"To dlatego, że traktuję tę sprawę tak poważnie i jest ona tak poważna, że mogę wam dziś powiedzieć, że odbyłem długą rozmowę twarzą w twarz z Dominikiem Cummingsem i doszedłem do wniosku, że podróżując, aby znaleźć odpowiedni rodzaj opieki nad dzieckiem, w chwili, gdy on i jego żona mieli zostać unieruchomieni przez koronawirusa i gdy nie miał alternatywy, myślę, że podążał za instynktami każdego ojca i każdego rodzica i nie potępiam go za to" - oświadczył Johnson podczas codziennej konferencji prasowej na Downing Street.
W piątek wieczorem dzienniki "The Guardian" i "Daily Mirror" podały, że pod koniec marca, kilka dni po wprowadzeniu zakazu, Cummings - który sam wówczas wykazywał objawy koronawirusa - pojechał z Londynu do domu rodziców w Durham w północno-wschodniej Anglii. Rząd wyjaśniał w sobotę, że Cummings nie złamał zakazu, bo jechał tam, żeby zapewnić opiekę dziecku, ale w sobotę wieczorem te same gazety napisały o drugim przypadku złamania przez Cummingsa zakazu.
W nocy z soboty na niedzielę w oświadczeniu Downing Street napisano, że podane przez gazety informacje są nieścisłe. Rezygnacji Cummingsa - albo przynajmniej dochodzenia w tej sprawie - domagała się nie tylko opozycja, ale także kilku posłów z Partii Konserwatywnej.
Johnson podczas konferencji był wielokrotnie pytany o tę sprawę, ale wyjaśnił, że zapewnienie opieki dziecku było uzasadnionym powodem podróży. Unikał jednak kwestii domniemanej drugiej podróży jego doradcy do Durham.
W ostatnich tygodniach były dwa głośne przypadki złamania obowiązujących restrykcji i w obu przypadkach zakończyły się rezygnacjami. Chodziło o naczelną lekarz Szkocji Catherine Calderwood, która została przyłapana na dwóch wyjazdach do drugiego domu na wsi, oraz doradzającego rządowi epidemiologa Neila Fergusona, którego w domu odwiedzała przyjaciółka.
Napisz komentarz
Komentarze