Niedzielna przejażdżka rowerowa Borisa Johnsona do Parku Olimpijskiego wywołała prawdziwą burzą, jedni chwalą premiera za to, że chce utrzymać formę inni są zbulwersowani bo ich zdaniem, złamał przepisy covid’owe.
„Jeśli wyjdziesz na spacer i przejdziesz się 10 kilometrów od domu to nic nie szkodzi, ale apelujemy, aby pozostać wokół miejsca zamieszkania”, stwierdził minister zdrowia Matt Hancock.
Kit Malthouse z Ministerstwa Sprawiedliwości przyznał na antenie BBC, że zasad nie wolno naginać ale nieco później wycofał się z tak stanowczej oceny sytuacji stwierdzając, że kluczowym słowem w kwestii poruszania się w czasie lockdownu jest słowo „lokalnie”. Przekonywał również, że to, czy siedem mil należy uznać za obszar lokalny czy też nie, „zależy od tego, gdzie się znajdujesz”. „Oddalenie się od domu na 7 mil będzie różnie interpretowane na różnych obszarach”, wyjaśnił, a w zasadzie tylko zagmatwał i tak absurdalną sytuację.
Ostatecznie do sprawy odniosła się szefowa Metropolitan Police komisarz Cressida Dick, która przyznała, że niektóre covid'owe przepisy faktycznie wymagają uściślenia. „Pomocna byłaby jasna definicja słowa lokalnie czy pozostawania w okolicy”, wyznała dodając jednocześnie, iż premier nie złamał zasad.
Napisz komentarz
Komentarze