Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Dominic Cummings przekonuje, że nie złamał zasad i wyjaśnia sytuację

Główny doradca brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, wyjaśniał w poniedziałek okoliczności swojego wyjazdu do Durham podczas zakazu podróży. Powiedział, że wszystko, co zrobił było zgodne z zasadami, ale decyzja o jego przyszłości należy do premiera.
  • Źródło: PAP

Autor: foto: @DominicCumins/twitter


"Nie myślę, że stanowię wyjątek i że jest jedna zasada dla mnie, a inna dla pozostałych osób" - oświadczył Cummings podczas specjalnej, ponad godzinnej, konferencji prasowej na Downing Street. "Nie żałuję tego, co zrobiłem. Myślę, że to, co zrobiłem, było w tych okolicznościach rozsądne" - powiedział, ale dodał, że rozumie, iż ludzie mogą się nie zgadzać z jego punktem widzenia.

Przyznał też, że powinien był przedstawić publiczne wyjaśnienia wcześniej. "Wiem, że miliony ludzi cierpią, a tysiące zmarły. Z perspektywy czasu, powinienem był złożyć to oświadczenie wcześniej" - oznajmił.

Jak mówił, uznał, że sytuacji, gdy zarówno on, jak i jego żona, mieli symptomy koronawirusa, najlepszym rozwiązaniem na zapewnienie opieki nad ich 4-letnim synem było pojechanie do domu rodziców, gdzie mogły się zająć nim nastoletnie siostrzenice. Jak przekonywał, w Londynie nie miał możliwości zapewnienia takiej opieki.

Przekonywał, że nie złamał zasad, bo przepisy zabraniające wychodzenia z domu i przemieszczania się dopuszczają wyjątki np. w takich sytuacjach, jak zapewnienie opieki nad dziećmi. Mówił, że przez cały pobyt w Durham przebywał z żoną w oddzielnym budynku niż jego rodzice i nie kontaktował się z nimi bezpośrednio.

"Zasady opisują różne wyjątkowe okoliczności, w których ich przestrzeganie może być niemożliwe. Nie mówią, że w każdych okolicznościach powinieneś zostać w domu. Mówią, że są pewne okoliczności, w których nie będzie można stosować się do tych zasad. I wydawało mi się, że byłem w takich wyjątkowych okolicznościach" - przekonywał Cummings.

Wyjaśniał również pobyt w Barnard Castle, turystycznej miejscowości niespełna 50 km od Durham. Jak twierdzi, pojechali tam dzień przed powrotem do Londynu, aby sprawdzić, czy po dwutygodniowej chorobie będzie w stanie prowadzić samochód przez kilka godzin w drodze do Londynu.

Zaprzeczył też, jakoby po powrocie do Londynu 14 kwietnia pojechał w następny weekend do Durham ponownie i może to udowodnić. "Guardian" i "Daily Mirror", które ujawniły w miniony weekend historię, napisały, że Cummings wraz z rodziną był widziany w Durham ponownie 19 kwietnia. Cummings podkreślił też, że na jego decyzję o wyjeździe do Durham wpłynęła atmosfera wokół jego osoby - w tym protesty w pobliżu domu w Londynie - co powodowało, że nie chciał zostawiać żony z dzieckiem samych w domu.

Cummings powiedział również, że przed wyjazdem do Durham nie informował o tym Johnsona, który wówczas sam zmagał się z koronawirusem, a powiedział o tym mniej więcej tydzień po powrocie, ale nie było to głównym tematem ich rozmowy.

Powiedział też, że nie oferował premierowi złożenia rezygnacji, ale zapytany, czy odejdzie, jeśli kontrowersje nadal będą obciążały rząd, oświadczył, że to "zależy od premiera". "Jestem tu, by zrobić wszystko, co w mojej mocy dla rządu i zmienić kraj na lepszy" - podkreślił.

Cummings to główny doradca polityczny Johnsona. Jest uważany za bardzo sprawnego stratega politycznego. Odegrał kluczową rolę najpierw w kampanii na rzecz brexitu (był on w 2016 r. szefem kampanii na rzecz wyjścia Wielkiej Brytanii z UE), jak i podczas wyborów do Izby Gmin w grudniu zeszłego roku, w których konserwatyści przejęli kilkadziesiąt tradycyjnie laburzystowskich okręgów. Budzi zarazem bardzo duże kontrowersje - także z powodu dużych wpływów, które ma, i tego, że w przeciwieństwie do ministrów nie ma nad jego działaniami żadnej kontroli ze strony parlamentu. Po publikacjach "Guardiana" i "Daily Mirror" jego odejścia domagało się publicznie nawet kilku posłów Partii Konserwatywnej.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama