W 2018 roku do rad wpłynęło blisko 21,5 tys. skarg, podczas gdy rok wcześniej liczba ta wyniosła ponad 17,5 tys. Lokatorzy skarżyli się na szczury, myszy, osy czy karaluchu. Na liście nie proszonych gości znalazły się też zaskakujące zwierzęta - nietoperze, chrząszcze a nawet ślimaki. Niektórzy lokatorzy wyrażali obawę o wartość nieruchomości, którą ich daniem systematycznie obniża szkodliwa działalność mew, wiewiórek, gołębi i lisów.
Caron Lindsay, rzeczniczka ds. Mieszkalnictwa Liberalnych Demokratów, którzy ujawnili szokujące dane, powiedziała, że skala problemu jest „oszałamiająca”. „Całkowicie niedopuszczalne jest umieszczanie ludzi w budynkach, w których są karaluchy lub inne szkodniki. Wyobraź sobie, jak okropne musi być uczucie, że nie możesz pozwolić swojemu dziecku bawić się na podłodze, na wypadek gdyby podniosły z zabawką odchody myszy lub inne paskudne rzeczy” - dodała.
„Każda osoba zasługuje na czysty i wygodny dom. Niska jakość mieszkań może mieć ogromny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne ludzi” kontynuowała pani rzecznik. Zauważyła też, że władze Szkocji powinny wykorzystać te statystyki jako kolejny powód do budowania większej ilości mieszkań socjalnych i zwiększenia puli środków dla rad na naprawę podupadających lokali zanim staną się ruiną.
Elena Whitham, z agencji rządowej Cosla, poinformowała, że rady utrzymują rocznie około 314 tys. domów na obszarach miejskich i wiejskich w całej Szkocji. To pochłania gigantyczne sumy.
Tymczasem Minister ds. mieszkalnictwa Kevin Stewart przekonuje: „Szkocki budżet na lata 2019–2020 zapewnia samorządom dodatkowe środki finansowe w wysokości 298,5 miliona funtów, co oznacza wzrost o 1,2%”. Podkreśli też: „Celem rządu szkockiego w tej kadencji parlamentu, jest budowa co najmniej 50 000 niedrogich domów, z czego 35 000 zostanie przekazana pod mieszkalnictwo socjalne.
Napisz komentarz
Komentarze