Wiele osób wciąż przebywa na statkach choć od planowanego zakończenia rejsów upłynęły miesiące. Niektórzy otwarcie przyznają, iż nie radzą sobie psychicznie z tą sytuacją, rośnie również zagrożenie sanitarne na pokładach.
Marynarze zazwyczaj pracują na morzu od sześciu do ośmiu miesięcy. Po tym czasie wracają do swoich domów, a w ich miejsce pojawiają się nowe załogi. Epidemia koronawirusa spowodowała paraliż w podróżach międzynarodowych, dlatego powrót do domu dla wielu osób stał się niemożliwy.
Już w ubiegłym miesiącu Sekretarz Generalny ONZ został wezwany przez przedstawicieli branży oraz związki zawodowe by organizacja przekonała państwa członkowskie do pilnego działania celem uniknięcia "kryzysu humanitarnego".
We wspólnym liście do António Guterresa, przywódcy Międzynarodowej Izby Żeglugowej (ICS), Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych (ITUC) i Międzynarodowej Federacji Pracowników Transportu (ITF), wezwali sekretarza generalnego do zapewnienia, że rządy przyjmą protokół wydany przez własny organ nadzoru morskiego ONZ, Międzynarodową Organizację Morską.
„Wielu z tych marynarzy będzie odczuwać niekorzystny wpływ na ich zdrowie psychiczne i ograniczoną zdolność do bezpiecznego pełnienia swoich obowiązków w obliczu rosnącego zmęczenia. Dodatkowo, rygorystyczne ograniczenia nałożone przez wiele krajów, w tym odmowa zejścia na ląd i dostępu do niezbędnej pomocy medycznej, przyczyniają się do zmęczenia i wyczerpania. Obawiamy się samobójstw i samookaleczeń wśród tej wrażliwej populacji pracowników”, czytamy w liście.
Napisz komentarz
Komentarze