Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Dziecko czekało na ambulans 2 godziny leżąc na trawie

Erin Hughes z Groomsport, leżała na ziemi przez ponad dwie godziny po tym, jak spadła z roweru na plecy. Dziewczyna cierpiała więc wezwano ambulans, jednak na fachową pomoc musiał długo czekać, bo kilku pracowników pogotowia, nie przyszło do pracy.
  • Źródło: BBC

Autor: foto: Screenshot BBC

Do zdarzenia doszło w piątek wieczorem, dziewczynka zjeżdżała na rowerze ze wzgórza nieopodal domu. Nie potrafiła jednak zapanować nad, nabierającym rozpędu jednośladem, i spadła na ziemię. Jej matka zadzwoniła na numer alarmowy bo córka bardzo cierpiała. W słuchawce usłyszała, że dziecka nie wolno ruszać.

Minęło sporo czasu a karetka nadal nie dojechała na miejsce. Po przybyciu męża pani Hughes do domu, małżeństwo zadzwoniło na pogotowie – od zgłoszenia wypadku minęła przeszło godzina. Zaniepokojeni rodzice prosili o przysłanie ambulansu pytali też, czy sami mogą zawieźć Erin do szpitala. „Absolutnie, nie ma mowy, nie możesz jej poruszyć, czy ją wciąż boli?”, usłyszeli. Dziewczynka trzęsła się z zimna i bólu leżąc na trawniku.

Na koniec rodzicom przekazano, że nadal muszą czekać bo kilku ratowników medycznych nie przyjechało do pracy. Zdesperowani pojechali do pobliskiego sklepu by zapytać o leki przeciwbólowe i deskę ortopedyczną (rodzaj noszy ułatwiający stabilizację i transport poszkodowanych). Właściciel sklepu postanowił, że też wezwie pogotowie.

„Kiedy już do nas dotarli, byli wspaniali i naprawdę przepraszali” - powiedziała pani Hughes, dodała jednak, że czekanie było „oburzające”. „Pomyśleliśmy, że może złamała obojczyk bo miała naprawdę ostry ból w plecach. To frustrujące, gdy nie możesz pomóc swojemu dziecku”.

Pani Hughes powiedziała, że ona i jej mąż zastanawiali się nad tym, by przypiąć córkę do stołu i przewieźć do szpitala. „Byliśmy bardzo zdesperowani”, wyznała matka.

W oświadczeniu rzecznik pogotowia napisał, że incydent został potraktowany priorytetowo jako kategoria B - potencjalnie poważna, ale nie zagrażająca życiu. W tego typu przypadkach karetka powinna dojechać pod wskazany adres w ciągu 21 minut.

Rozumiemy dyskomfort, ból i niepokój, jakich doświadczyła ta młoda pacjentka, a także niepokój i zmartwienie, które odczuli jej rodzice, gdy czekali na przybycie karetki. Bardzo nam przykro z tego powodu i chętnie spotkamy się z rodzicami, aby omówić z nimi sytuację”.
Pani Hughes przyznała, że choć Erin przeżyła traumatyczne chwile, to jej zdrowiu nic już nie zagraża.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama