Anna Korol
Właścicielka i dyrektor Agencji Marketingowo – Eventowej Brand Live, działającej na rynku brytyjskim od 6 lat.
W jaki sposób pandemia koronawirusa oraz lockdown wpłynęły na branżę eventową?
Na tyle znacząco, żeby ten rok był zapamiętany! Wiadomo, że każdy event to wzrost ryzyka zakażenia koronawirusem. Stąd restrykcje zabraniające organizować wydarzenia i imprezy. Zarówno kulturalno-rozrywkowe, jak i prywatne (np. huczne urodziny, wesela). Nietrudno więc się domyślić, że firmy działające w tej branży przeżywają kryzys. Jedne próbują przetrwać dzięki oszczędnościom, inne zmieniają branżę lub rozszerzają dotychczasową działalność o aktywności poboczne np. produkcję materiałów promocyjnych, strategie marketingowe na czas kryzysu, e-commerce itd.
Z jakimi trudnościami musiała się zmierzyć osoby pracujące w eventach?
Organizując event, który jest ograniczony restrykcjami ma się automatycznie więcej pracy a ROI dla inwestorów jest mniejszy. Na etapie przygotowań firma eventowa ma dużo więcej kosztów: dodatkowe doradztwo z zakresu Health & Safety, obszerniejsze szkolenia dla brand ambasadorów, a także ubezpieczenie eventu zmienia swoją formę. Trzeba zadbać o maseczki i żele, pilnować zachowania dystansu. Przypominać nieustannie o obowiązujących zasadach. Co oznacza też więcej zatrudnionych osób. A dodatkowo mniejszy zarobek, bo mniej publiczności to mniej sprzedanych biletów czy mniej danych marketingowych. Dodatkowo „opatulony” zakazami event daje też publiczności mniej frajdy. Bo jak tu skakać z radości, jeśli muszę cały czas się pilnować, by za bardzo nie zbliżyć się do innej osoby.
Czy eventy ruszą latem?
Jestem optymistką. Patrząc realnie – ograniczenia powoli się rozluźniają, do końca lipca ma zostać zaszczepiona reszta osób w UK, więc zakładam, że w drugiej połowie lata i wczesną jesienią będzie można znowu zorganizować koncert, festyn czy wyścig. Przeglądając regularnie branżowe kalendaria widzę eventy planowane na sierpień, wrzesień czy październik. Organizatorzy już je promują.
Wierzy pani w powodzenie na dłuższą metę eventów online, czy jednak jest to jedynie substytut prawdziwych wydarzeń?
Być może mniejsze szkolenia, kursy lub minikonferencje na stałe wpiszą się w rzeczywistość wirtualną. Jest to oszczędność czasu i środków. Ale na pewno nie koncerty, festyny, pikniki itd. Ludzie potrzebują spotkań, wymiany energii, uśmiechu, dotyku. Przejrzenia się w oczach innych, porównania itp. To jest możliwe tylko przy spotkaniach face 2 face. Przecież można kupić płytę ulubionego wykonawcy, ale każdy z nas woli pójść na koncert na żywo. Z drugiej strony – proszę pomyśleć o artystach. Oni potrzebują żywego odbiorcy jako lustra.
W jaki sposób miniony rok wpłynął na pani życie?
Akurat dla mnie poprzedni rok był pełen sukcesów. Zaskakujący i miejscami chaotyczny, wymagał nagłych zmian, dostosowania strategii marketingowych klientów tu i teraz. Działaliśmy więc pod presją czasu i nie raz wieczorne burze mózgów wymagały dużej ilości kawy. (śmiech) Ponieważ, co prawda, nasza agencja specjalizuje się w organizowaniu i zarządzaniu eventami, ale od kilku lat zatrudniamy też specjalistów od pozostałych obszarów marketingu, więc przybyło nam pracy. Klienci przesunęli budżety przeznaczone na organizowanie eventów np. na działania online: e-sprzedaż, social media, odświeżenie stron www, rebranding. Więc nadal cały czas mamy dużo zleceń.
Jakie są pani przemyślenia na temat minionego roku?
Myślę, że każdy kryzys czy zmiana otwiera przed nami nowe drzwi a zamyka stare. W życiu prywatnym, jak i w agencji staram się wykorzystywać maksymalnie potencjał każdego dnia.
Nie ukrywam, że tęskni nam się już do eventów. Do tej kreatywnej wymiany pomysłów w zespole, rozstawiania stoisk, szkolenia promotorów, gorączkowej bieganiny i nawet tej odrobiny stresu, która towarzyszy organizacji imprezy, ponieważ potem zawsze otrzymujemy nagrodę: nic nie może się równać z energią udanego eventu i szczerze bawiącej się publiczności. Dlatego życzę nam wszystkim, żebyśmy mogli jak najszybciej iść sobie na wymarzony koncert, mecz czy festiwal. Albo choćby na osiedlowy piknik.
Kuba Winkowski
Kucharz i właściciel firmy kateringowej i restauracji Kubarn w Cotswold.
Jak pandemia i lockdown wpłynęły na gastronomię oraz życie osoby zatrudnionych w tym sektorze?
Pandemia praktycznie zamknęła gastronomię, poza okresem letnim, kiedy program ,,Eat Out to Help Out” został wdrożona przez rząd. Dla wszystkich był to szok. Szczególnie pierwszy lockdown wprowadził dużo niepewności i stresu. Na szczęście pomoc państwa, czyli wprowadzenie programu furlough scheme, była dość szybka. Ten program na pewno uratował wiele biznesów i ich pracowników.
Branża gastronomiczna składa się z wielu zaradnych ludzi, którzy potrafili szybko się zaadaptować do sytuacji i zaradzić kryzysowej sytuacji. Powstała duża oferta na wynos, dostaw do domu. Nawet najbardziej ekskluzywne restauracje przekształciły swoje modele biznesowe.
Szczęśliwie branża gastronomiczna w Wielkiej Brytanii ma wielu lojalnych klientów i entuzjastów gotowania, którzy gotowi są zamawiać wielodaniowe menu, które przychodzi gotowe z instrukcjami do wykonania we własnym domu. Oferta jest naprawdę ogromna. Pokrywa wszystkie kuchnie świata, od hamburgerów do wielodaniowych menu degustacyjnych. Jest tak ogromne zapotrzebowanie na tego typu usługi, że aż powstały nowe firmy zajmujące się dystrybucją kreacji wielu szefów kuchni.
A czy ucierpieli na tym wszystkim jakoś pracownicy?
Wielu pracowników niestety nie pracuje już od prawie roku, gdyż nie ma wystarczającej ilości pracy, na szczęście większość z nich ma wsparcie od państwa. Wielu szefów przełożyło swoją energię na działalność charytatywną, taką jak na przykład gotowanie dla pracowników NHS. Cała ta sytuacja na pewno ma wpływ na samopoczucie ludzi i ich zdrowie psychiczne. Miejmy nadzieję, że już zbliżamy się do końca lockdownu i powoli wszystko zacznie wracać do normalności.
Jak myślisz czy dużo się zmieni?
Myślę, że wcześniej czy później wszystko wróci do normy, ale zajmie to na pewno jeszcze jakiś czas. Czekają nas więc wszelakie restrykcje, takie jak zwiększone odstępy, PPE czy maseczki. Wydaje mi się, że świat gastronomi zmieni się na wiele lat, a może i na zawsze. Podczas pandemii powstały nowe możliwości i tredny. Również klienci będą potrzebowali jeszcze sporo czasu, aby odzyskać pewność siebie i pełne zaufanie co do bezpieczeństwa.
A jak pandemia i lockdown wpłynęły na twoje życie prywatne?
Pandemia zmieniła moje życie dość diametralnie. Przedtem spędzałem dużo czasu poza domem, a tu nagle od roku jestem w domu 7 dni w tygodniu. Mówiąc szczerze, miałem dużo szczęścia, gdyż okazało się, że mogę liczyć na wsparcie moich lokalnych klientów. Z rzeczy bardzo pozytywnych, wreszcie mogłęm spędzić czas z moją rodziną. Moja obecność w domu była bardzo przydatna podczas nauki zdalnej mojego syna. Rok pandemii był bardzo dziwnym czasem, dużo niepewności i pytań. Każdy kryzys powoduje, że zaczynamy myśleć inaczej o teraźniejszości i przyszłości. A, że życie dość spowolniło, szczególnie podczas pierwszego lockdownu, było sporo czasu na refleksję i planowanie. Dla mnie i mojej rodziny był to, mimo wszystko, dobry czas. Jesteśmy teraz pełni energii, pomysłów i gotowi, by działać w momencie, kiedy to wszystko się już skończy.
Joanna Rożek
Dyrektor Marketingu i Reklamy w tygodniku Cooltura i Polskim Radiu Londyn.
Jak lockdown wpłynęły na twoje życie? Co przyniosła ze sobą praca zdalna?
Prawda jest taka, że lockdown odmieniło moje życie absolutnie na plus. Oczywiście boję się zachorowania na covid, więc jestem bardzo uważna; noszę maskę, myję ręce, dostosowuje się do obostrzeń. Jestem typem samotnika. Pojawienie się więc, możliwości pracy z domu jest dla mnie czymś niesamowitym. W tym trybie pracuję dwa razy więcej, ale nie jestem tak zmęczona, jak gdy dojeżdżałam do biura. Aktualnie oszczędzam w ciągu dnia około cztery godziny, które wcześniej marnowałam, denerwując się na spóźniający się pociąg, autobus oraz uciążliwy tłok na ulicach. Pracując z domu jestem zdecydowanie bardziej produktywna. Podczas lockdown zdołałam również założyć własną firmę marketingową.
Mówisz, że lockdown odmieniły twoje życie. Co jeszcze się zmieniło?
Zaczęłam intensywnie i regularnie ćwiczyć po 9 latach przerwy. Nie wyobrażam sobie życia bez treningów i diety, robienia spirytualnych sesji i kursów. Wprowadziłam do swojego życia rutynę. Zaczęłam zwracać uwagę na ilość wypitej wody w ciągu dnia. Przygotowuje sobie zdrowe koktajle i posiłki. Dbam o ilość przespanych godzin.
Trzy szafy ubrań i kilkanaście szuflad zamieniłam na jedną ,,covidową półkę”. (śmiech) Nie korzystam od roku z sukienek i szpilek, a całe życie chodziłam tylko w nich! Owa półka składa się z leginsów, bluz, dresów, krótkich spodenek, koszulek. Rzędy szpilek, do wyboru, do koloru, zastąpiłam obuwiem sportowym. Od roku nie robię make-upu. Nie farbuję włosów. Czuję, się świetnie w tym wydaniu. Czuję, że żyję. Mam czas na książki, magazyny, rozwój duchowy. Po 20 życia w biegu, wreszcie miałam czas, żeby odwiedzić po raz kolejny londyńskie parki, ogrody, zająć się ponownie fotografią, która jest moją pasją, zdobiłam serię pięknych zdjęć. To wszystko sprawia, że mam zdecydowanie więcej energii.
W wolnym czasie zgłębiam temat zdrowego odżywiania i bezustannie poszerzam wiedzę na temat ćwiczeń. Moją przemianą w wieku 46-lat dzielę się z innymi na Facebooku, gdzie mam stworzony do tego specjalny album. Zmotywowałam tym do działania wiele dziewczyn i kobiet. Często te osoby do mnie piszą i dziękują za to, że przez to co robię pokazuję, że zawsze jest dobry czas na zmianę. Jestem niezmiernie wdzięczna, że ktoś czyta to co piszę, korzysta z moich rad, śledzi to co publikuje – czuję się dzięki temu potrzebna i doceniona. To, że mogę pomóc innym, jest bardzo fajnym i bezcennym uczuciem.
Uwielbiam moje lockdownowe życie!
Jak odbierasz samo miasto Londyn w czasie lockdownu?
Bardzo odpowiada mi, że jest mniej ludzi na ulicach, że jest cisza, że są pozamykane sklepy, przynajmniej mnie nie kusi, żeby skończyć do jednego z nich po nowe leginsiki. (śmiech)
A jest coś czego ci brakuje?
Brakuje mi otwartych restauracji, kin i spotkań z przyjaciółmi. No i podróży.
Maciej Klinowski CMIOSH
Konsultant Health & Safety
Twórca kanału YouTube „Bezpiecznik UK”
W jaki sposób pandemia koronawirusa wpłynęła na branżę BHP?
Generalnie, pandemia oznacza dla nas dużo pracy. Dużym tematem jest dostosowywanie zakładów pracy pod wytyczne brytyjskiego rządu w zakresie bezpieczeństwa względem koronowirusa właśnie.
Zmieniła się również proporcja tego, gdzie pracuję. Już przed pandemią pracowałem w tak zwanym trybie hybrydowym: część tygodnia z domu, a część jeżdżąc w różne miejsca. Teraz znacznie więcej pracuję z domu. Tu musze zaznaczyć, że moja praca nie może być całkowicie przeprowadzona zdalnie. W wersji online świetnie sprawdzają się np. różnego rodzaju szkolenia teoretyczne, które mogą być dostarczone w wielu lokalizacjach naraz. To jest wielkie ułatwienie i wygoda dla klientów. Uważam natomiast, że wszelkie szkolenia praktyczne – takie jak np. pierwsza pomoc czy używanie gaśnic – sprawdzają się tylko w wersji tradycyjnej. Na szczęście, zostały wydane szczegółowe wytyczne, dotyczące tego w jaki sposób bezpiecznie szkolić ludzi w czasie pandemii z pierwszej pomocy, w tym sztucznego oddychania czy reanimacji.
Zdalnie nie da się również przeprowadzać inspekcji oraz audytów, a te stanowią ważną część mojej pracy.
Zauważalną zmianą jest to, że po prostu pracuję dużo więcej. Niektórzy w związku z pracą zdalną mają poczucie, że zaoszczędzają czas np. na dojazdach do pracy. Ja natomiast zaobserwowałem, że mam tendencję do tego, żeby pracować dłuższe godziny. Te granice pomiędzy pracą a życiem prywatnym trochę się zacierają.
A jak lockdown wpłynął na twoje życie?
Mam już serdecznie dość lockdownu i sytuacji, w której jesteśmy odizolowani. Ważny jest dla mnie kontakt z przyjaciółmi. Ponadto, uwielbiam pracować z ludźmi. Brakuje mi zdecydowanie kontaktów twarzą w twarz, częstszego przemieszczania się. Pomimo całego dobrodziejstwa technologii, kontakt online ma jednak w sobie jakiś dystans, jest na innym poziomie niż ten bezpośredni.
W ujęciu prywatnym, musieliśmy zmierzyć się z takimi kwestiami jak nauczanie zdalne, a skoordynowanie wszystkiego naraz bywało momentami uciążliwe. Do tego dochodzi oczywiście fakt, że członkowie rodziny są daleko. Myślę, że dużo osób martwi się o rodzinę za granicą w czasie pandemii.
A czy nachodzą cię jakieś refleksje na temat świata sprzed pandemii?
Myślę, że pierwszy lockdown to był rzeczywiście taki moment, w którym ludzie złapali oddech, pojawił się moment refleksji, każdy zwolnił i okazało się, że życie nadal się toczy. Faktycznie w tamtym czasie sporo zastanawiałem się nad tempem i sposobem naszego dotychczasowego życia. Natomiast teraz, przy kolejnym lockdownie, mam wrażenie, że ludzkość zaczyna wypracowywać sobie zupełnie nowe tempo. Myślę, że sami sobie zaczynamy narzucać jakieś nowe standardy życia. Warto spojrzeć choćby na to, jak zmieniło się podejście do pracy zdalnej w przeciągu ostatniego roku.
Czy myślisz, że to nowe tempo będzie szybsza niż to, które znaliśmy dotychczas?
Myślę, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Dla osób, które znajdą swoje nisze, to tempo może być bardzo szybkie, mówię tutaj o osobach choćby z branż informatycznych czy branż, które promują mobilność. Z drugiej strony, wiele osób, które doświadczyły zwolnienia tego tempa, będzie miało teraz zupełnie inną perspektywę.
Są branże i całe sektory, które na kryzysach korzystają. Zawsze są dwie strony medalu. Dużo osób na kryzysach traci, dużo przez kryzysy cierpi.
Myślę, że po zakończeniu pandemii na pewno będzie inaczej niż dotychczas. Rasa ludzka ma niesamowitą umiejętność adaptacji i myślę, że na naszych oczach tworzy się jakiś nowy porządek świata. Wydaje mi się, że do wielu kwestii już zaczynamy się przyzwyczajać. Martwię się jednak trochę, żeby w tym ujęciu izolacja i brak ludzkiego kontaktu nie stały się nowym standardem.
Małgorzata Koszela-Żarska
Instruktorka fitness, trener personalny, nauczyciel oraz mama czwórki dzieci
Jak lockdown wpłynął na twoją pracę i życie?
Kiedy ogłosili pierwszy lockdown musiałam zawiesić moje zajęcia.
Co czułaś?
To co większość z nas, ogromna złość, frustracje niepewność, strach przed tym co będzie. Dodatkowo mąż stracił pracę. Pierwszy tydzień był najgorszy, nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Po tygodniu zamartwiania się postanowiłam działać, znaleźć sposób, żeby nie zwariować. Stwierdziłam, że moje zamartwianie się nic tu nie pomoże. Przecież jest wyjście z każdej sytuacji. A ja się tak szybko nie poddaje. Założyłam grupę online, gdzie prowadzę do dziś treningi, teraz także personalne. Tak naprawdę to ta grupa pozwoliła mi przetrwać najcięższe chwile. Dawaliśmy sobie nawzajem wsparcie. Często w moje przygotowania do treningów angażowałam moje dzieci a nawet męża. Myślę, że najciężej mi było jednak uczyć własne dzieci, pomimo tego, że pracowałam jako nauczyciel w Polsce a teraz pracuję jako nauczyciel w Polskiej Sobotniej Szkole w Kent. Muszę przyznać, że mnie to przerosło. Praca w domu, nauka dzieci, i to czworo, to nie lada wyzwanie. Kiedy mąż wrócił do pracy musiałam wszystko ogarnąć sama.
Jak sobie z tym poradziłaś?
Ustaliłam sobie priorytety, co muszę zrobić teraz, a co może jeszcze poczekać. Lekcje nie zawsze były odrobione, nie zawsze było sprzątnięte. Myślę jednak, że właśnie o to chodzi, o przyznanie się, że nie jesteśmy idealni, że nie wszystko da się zrobić, czasami trzeba odpuścić. Miniony rok nauczył mnie, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu i trzeba je po prostu przetrwać, ale od nas zależy w jaki sposób to zrobimy. Czas ten nauczył mnie też, że niczego nie mogę być pewna w życiu, że ważne jest tu i teraz.
W radzeniu sobie z całą zaistniałą sytuacją pomogło mi bieganie. Już jako dziecko odkryłam, że sport mi pomaga. Kiedy stresowałam się np. egzaminami, musiałam to ,,wybiegać”. Po wysiłku napięcie gdzieś znikało i problemy zdecydowanie wydawały się już nie takie straszne. Tak jest i dzisiaj. Aktywność fizyczna ma dla mnie magiczną moc. Zamiast zamartwiać się i myśleć o problemach, najlepiej pójść zmęczyć ciało. To idealna metoda na chwilowe zapomnienie o przeróżnych negatywnych stanach emocjonalnych.
Co czujesz w związku z kolejnym lockdownem?
Chyba już każdy z nas ma dość pandemii, obostrzeń, zakazów, nakazów, izolacji i stosowania się do społecznego dystansu. W sytuacji, w której wszyscy tkwimy można powiedzieć od marca na pewno nie ma nic przyjemnego. Osobiście czuję się jak w więzieniu, trochę samotna. Gdzie nie spojrzę wszędzie złe wiadomości, telewizja, radio, FB. Nawet kiedy unikam oglądania programów informacyjnych w telewizji i czytania newsów, to wszystko wokoło przypomina mi - nałóż maseczkę, dezynfekuj ręce, nie zbliżaj się. I chyba to ostatnie najbardziej mnie boli... Kocham ludzi, kontakt z nimi sprawia mi radość nie chodzi tutaj o kontakt online tylko o realny kontakt z drugim człowiekiem, czasami samej obecności, spojrzenia czy przytulenia. Tęsknie za zajęciami na sali, za tymi zmęczonymi i uśmiechniętymi buziami po treningu. Tęsknie za spotkaniami z przyjaciółmi, za drugim człowiekiem. Chce widzieć, czuć i słyszeć drugiego człowieka. Tego nie zapewni kontakt w internetowy.
A co sądzisz o edukacji zdalnej?
Uważam, że edukacja zdalna źle wpływa na zdrowie psychiczne i fizyczne dzieci. Naturalną potrzebą dziecka jest kontakt z rówieśnikami. Kontakt online to nie to samo. Ponadto, dzieciakom brakuje ruchu, często nie ma nad nimi kontroli rodzica. Siedzą przed komputerem w różnych pozycjach. Wzmaga to u dzieci ryzyko otyłości i wad postawy. Ruch jest dla dzieci naturalnym sposobem rozwoju. Sytuacja ta nie jest też dobra dla nas rodziców. Rodzic oprócz bycia mamą i tatą musi być matematykiem, biologiem, i nie tylko. Jako rodzice-nauczyciele powinniśmy być cierpliwi, umieć tłumaczyć, wspierać i dopingować. Przyznaje, że czasem się denerwuję i wtedy liczę od 10 do 0.
Joanna Hauer
Psycholog, doradca rodzinny
Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na twoje życie?
Doświadczanie pandemii i towarzyszącego lockdownu może nie zmieniło całkowicie naszego życia, ale przewartościowało mój pogląd na nie. Na pewno życie mojej rodziny przeniosło się całkowicie do domu. Dzieci uczyły się w domu, maż zamienił biuro na biurko w sypialni. Ja warsztaty na żywo, na te prowadzone na Zoomie, bądź innej platformie. Nagle zaczęliśmy być ze sobą niemal cały czas. Nagle to co, braliśmy za pewnik naszej rzeczywistości, stało się nieosiągalne. Zwykle wyjście z dziećmi do kina, odwiedziny znajomych, wyjście na zakupy były poza naszym zasięgiem. Znikł również codzienny bieg.
I gdy przypominam sobie budząca się wiosnę w 2020 roku, wciąż odczuwam niepokój, który pochodził z wielkiej niewiadomej, tego co nadchodzi. Pandemia przyniosła ze sobą strach o zdrowie bliskich, niepewność jutra, destabilizację tego co znajome, obawę o utratę pracy. Przyniosła też pytania; jak zorganizować życie mojej rodziny, jak zadbać o zdrowie psychiczne moich dzieci, by nie odczuły izolacji wywołanej lockdownem.
Dostrzegasz mimo wszystko jakieś pozytywne strony lockdownu?
Lockdown na pewno pomógł nam zwolnic bieg wcześniejszego życia. Pozwolił nam się cieszyć zwykłym dniem codziennym. Był i jest okazją by doceniać, to co najprostsze, choćby wyjście na spacer z dziećmi. Doceniam też to, że wszyscy członkowie mojej rodziny są zdrowi. Doceniam, że pracujemy i nie odczuliśmy pandemii finansowo.
A czego ci brakuje najbardziej?
Odwiedzin u moich rodziców, mieszkających w Polsce. Ze względu na ich stan zdrowia, nie zdecydowaliśmy się na corocznie wakacyjne odwiedziny. Brak możliwości podróży ogólnie jest tym, co doskwiera mi najbardziej.
Co sądzisz o edukacji zdalnej dzieci?
Najcięższe było przerzucenie odpowiedzialności za naukę na rodziców. Zawsze czułam, że nie jestem z powołania nauczycielem, a pandemia wzmocniła jedynie to poczucie stokrotnie. Szkoła moich dzieci niestety nie stanęła na wysokości zadania podczas pierwszego lockdownu, gdyż nie wprowadziła żadnych lekcji zdalnych. Zapewniała jedynie tygodniowy pakiet zadań, które można było wykonać z dziećmi. Działało to bardzo demotywująco na mnie i moje dzieci. Godzenie nauki w domu z pracą, było kolejnym wyzwaniem. Podczas drugiego lockdownu na szczęście mieliśmy już zapewnione zajęcia online, niemniej martwię się jak taki sposób nauki wpłynie na przyszłość moich dzieci. W tym całym doświadczeniu ogromnym wsparciem było dla mnie moje grono znajomych, z którymi jestem wciąż w kontakcie. Słuchając doświadczeń innych, dzieląc się radościami i smutkami, znajduje w sobie siłę na przetrwanie pandemii.
Napisz komentarz
Komentarze