- Oni nie kradną pracy od miejscowych. Odgrywają ważną rolę w gospodarce i wykonują pracę, której miejscowi nie chcą wykonywać. Zatrudniałem Brytyjczyków i często po paru dniach rezygnowali, uznając, że praca jest zbyt ciężka, albo pensja zbyt niska - tłumaczy Zdzisław Sudnik, 65-letni właściciel agencji pracy, który urodził się już na Wyspach, ale jego rodzice pochodzili z Polski.
Sudnik w ciągu ostatnich 13 lat współpracował z ponad 250 osobami z Polski i Litwi i znajdował dla nich pracę w przemyśle, na budowach lub w magazynach. W oparciu o własne dośwaidczenie podkreśla, że nie można w ich przypadku mówić o kradzieży zatrudnienia, a przyjezdni fachowcy są dla gospodarki bardzo ważni. Oferują kompetencje, których często brakuje na rynku pracy.
Słowa te podkreśla polityk, który na przełomie wieków, był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Wielkiej Brytanii.
- Większość przybyszów ze Wschodniej Europy, których poznałem w East Lancashire to ciężko pracujące osoby. Gdy byłem we władzach zastanawialiśmy się nad paradoksem, czemu bezrobocie dość wysokie, pomimo tego, że wkoło było pełno ofert pracy - mówi Jack Straw, były minister spraw wewnętrznych i zagranicznych.
Warto przypomnieć, że ponad 90 procent ludzi zatrudnionych na Wyspach posiada obywatelstwo brytyjskie.
Napisz komentarz
Komentarze