Przedstawiciele Heathrow poinformowali, że zrobią wszystko, by protest nie wpłynął na plany podróży tysięcy pasażerów. Lotnisko współpracuje z policją, kontrolerami ruchu lotniczego i władzami lotniczymi. „Dysponujemy programami dynamicznej oceny ryzyka, które są przeprowadzane przez ekspertów ds. bezpieczeństwa na lotniskach, by nie zostało ono zagrożone”, oświadczono.
Lotnisko ostrzega także aktywistów, że latanie dronem w odległości 5 km (3,1 mil) od lotniska jest nielegalne i że każdy przyłapany na takiej czynności będzie podlegać „pełnej mocy prawa”.
To jednak nie studzi zapału działaczy,Jonathan Mintram i jego żona Sarah przyznali, że nadal planują dołączyć do protestu i transmitować go na żywo. „Nie lekceważymy niedogodności, jakie spowoduje to dla pasażerów, ale mamy nadzieję, że zdają sobie sprawę, że należy poświęcić się. Niewiele się wydarzyło lub nic się nie wydarzyło, odkąd rząd przyznał, że borykamy się kryzysem klimatyczny, a rozbudowa lotniska jest kontynuowana”, powiedział Mintram.
„Mam nadzieję, że to działanie pomoże uwypuklić, co należy zrobić, i rodzi pytania, które musimy sobie zadać. Zaczynamy myśleć o posiadaniu dzieci, a jeśli nic nie zrobimy, nie jestem pewien, czy byłbym w stanie spojrzeć im w oczy”, dodał.
Policja i działacze spotkali się we wtorek, aby omówić planowane działanie.
Dla Heathrow piątkowa akcja może być kolejnym ciosem, ledwo co dziś wrócił do normy ruch na lotnisku po 48-godzinnym strajku pilotów British Airways, który skończył się odwołaniem niemal wszystkich lotów tego przewoźnika, a widmo kolejnego paraliżu widać na horyzoncie.
Napisz komentarz
Komentarze