA mieszkający w Szwajcarii. Bardzo mnie inspiruje jako waleczny człowiek. Teraz, kiedy jest covid, ludzie się wypalają, zrozumiałem jak ważna jest inspiracja. Ona daje nam motywację do działania. Dlatego też on mi to dawał, przeglądam jego strony i daje mi wciąż motywację. To bardzo ważne. Bo my sportowcy-poszukiwacze przygód się często wypalamy. Potrzebujemy nowego wsparcia psychicznego, inspiracji do działania. Mike Horn mi to daje, a wcześniej jak studiowałem dziennikarstwo ciekawił mnie Tony Halik. Pamiętam – dzień przed jego śmiercią miałem sen. Przyśnił mi się, wchodził do tramwaju i powiedział: „Będziesz wielkim podróżnikiem". Taki miałem sen...

Jak wyglądają twoje przygotowania do kolejnych wypraw? W jaki sposób przygotowujesz się do nich?
Biegam ultra-maratony, w tym roku zaplanowałem wystartować w trzech maratonach w tym w październiku na 100 km Łemkownia Trail, najbardziej wymagający bieg górski w Polsce. Tak ja uważam największy bieg w Polsce.

Czym dla ciebie jest sport sam w sobie?
Sport to wyzwanie inspiracja, motywacja, pokonywanie ludzkich słabości, bicie rekordów i chęć pokazania, że jestem w tym co robię najlepszy.

Jaki jest kolejny twój cel?
Mój cel jest jeden jedyny może ostatni, ale muszę go osiągnąć, to mój cel życiowy. Zdobyć Biegun Południowy i wrócić, czyli można powiedzieć niemalże trawers Antarktydy. Większość osób, zdobywców, którzy idą na biegun, zaczyna trasę z Hercules Inlet, do bieguna to jakieś 1200 km i kończy marsz. Mnie nie kręci zdobycie bieguna, ale kręci zdobycie i powrót tą samą trasą, czyli zrobienie 2400 km solo. Mam 42 lata i za parę lat mój metabolizm będzie spadał, ale do 45. roku życia jeszcze będę mógł zrobić może jakiś rekord świata. Takie moje założenie. Teraz jest covid i w tym czasie poświęciłem się wydaniu mojej trzeciej książki i z tą książką chcę dojść na biegun, bo jak przepłynąłem Amazonkę to miałem jeszcze 80 km biegu z polską flagą do Atlantyku. Biegnąc marzyłem o biegunie. Premiera mojej książki będzie w Hotelu Nadmorskim w Gdyni w lipcu. Planuję zrobić dużą konferencję na premierze tej książki. Od 1 sierpnia 2021 roku wracam do projektu na biegun. Planuję w 2021 roku wystartować w wyścigu „Amundsen Race” jako oddanie hołdu Polakom walczącym w II wojnie światowej o Narwik, wyścig odbędzie się w Norwegii, tam się przygotuję do projektu. Ten wyścig wspiera między innymi Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a dokładne dr Karol Nawrocki, niegdyś bokser i doskonały sportowiec, dziś dyrektor legendarnego muzeum w Polsce. Później trawers Grenlandii w sierpniu 2022 roku i listopad 2023 start na biegun. Tych dat muszę się już trzymać, jak nie wiem co, bo to jest mój plan i będę to wykonywał systematycznie. A jak będzie, zobaczymy. Na pewno nie spocznę, dopóki tego nie osiągnę. Chcę zdobyć biegun wrócić o własnych siłach. Korzystając z okazji, chcę podziękować swoim partnerom ,,Polski Cukier”, Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Hotelowi Nadmorski w Gdyni oraz firmie www.vitkac.com. Zapraszam też na moje kanały społecznościowe social mediów:
https://www.facebook.com/GienieczkoMarcin/timeline/
https://www.instagram.com/marcingienieczko/
oraz na www.gienieczko.pl

Czy twoja książka znajdzie się w Anglii?
Bardzo bym chciał ją wydać w Wielkiej Brytanii, w języku angielskim. Może ktoś z rodaków z Polonii w Anglii ma pomysł, zna jakieś wydawnictwo w tym kraju? Byłoby super ją wydać w Wielkiej Brytanii, pokazać niezłomność Polaka. W końcu mam angielski tytuł World Records Guinness.

 

Rozmawiał: Dariusz A. Zeller



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Krasnal 15.08.2024 22:27
Komentarz zablokowany

gang bang 18.04.2024 19:28
Ty, koleś, a co z tą Antarktydą? Przecież tak cię to kręci. Wszędzie o tym mówiłeś. I co? Kucasz? Poddałeś się? Niemożliwe istnieje? Mówiłeś, że uprawiałeś triatlon. To dyscyplina dla twardzieli. Ze sprzeczności między tym co mówisz, a tym co robisz wynika, że jesteś kłamcą i mięczakiem. A co tam słychać w twojej partii -suwerennej? Tak się chwaliłeś, że do niej należysz. Bardzo często zmieniasz wersje. A media łykają to jak kaczka rzęsę. Ale to zupełnie inna historia... Do następnego razu gienieczko.

gang bang 18.04.2024 19:26
Komentarz usunięty

Grzegorz 13.03.2024 15:07
Wyścig Jukon 1000. 1600 km w 7 dni. 23o km dziennie w canoe. Przy wiosłowaniu 10 godzin dziennie, średnia prędkość to 23 km/h. To jest ok. 13 węzłów. Jachty o długości ok 6 m przy kursach baksztagowych przy sile wiatru 4 st. B płyną z prędkością ok. 6,5 węzłów. gienieczko w canoe, wywołując 1 wioslem płynął dwukrotnie szybciej. Panie dziennikarzu, czy pan wie co pan pisze?

G. 23.10.2023 09:55
marcin gienieczko nie ukończył żadnych studiów, a już na pewno - nie dziennikarskich. marcin gienieczko nie zdawał egzaminu maturalnego. Jego wykształcenie to zasadnicze-zawodowe w kierunku elektromechanika. Pokazywana przez niego plakietka od rektora nie istniejącej od wielu lat WSD im. Wańkowicza w żaden sposób nie potwierdza ukończenia przez niego studiów. Sam gienieczko na pytanie o wykształcenie odsyła do uczelni. To arogancja i kłamstwo. gienieczko NIGDY i NIGDZIE nie wylegitymował się świadectwem dojrzałości, indeksem uczelni czy dyplomem ukończenia studiów wyższych. Niepojęte i zdumiewające jest to, że wszystkie media powielają kłamstwa marcina gienieczki. I to nie tylko te dotyczące wykształcenia. Smutne też jest to, że Wasz portal usuwa krytyczne i mówiące prawdę wpisy o marcinie gienieczko.

Marysia 06.11.2022 20:34
Komentarz usunięty

fan gienieczki 23.07.2021 10:23
Komentarz usunięty

Mateusz B 14.07.2021 18:47
do Podróżnika. Ja pamietam GIENIATOŚCIEMA fajna strona, czemu jej nie ma ? super tego Gienieczkę punktowali, wychodziło faktycznie, że to niezły krętacz, mitoman. Najzabawniejsze, że pisali, że nic nie osiagnął co by zakończyło się sukcesem. Te szlaki, które przemierza to turystyczne a nie ekstremalne. Każda babcia na wycieczce turystycznej może to przejść i nie szuka poklasku i artykułów w prasie.

LOTMistrz Sławomir 14.07.2021 13:14
Komentarz zablokowany

Pozdrawiam Agnieszka 14.07.2021 09:37
Komentarz zablokowany

Anna maria z podbeskidzkiej miejscowisci niezwiazana z marcina g 14.07.2021 08:03
Komentarz zablokowany

Podróżnik 13.07.2021 23:06
Pamiętacie stronkę #Gieniatościrma? Tam był czad! Towarzystwo podróżnicze obnażyło klamczuszka gienia, jego wszystkie ściemy, kłamstewka małe i duże. Czapa sw pamięci dobrze go szybko wyczuł. Demaskował go wszędzie i zawsze, choćby był Krzysiem, Aga, czy Michalem. Gienia! Zapamiętaj to sobie- nie próbuj podszywać się pod kogoś innego- ty jesteś niepowtarzalny! I nie jest bynajmniej to komplement!

Krzysiek. 13.07.2021 19:01
Bardzo dziwne zachowanie pani Jankowskiej jeszcze 3 dni temu namawiala mojego kolege zeby wypowiedzial sie zle o jej mezu ...szkoda-slow

Michal 13.07.2021 09:14
Ciekawe czy pani Jankowska nagrywa tez swoich szefow? Moze to jakas trauma z dzuecinstwa.

Ania 12.07.2021 21:06
Komentarz zablokowany

Reklama