Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Znana sieć ma kłopoty. 11 tys. osób może stracić pracę

60 milionów funtów - tyle brakuje sieci wielobranżowych sklepów do uregulowania bieżących płatności. Firma zalega z pensjami, opłatami za wynajem sklepów. Teraz BHS oddało się do dyspozycji zarządu komisarycznego, który ma poszukać ambitnego kupca, chcącego wyprowadzić na prostą nieustannie przynoszącą straty sieć.

Kiedyś BHS należało do największych w kraju. Skupienie w jednym miejscu ubrań, mebli i sprzętu RTV i AGD okazało się strzałem w dziesiątkę. Niestety - to co było lubiane kilkanaście lat temu, niekoniecznie sprawdza się dzisiaj. W ciągu pięciu lat firma straciła niemal milion klientów, którzy przenieśli się do John Lewis, TK Maxx, czy Sainsbury's.

- BHS od pewnego czasu było uważane za gracza z innej epoki. To zdumiewające, że udało im się przetrwać tak długo. Klienci sklepów, nawet tych dobrze usytuowanych, byli często zdziwieni jak cicho i spokojnie jest w środku - mówi dziennikowi The Independent Jon Copestake z Economist Intelligence Unit.

Dzisiaj sieć, kupiona za 200 milionów funtów w 2000 roku, ma długi przekraczające miliard funtów. Wierzyciele zgadzają się na kolejne plany pomocowe, które chronią BHS przed bankructwem. Jednak i one nie wystarczyły do utrzymania płynności finansowej. Firmie zabrakło pieniędzy na opłacenie pensji i wynajmu.

Dla przyszłości pracowników BHS kluczowe jest, żeby w miarę szybko znalazł się odpowiedni kupiec. Nie będzie o niego łatwo. Bezpośrednim powodem publicznego poinformowania o kłopotach finansowych były nieudane negocjacje ze Sports Direct, który miał odkupić część sklepów.

Najprawdopodobniej w najbliższych dniach temat pomocy dla BHS stanie się przedmiotem obrad brytyjskiego rządu. Ochrona 11 tysięcy miejsc pracy to kolejne zadanie dla ministerstwa pracy i emerytur, które dopiero co uporało się z problemem hut stali skupionych w rękach hinduskiego koncernu Tata.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama