Czasem wydaje nam się, że świat jest oczywisty lub, że wszystko ogranicza się do naszego punktu widzenia. Zapewniam, że Meksyk to punkt na mapie świata, w którym refleksyjne horyzonty każdego człowieka sięgną zenitu.
Biorąc pod lupę tak turystyczne miejsca jak półwysep Jukatan i Quintana Roo powinnam opisywać niesamowity krajobraz, który zazwyczaj jest głównym motywem podróży w ten zakątek świata. W porządku… Zobaczysz tam przepiękne palmy i najdelikatniejszy piasek na plaży, jaki tylko można sobie wyobrazić, po którym w naturalnych warunkach spacerują legwany. Przezroczystą, błękitną wodę, a w niej rybki, te małe i większe, i wszystko, co tylko odważy się podpłynąć. Laguny, a wokół nich tabliczki ostrzegawcze, bo tam aż roi się od krokodyli. Spacerując chodnikami nie raz spotkasz raki wielkości dwóch pięści, dlatego patrz pod nogi zwłaszcza wieczorami. Wisienką na torcie meksykańskiego skarbca fauny i flory są dżungle, których tajemnice zgłębiają jedynie prawdziwi śmiałkowie. Wyobraziłeś już sobie to wszystko? Jeśli tak, to świetnie… Na tej krótkiej wzmiance i załączonych fotografiach mój poradnik turystyczny kończy się. Kontynuuj lekturę z myślą, że właśnie wychodzimy poza strefę turystyczną Meksyku, której nie da się zapomnieć.
Klasyczny meksykański dom
Podróż do Meksyku była moim marzeniem z dzieciństwa. Zrodziła się przez fascynację kulturą i ogromną ciekawość występujących tam kontrastów. Planując swój wyjazd postawiłam tezę, którą potwierdził mój pobyt – Meksyk to bogaty kraj biednych ludzi. Tych słów nie można rozumieć dosłownie, gdyż Meksyk jest pełen paradoksów. Jest bogaty dzięki swojej biedzie i biedny mimo swojego bogactwa. To, przed czym turyści najbardziej wzbraniają się, czyli opuszczenie bezpiecznej strefy hotelowej, mnie najbardziej wzruszyło… To, co zachwyca i pozornie sprawia, że niczego temu krajowi nie powinno brakować, gdyż zasoby ma ogromne, mnie dało najwięcej do myślenia. Meksyk jest jak bańka mydlana – dopiero, gdy pęknie zobaczysz jej prawdziwe oblicze, które albo przerazi, albo rozkocha na zawsze. W moim przypadku wszelkie stereotypy i jakiekolwiek obawy rozmyły się, gdy wraz z przyjaciółką zdecydowałyśmy pojechać autobusem do centrum miasta Cancún. Autobus pędził z otwartymi drzwiami, gdyż co chwilę wskakiwała do niego kolejna osoba. Przystanki nie miały znaczenia, bo kierowca sam decydował o ich lokalizacji. Ten publiczny środek transportu był zdecydowanie najstarszym, jakim kiedykolwiek jeździłam. Mówiąc dosłownie był bliski fazy rozkładu, ale na szczęście jego klekot zagłuszała głośna, latynoska muzyka. Cóż chcieć więcej za doświadczanie realiów Meksyku za jedyne 13 pesos. Byłyśmy tego dnia jedynymi turystkami spacerującymi po ulicach stosunkowo późnym wieczorem. Dopiero wtedy zrozumiałam, że oddycham tym właściwym, meksykańskim powietrzem.
Plaża w Cancun
Kobiety na kocach sprzedawały ręczne robótki wraz ze swoimi kilkuletnimi dziećmi, które z zapałem pomagały mamom w najmniejszych czynnościach. Główny plac miasta wypełniony był Meksykanami, którym nie spieszyło się do domu, mimo że był to środek tygodnia. Małe biznesy na kółkach, czyli budki gastronomiczne ze świeżym jedzeniem miały wtedy największy ruch. Nie wyglądały zachęcająco i na pewno sanepid przyjrzałby się im z uwagą. Ja natomiast nie mogłam oprzeć się zapachowi. Spacerując ulicami przyglądałam się wszystkiemu. Nagle usłyszałyśmy głośną muzykę, więc postanowiłyśmy znaleźć jej źródło. Moje serce odpłynęło, gdy tuż przed północą zobaczyłam kilkadziesiąt osób w przeróżnym wieku, tańczących przy głównej ulicy kolumbijski taniec „cumbia”. Wtedy pomyślałam: „Ci ludzie żyją, oni naprawdę żyją!”. Ogrodzili sobie miejsce na szerokim chodniku plastikowymi krzesłami, obok sklepu spożywczego postawili głośnik i po prostu tańczyli. Dla nich była to spontanicznie zorganizowana, publiczna impreza, a dla mnie spektakl bezwarunkowego szczęścia.
Park rozrywki Xcaret
Miałyśmy okazję również zwiedzać inne miasta Meksyku, do których zabrał nas tubylec Leobardo. Poprosiłam Leo, by pokazał nam prawdziwy Meksyk, którego nigdy nie zapomnę. Nasz przewodnik bardzo poważnie potraktował moją prośbę, gdyż wielokrotnie nie mogłam powstrzymać łez. Spałam w domu, w którym widok z okna przysłaniały metalowe kraty. Leo powiedział nam, że takie zabezpieczenia są konieczne, gdyż włamania w tej dzielnicy są na porządku dziennym. Warunki sanitarne pozostawiały wiele do życzenia, gdyż kapiącą wodę w kranie nie można nazwać wodą bieżącą. Tego wieczoru przekonałam się, że wzięcie prysznica to luksus, z którego będę mogła skorzystać dopiero w hotelu. Widziałam żebrzących na ulicy ludzi i ogromne manifestacje. Słyszałam szlochy przed kościołami i ryk motocykli przeplatający się z syrenami policyjnymi. Widziałam w oczach ludzi ogromną wdzięczność za każde przekazane im peso. Ani przez chwile nie poczułam strachu, a jedynie wdzięczność, że mogłam być świadkiem rzeczywistości dotąd znanej mi jedynie z telewizyjnych relacji podróżników.
Może kiedyś opowiem o tym więcej, może nawet napiszę książkę. Wiele ludzi dostrzegłoby biedę, poczułoby współczucie… Ja nigdy nie pomyślałabym, że tak mocno może wzruszać skromność i prostota. Do Europy wróciłam z jedną myślą - mamy tu za dobrze! Mamy tak wiele, a zarazem tak niewielu z nas dostrzega, żyje, cieszy się, docenia… Meksyku, jeszcze tam wrócę!
Natalia Ochmańska
Nacia Pal Mundo
Facebook: Nacia Pal Mundo
Instagram: nlatinblood
nataliaochmań[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze