Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Alpinizm to pokora

– To jest prawdziwy sport dla mnie, ale też coś więcej niż tylko sport. To są wspaniałe doznania, widoki, kontakt z naturą i drugim człowiekiem, z dala od cywilizacji. Będąc w górach czuję też wolność, mogę iść tu, mogę iść tam, gdzie chcę. W górach poznaję samego siebie, swoje granice wytrzymałość fizycznej i psychicznej – mówi Tomasz Hełka, alpinista z Londynu, który nie tak dawno powrócił z wyprawy w Karakorum, a już szykuje kolejną, w Himalaje.

Autor: Fot. Arch. Tomasz Hełka

W roku ubiegłym wraz z wyprawą wybrałeś się z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę na wyprawę do Karakorum. Z jakim skutkiem?

Celem naszej wyprawy był dziewiczy szczyt – Yawash Sar II, prawdopodobnie 6178 m n.p.m. W górach Karakorum, w północnym Pakistanie prawie przy granicy z Chinami. Lądujemy w Islamabadzie, stamtąd lecimy do Gilgit, później busem do Karimabadu, a stamtąd jeepami do Shimshal – 3100 m n.p.m. Po 4 dniach trekingu rozbijamy bazę na 4200 m w dolinie Ghidimis. Po dwóch dniach przenosimy się wyżej na 4900 m, żeby założyć obóz 1. Po dotarciu pod Yawash Sar II, okazało się, że będziemy musieli zmienić swój plan. Na Yawash Sar II zalegało wyjątkowo dużo śniegu, jak na tę porę roku, a po wcześniejszych świeżych opadach, których byliśmy świadkami, istniało bardzo duże zagrożenie lawinowe. Nie chcieliśmy ryzykować, ale nie myśleliśmy wracać z pustymi rękami. W tym rejonie było jeszcze trochę niezdobytych szczytów. Wybraliśmy Two Headed Mastiff – 5900 m prawdopodobnie. W ramach aklimatyzacji wchodzimy na dziewiczą formację skalną w pobliżu Yawash Sar II, która ma 5360 m. Dwa dni później o 3 w nocy ruszamy z obozu 1. na  dziewiczy szczyt Two Headed Mastiff 5730 m. „Hunza freedom” – nazwa drogi, po 10 rano jesteśmy na szczycie. Wracamy do bazy do luksusu, kasza i koza na obiad. W drodze powrotnej do Shimshal, 3 dni później zakładamy obóz 1. – 4640 m na brzegu zamarzniętego jeziora pod Lal Siran Katethk Sara. Na drugi dzień stajemy na szczycie – też pierwsze wejście w historii! Nową drogę nazywamy „Polish independence 1918”. GPS pokazuje wysokość 5460 m Lal Siran Katethk Sar. Po zejściu, na drugi dzień, idziemy już w dół do Shimshal i kończymy wyprawę. W wyprawie brali udział Wiktor Jurasz – Żywiec, Paweł Kułaga – Kielce, Bogusław Magrel – Ząbkowice Śląskie, Anna Migdał – Bochnia, Jan Pecka – Kwidzyn, Dawid Plewczyński – Gniezno, Monika Szławieniec-Reczuch – Jawor, Sławomir Wiktor – Nowy Sącz, ja czyli Tomasz Hełka Chorzów/Londyn oraz członkowie zespołu pakistańskiego: Karim Hayat – Karimabad i Rahmat Ullah Baig – Shimshal.

Na przygotowanie się miałem 2,5 miesiąca. To był  istny kocioł jak sobie przypomnę. Wiza, sprzęt, który sprowadzałem z Polski, no i do tego musiałem trenować. Byłem na nogach od 5 rano do 22.00-23.00. Zdarzało się, że z siłowni i basenu wychodziłem po 22.00.  Było trochę stresu i zmęczenia, ale było warto.

 

Skąd wziął się pomysł, by z Londynu z okazji 100-lecia wybrać się na tego typu wyprawę?

Od kilku lat jestem członkiem Polskiego Klubu Alpejskiego, jest to stowarzyszenie sportowe i to klub organizował wyprawę. Pomysłodawcą był Bogusław Magrel, prezes klubu, mój instruktor i jeden z założycieli klubu. A mnie przekonała Monika Szławieniec-Reczuch, moja partnerka od liny, jak wróciłem do Londynu z Tatr Słowackich, gdzie byliśmy razem. W sumie gdyby nie Monika, to bym nie pojechał. Przed wyprawą najwyżej byłem na 2700 m, ale zimą. W końcu była to wyprawa na dziewiczy 6-tysięcznik w Karakorum. Wiedziałem, że trzeba będzie być dobrze przygotowanym fizycznie ale nie miałem pojęcia jak się zachowa mój organizm na takiej wysokości. Ale decyzję podjąłem szybko po rozmowie z Moniką, telefon do Bogusia czy mogę jechać, a on mi dał zielone, bo mnie znał ze szkoleń. No i dołączyłem do wyprawy jako ostatni, na 2,5 miesiąca przed.

 

Jak to się stało, że zainteresowałeś się alpinizmem? Jakie były początki?

Od 7. roku życia trenowałem sporty przez prawie 10 lat – akrobatyka, pływanie, karate, piłka nożna i koszykówka. W góry jeździłem od dziecka, jeździłem też na narty. Zawsze mnie góry przyciągały do siebie, a interesowały mnie te wysokie. Himalaizm, Jurek Kukuczka, „Historia polskiego himalaizmu”, którą mam bardzo bogatą... Kilka lat temu postanowiłem, że będę jeździł w góry i się wspinał. Lubię adrenalinę i wyzwania. A ten sport daje to wszystko. Zacząłem od szkolenia z alpinizmu z P.K.A. (Polskim Klubem Alpejskim – dop. DZ) w Tatrach Wysokich na Słowacji. I od tamtego czasu jeżdżę w góry i wspinam się w lodzie.

 

W jaki sposób pielęgnujesz swoją pasję na Wyspach Brytyjskich?

W Londynie staram się trenować na siłowni; są też basen, bieganie i ścianki wspinaczkowe. Jak na razie jeździłem w Tatry Wysokie, głównie na Słowację zimą, tam trenowałem z klubem na szkoleniach. Miałem jechać dwa razy w Alpy, ale się nie udało. Z ostatniego wyjazdu musiałem zrezygnować, bo wybrałem Karakorum. Ponad miesiąc temu trenowaliśmy z Moniką wspinanie w lodzie i biwak bez namiotu w Tatrach Wysokich. A w Londynie będę teraz trenował z Łukaszem Iwanem na ściankach. Mieliśmy jechać razem na szkolenie tej zimy w Tatry, ale niestety nie mogłem pojechać z Łukaszem i pojechał sam. Na pewno wybierzemy się razem, tu, gdzieś na Wyspach. Ale to pewnie po Pakistanie.

 

Jakie masz jeszcze osiągnięcia w tym sporcie?

Jak na razie to jest moje największe osiągnięcie sportowe. Ponad pół roku przed wyprawą miałem zapalenie płuc. A na wyprawie byłem chory dwa dni w bazie i brałem antybiotyki przed atakami szczytowymi. A na takiej wysokości organizm regeneruje się wolniej. Zdobyłem trzy 5-tysięczniki w 7 dni, z osłabionym organizmem, a powyżej 5 tys. jest o połowę mniej tlenu.

 

Czym zatem dla ciebie jest alpinizm?

Alpinizm to jest prawdziwy sport dla mnie, ale też coś więcej niż tylko sport. To są wspaniałe doznania, widoki, kontakt z naturą i drugim człowiekiem, z dala od cywilizacji. Będąc w górach czuję też wolność, mogę iść tu, mogę iść tam, gdzie chcę. W górach poznaję samego siebie, swoje granice wytrzymałość fizycznej i psychicznej. Alpinizm to też pokora, nie znam na razie lepszego miejsca niż góry, gdzie się nauczę pokory. Alpinizm to też ból, zimno i głód czasami, to jeden z najbardziej niebezpiecznych sportów na świecie. Kiedyś odmroziłem sobie 9 palców u nóg w Tatrach, w sylwestra siedziałem na parapecie, a nogi na kaloryferze, żeby je rozgrzać. A dwa dni wcześniej wybił mi się bark, miałem do wyboru czekać w górach na ratowników przy -15 stopniach, w złej pogodzie, albo schodzić w dół do schroniska. Poszedłem w dół do schroniska, nigdy nie zapomnę tego szkolenia. Ale to też fajni ludzie, których poznałem, albo znani alpiniści Denis Urubko, Boris Dedeszko, Elizabeth Revol, którą uratowali Bielecki i Urubko. Super sylwestry w schroniskach albo festiwal górski na którym byłem rok temu w Karpaczu i Łukasz Iwan, gdzie była prezentacja naszej wyprawy. Była super impreza.

 

Co poleciłbyś innym osobom, które wcześniej z alpinizmem nie miały wiele wspólnego, ale szukają swoich ścieżek w życiu? Czy poleciłbyś im tę formę wysiłku fizycznego?

Polecam, czemu nie, ale najlepiej wybrać się na szkolenie w góry i zobaczyć tam, czy się to podoba. Wiem, że to nie jest sport dla każdego. Sam byłem świadkiem jak chłopak zrezygnował w połowie szkolenia, bo zobaczył jak to wygląda naprawdę. Jest też forma turystyki wysokogórskiej, w górskiej nie trzeba się od razu wspinać albo wchodzić na jakieś  trudne góry. Ale najlepiej zorientować się co do sprzętu, gór i tamtejszych zagrożeń od ludzi doświadczonych, instruktorów, są różne szkolenia. Ludzie do gór podchodzą często bardzo lekkomyślnie, widziałem jak przyjeżdżają czasami na szkolenie, z jaką odzieżą. Góry są niebezpieczne, to nie spacer po parku. Mamy piękne góry Tatry i góry na całym świecie. Polecam wyjazdy w góry, od wycieczek, po wspinanie.

 

Od kiedy mieszkasz w Londynie? Co skłoniło ciebie do przyjazdu tutaj?

W Londynie jestem od 12 lat. Przyjechałem tu z dziewczyną, obecnie byłą żoną. Szwagrowa mnie przekonała, żebyśmy przyjechali do niej. Bardzo mi się spodobał ten pomysł. Długo się nie zastanawiałem, wiedziałem, że to będzie dobre doświadczenie życiowe i będzie tu lepiej niż w Polsce. Na początku mieszkałem w Hounslow.

 

Czym tu zajmujesz się na co dzień?

Od kilku lat jestem stolarzem, pracuję na budowie i lubię swoja pracę. Wcześniej robiłem sufity podwieszane i ściany działowe wszelkiego rodzaju. Interesuje mnie fotografia, ale nie mam na to czasu na razie i dobrego aparatu; poza tym piłka nożna. Lubię przeczytać książkę od czasu do czasu, oczywiście o tematyce górskiej. Spotkania z przyjaciółmi na kawce na Ealingu. Treningi i jeszcze lubię spędzać czas na świeżym powietrzu, np. podczas spaceru w parku. Jestem też ojcem, mam córkę tu w Londynie, chodzimy razem na ściankę wspinaczkową.

 

Wracając jeszcze do alpinizmu – jakie są twoje cele w tym sporcie?

Moje plany to góry wysokie, 7- i 8-tysięczniki, Karakorum, Himalaje, Tienszan i Pamir. Ale w niższe też chcę jeździć, wszystko zależy od finansów i czasu. Chcę spróbować zdobyć Śnieżną Panterę. Ale teraz myślę tylko o najbliższym wyjeździe na Spantik – 7023 m i Gasherbrum II – 8035 m. Celem jest Spantik, żeby się zaaklimatyzować, a potem od razu do bazy pod GII, gdzie będzie Denis Urubko, który jest też instruktorem w P.K.A. Miałem okazję poznać Denisa rok temu na festiwalu w Karpaczu. A ponad miesiąc temu widziałem się z Denisem i jego żoną Pipi, i rozmawialiśmy o Spantiku I. Pytałem się o wskazówki. A GII? Zależy, czy znajdę sponsorów.

 

Dlaczego wybór padł akurat na Spantik i Gasherbrum II?

Pomysł na Spantik przyszedł na tarasie hotelu w Karmabadzie, jak zobaczyliśmy Spantik rok temu. Chcieliśmy tu wrócić i wytoczyć  nową drogę albo przyjechać zimą. No i też dlatego, że byliśmy w Karakorum i wiem jak tam wygląda wyprawa i jakie są koszta. Później plany się zmieniły przez Gasherbrum II, na który jedzie Denis Urubko i zrezygnowaliśmy z nowej drogi na Spantiku.

Spantik dlatego, żeby się zaaklimatyzować przed GII, ale żeby też poznać górę i zrobić wejście zimowe w przyszłości. A GII to pomysł Denisa Urubki, no i wiadomo, to 8-tysięcznik, 13. góra świata. A z Denisem to każdy by chciał chyba jechać na wyprawę.

 

Jak można pomóc ci w tym projekcie, w jaki sposób kontaktować się i śledzić twoje dalsze działania?

Namiary na mnie to: [email protected], na Facebooku, Istagram: tomtom_1920 i chyba zrobię także namiar na siebie na zrzutka.pl.

 

 

Rozmawiał: Dariusz A. Zeller

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama