26 lat na scenie, status gwiazdy, i niezliczona ilość nagród i wyróżnień. Co was nakręca do tego, by się ciągle muzycznie rozwijać?
Piotr Łojek: Myślę, że dopóki przychodzą do głowy nowe piosenki, oznacza to, że mamy coś sobie i innym do powiedzenia – w ten sposób porozumiewamy się z publicznością. Muzyka ma dla nas jeszcze wiele tajemnic i wspólnymi siłami staramy się je, dla dobra ludzkości, rozwiązywać.
Kuba Sienkiewicz: Nie przypominam sobie jakoś tych nagród i wyróżnień (śmiech). Do pracy najlepszy jest bat. Najlepiej jakieś zamówienie na termin lub długi do spłacenia, oraz chęć udowodnienia światu, że stary człowiek i może.
Wasze piosenki i płyty zyskały uznanie i popularność, jesteście rozpoznawalni. Czym jest dla was sukces?
KS: Sukcesem jest stała obecność naszych piosenek w mediach i nasza regularna obecność na estradzie. Cieszy nas, kiedy widać, że to co robimy, sprawia innym przyjemność.
PŁ: Dla mnie największą wartością jest to, że nadal tworzymy twórczą grupę, koncertujemy, planujemy wydanie płyty z nowym repertuarem. Mamy swoje miejsce na scenie, swoją publiczność – to ważne w czasach, kiedy oferta muzyczna jest tak szeroka i tak łatwo dostępna.
W ubiegłym roku wydaliście płytę „Stare jak nowe. 25 przebojów na 25-lecie”. Jak wspominacie z perspektywy lat ten czas spędzony na scenie?
PŁ: Podzieliłbym ten czas na etap pierwszy – lata 90. – kiedy zdobyliśmy największą popularność i kiedy szczególnie odczuwaliśmy siłę nagranych przez nas piosenek. Po roku 2000 wyraźnie zmieniły się warunki na rynku muzycznym – poprzez zmianę sposobu dystrybucji ze sprzedaży płyt CD na wymianę plików w internecie, zwłaszcza w sposób nielegalny. Zmniejszyło się też zapotrzebowanie na piosenkę autorską, a taką przecież uprawiamy. Obecnie wracamy do spontanicznego grania klasycznych piosenek. Muszę jednak zaznaczyć, że przez wszystkie te lata występowaliśmy na scenie z jednakowym entuzjazmem.
KS: Są różne sposoby, żeby odświeżyć pamięć, na przykład stare fotografie, relacje świadków. Kiedy rozmawiamy, klapki się otwierają i wracają wspomnienia. Ciekawe, że każdy pamięta zupełnie inną wersję tych samych wydarzeń. Wtedy się kłócimy i każdy pozostaje przy swoim zdaniu.
Jakie macie plany na najbliższy czas? Czy wzorem lat ubiegłych zamierzacie ponownie czymś zaskoczyć swoich fanów?
KS: Zakończyliśmy trasę po rozgłośniach regionalnych radia publicznego z występami prosto na antenę lub do retransmisji. Ograliśmy dzięki temu nowy program. Pójdziemy za ciosem do studia i na wiosnę można spodziewać się płyty. Tytuł nowego programu brzmi „Jak tam”.
A jak wspominacie swoje poprzednie koncerty w Londynie? I jak wspominacie sam Londyn?
PŁ: Londyn pamiętam jak przez mgłę... Lubię pływać po Tamizie, pić bitter w pubach, zwiedzać miasto z górnego piętra autobusu. Odwiedzać galerie oraz miejsca związane z historią kultury popularnej, która silnie na mnie oddziaływała. I te daniele w Richmond, kaczki w Kew Gardens...
KS: Koncerty Elektrycznych Gitar w Londynie miały dotychczas charakter imprez towarzyskich. Podoba nam się, że publiczność przychodzi przede wszystkim po to, żeby być razem, wspólnie się bawić, a nie skupia się na tym, co jest na scenie i dzięki temu wykonawcy nie czują jakiegoś obciążenia. Sam Londyn, jak widzieliśmy, podźwignął się już po zniszczeniach wojennych i cieszy oko.
Niebawem wystąpicie w Londynie. Lubicie występować poza granicami Polski?
KS: Polska widownia za granicą jest bardziej wymagająca. Trzeba umieć dotrzeć do niej odpowiednim doborem materiału. Nie sprawdzają się utwory z bieżącym kontekstem krajowym. Należy szczególnie zadbać o ponadczasowy program koncertu.
PŁ: Wyjazdy z Polski dają możliwość występów w różnych szacownych salach, do jakich niewątpliwie zalicza się O2 Shepherd’s Bush Empire – jest to równie przyjemne, jak ekscytujące przeżycie. Gramy głównie dla publiczności polskiej, która w kraju czy za granicą zasadniczo się nie różni.
Powiedzcie zatem, jak podchodzicie do tematu emigracji, a w szczególności najnowszej, jakże licznej emigracji z Polski, w dużej części młodych ludzi?
KS: Każdy sam wybiera sobie miejsce do życia. Obecnie jest to dużo prostsze niż za PRL.
Wielu emigrantów jest wybitnymi ambasadorami polskiej kultury i nauki na świecie. Dzięki przepływowi ludzi, poznajemy się nawzajem, zmniejszają się uprzedzenia i znikają stereotypy. Wiele osób również nie znajduje za granicą spokoju wewnętrznego ani swojego miejsca, i wraca do kraju. Ale czas spędzony poza Polską jest dla nich ważnym doświadczeniem osobistym.
PŁ: Temat emigracji pojawia się w mojej piosence „Ostatni raz”, chociaż tam chodzi raczej o emigrację wewnętrzną. Obecnie nie czuję potrzeby emigracji, chyba że do któregoś z bliższych krajów, np. do Czech.
Ale czy chociaż przeszła przez głowę taka myśl: „Co ja tutaj robię”?
PŁ: Ta refleksja nie dotyczy chyba tylko życia w Polsce, raczej ma charakter ogólny, i może mówić o nieprzystosowaniu człowieka do zastanych czy narzucanych warunków. Podobne zdziwienie jak w piosence Talking Heads „Once In A Lifetime”.
KS: Nie miałem nigdy wątpliwości, że żyję tu, gdzie mi pasuje. Tak było za PRL i tak jest teraz. Piosenka „Co ty tutaj robisz?” odnosi się raczej do obyczajowości. Lubimy ponarzekać, na przykład w swoim miejscu pracy, ale nie spieszymy się do radykalnej zmiany otaczających nas warunków.
Można powiedzieć, że Elektryczne Gitary to rówieśnik III RP. Jak możecie podsumować ten czas?
KS: Jestem produktem tego czasu. Stałem się osobą publiczną dzięki temu, że zmienił się ustrój. Nie wyobrażałem sobie, żeby chodzić do cenzury po pozwolenie. Największą zdobyczą (tego czasu – przyp. DZ) jest prawo do informacji, wolna dyskusja społeczno-historyczna oraz otwarcie się Polski na wielokulturowość i wielonarodowość. Wolny rynek też był ważny, bo zapewnił wygodę życia właściwie z dnia na dzień, ale dał też coś więcej.
Zobaczyliśmy, że mimo długiej epoki zacofania w ustroju socjalistycznym, umiemy żyć po swojemu, tak jak inne kraje.
PŁ: Udało się zostać w Polsce i nie emigrować...
Wracając jeszcze do muzyki – zdradzicie co zamierzacie zaprezentować swoich fanów podczas PRL Live Music?
PŁ: W ramach przekrojowego recitalu zaprezentujemy przegląd dobrze znanych piosenek z całego okresu naszej działalności. Zaskoczeniem dla niektórych osób może być żywiołowość i prędkość, z jaką poruszamy się po scenie.
KS: Jeszcze nie ułożyłem programu. Z pewnością powinniśmy wykonać piosenki: „Dywizjon 303 (czyli Angielki za nimi szalały)”, „Od morza do morza” „Gód i głód” „Milion euro (przyszedł do mnie)”
Zatem do zobaczenia 28 listopada w O2 Shepherd’s Bush Empire!
KS: Zapraszam na nasz koncert. Będą Państwo mogli kontemplować, relaksować się, wygodnie poleżeć i posiedzieć.
PŁ: Elektryczne gitary wszystkich krajów łączcie się!
Napisz komentarz
Komentarze