Według wyników sondażu w Wielkiej Brytanii żyje 1,25 mln ludzi cierpiących nędzę. W tej liczbie jest nieco ponad 300 tys. dzieci. Nędza została w nim zdefiniowana jako niemożność zakupu co najmniej dwóch z sześciu rzeczy uznanych za niezbędne do prowadzenia godnego życia. To: dach nad głową, jedzenie, ogrzewanie, prąd, ubranie i podstawowe kosmetyki takie jak mydło i pasta do zębów.
Kiedy przełożono to na dochody, wyliczono, że o nędzy można mówić w wypadku samotnej osoby dorosłej, której po opłaceniu rachunków pozostaje 70 funtów tygodniowo i pary z dziećmi, której w kieszeni zostaje 140 funtów na tydzień życia.
3/4 ankietowanych biednych powiedziało, że ma problemy z zakupem żywności. Połowa skarżyła się, że nie stać jej na ogrzanie domu. Wielu mówiło, że omija posiłki, by nakarmić dzieci lub mieć pieniądze na podstawe rachunki. Spora liczba podkreślała, że zależy od pomocy rodziny lub stowarzyszeń oraz fundacji charytatywnych, co powoduje, że czują się „zdegradowani”.
Przedstawiciele Joseph Rowntree Foundation podkreślają, że bieda odbija się na zdrowiu psychicznym oraz fizycznym, i często jest dziedziczona przez dzieci. Dlatego, mówią, tak wysoki poziom skrajnego ubóstwa jest niedopuszczalny w rozwiniętym kraju w XXI wieku i wzywają rząd do działania. Jego rzecznik odpowiedział jednak, że nie jest źle, bo jest lepiej niż w latach 80.
Napisz komentarz
Komentarze