Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jestem Czeczenem, który kocha Polskę

1 grudnia, po kilkunastu latach występów pod biało-czerwoną flagą, zakończył karierę w MMA. Jest najbardziej utytułowanym zawodnikiem tej dyscypliny w Polsce. Wielki wojownik o gołębim sercu. Z Mamedem Khalidovem o karierze zawodniczej, życiu na emigracji, rodzinie, tolerancji i religii rozmawiał Dariusz A. Zeller.
Jestem Czeczenem, który kocha Polskę
Mamed Khalidov

Autor: Fot. Artur Kieruzal

Mamed, powiedz „chrząszcz”

Chrząszcz (idealnie – przyp. DZ)

 

A „Chrząszcz brzmi w trzcinie”?

Chrząszcz brzmi w trzcinie. (bardzo poprawnie – przyp. DZ)

 

Wiesz do czego nawiązałem. Mówiłeś, że pomimo znajomości języka polskiego są wyrazy i sformułowania, które wciąż sprawiają ci problem. Ale pracę domową jak widzę odrobiłeś.

Tak, ale gdybym miał powiedzieć inne tego typu powiedzenia to pewnie nie udałoby mi się. Natomiast po przyjeździe do Polski, jadąc tramwajem na pierwsze zajęcia z języka polskiego we Wrocławiu, zwariowałem gdy usłyszałem polską mowę. Brzmiała jak takie stare radio, gdzie słyszysz tylko szzssszzssz… gdy kręcisz, ale wciąż jest to szeleszczenie. Do kolegi powiedziałem: „nie mam pojęcia, jak się nauczymy tego języka. To jest tragedia, co to za język”. Ale jednak udało się.

 

Mamed Khalidov – Polak, Czeczen, Polak czeczeńskiego pochodzenia, polski Czeczen? Jak określasz sam siebie?

Jestem Czeczenem mieszkającym w Polsce i reprezentowałem ten kraj jako Czeczen z polskim paszportem, ale jest jedna rzecz – jestem Czeczenem, który kocha Polskę. Kocham Polskę jak swój kraj; kraj, który mnie przyjął, gdzie przebiegała moja kariera sportowa, moje marzenie spełniło się w tym kraju. Ludzie do mnie uśmiechali się, byli dla mnie w porządku, byli mili. I jak przyjeżdżam do Polski zawsze jestem mile widziany, więc pod każdym aspektem kocham ten kraj.

 

Jest rok 1997. Powiedz, co czuje 17-letni chłopak, który musi opuścić rodzinne strony, rodzinny kraj, szczególnie po tak traumatycznych przeżyciach jak twoje – m.in. z I wojny czeczeńskiej – i musi odnaleźć się w nieznanym.

To były ciężkie chwile. Początki zawsze są trudne. Myślę, że każdy ma ten problem, gdy wyjeżdża do obcego kraju i musi dać radę, czy to ma 17 lat czy więcej. Byłem bardzo młody. Ale jak powiedziałeś, po tych przykrych doświadczeniach wojennych wyjeżdżasz do kraju, do Europy i… tęskniłem za swoim krajem. Pierwsze dwa tygodnia, z czego nawet nie zdawałem sprawy, miałem lekką depresję, bo tylko spałem. Chodziłem na zajęcia i chciałem szybko iść spać, by nie widzieć tego wszystkiego. Strasznie tęskniłem za ojczyzną, za ojcem, za mamą, za swoimi siostrami. I to powodowało, że było mi bardzo ciężko. Natomiast mijał czas, poznawało się ludzi i człowiek zaczął rozumieć, co ma robić. Jest cel i trzeba go osiągnąć.

 

Powiedz zatem dlaczego wybrałeś akurat Polskę. Miałeś przecież do wyboru inne kraje – Włochy, Egipt…

Wiesz, bez żadnych tam udziwnień, że coś tam… Po prostu spojrzałem na mapę i zobaczyłem, gdzie będzie bliżej, żeby móc wrócić do domu.   

 

Powiedz jak wyglądały twoje początki, aklimatyzacja? Przecież to był dla ciebie nowy kraj, nowy język, nowi ludzie, nowe otoczenie…

Przyjeżdżając do Polski, jak mówiłeś, wcześniej widziałem tylko nienawiść, widziałem wojnę, Rosjan, którzy nienawidzą nas i też nie wiadomo za co, bo to nie myśmy zaczęli tę wojnę, bo to oni, choć nie sami Rosjanie, a rosyjska władza zaatakowała Czeczenię i zabijała ludzi. Miałem 17 lat i miałem jedno doświadczenie, miałem oczy dookoła głowy, bo przecież z którejś strony albo ktoś coś powie albo mnie zaatakuje. A pierwsze doświadczenie z Polski miałem takie, że ludzie do mnie uśmiechali się. Nastawienie tych ludzi, tych Polaków do mnie jako Czeczena, który przyjechał z kraju, gdzie była wojna, było niesamowite. Zawsze powtarzam – dobro rodzi dobro. Tak samo tą dobrocią, którą Polacy mnie obdarzyli, zacząłem zmieniać się z tego czujnego, agresywnego chłopaka w normalnego człowieka, który może normalnie żyć. I to jest jedno z moich największych doświadczeń w Polsce – zmieniłem nastawienie i zrozumiałem, że dobro rodzi dobro, a zło rodzi zło.

 

Wiem, że miałeś chwile zwątpienia. Czy m.in. takie nastawienie otoczenia wzmacniało cię w tym momencie?

Tak, oczywiście. Bo tęskniłem za krajem i było mi ciężko, a jeśli nie miałbym takiego wsparcia i gościnności w Polakach to może bym wrócił. Ale mi w tym momencie wszystko sprzyjało; wraz z innymi dostałem miejsce na studiach, wszystko to odbywało się w dobrej wierze ludzi z uniwersytetów, czy to wrocławskiego, olsztyńskiego, Poznania czy Katowic. Przyjmowali nas – Czeczenów –  na studia za darmo, żebyśmy się kształcili, by odbudować swój kraj. Tak że nie mogę powiedzieć nic złego, ponieważ były same pozytywy.  

 

Jesteś wojownikiem, trening jest w tobie. Jak zatem było w tym czasie ze sportami walki?

Nie trenowałem oczywiście jako zawodowiec, ale trenowałem. Uważam, że każdy człowiek powinien ruszać się. W tych czasach nie ma zbyt wielkiego ruchu, więc trzeba trenować. U nas w Czeczeni zawsze bardzo popularne były sporty walki, więc trenowałem i zapasy i taekwondo, karate, kick boxing, boks… Ale nie było tak, że cały czas trenowałem jedno. Trochę tego było.

 

Po ukończeniu przez ciebie studiów na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim na kierunku zarządzanie i administracja, w międzyczasie powstał klub Arrachion MMA Olsztyn, w którym zacząłeś trenować. Zdawałeś wówczas sobie sprawę dokąd może ta droga cię zaprowadzić? Szczególnie po tych trzech niefortunnych walkach na Litwie…

Nie, nie miałem pojęcia. Tak naprawdę spełniałem swoje marzenia. Moim marzeniem nie było ukończenie studiów i praca np. urzędnika. Moim marzeniem było właśnie trenować MMA, więc spełniałem swoje marzenia i kochałem ten sport. Nie myślałem o pieniądzach i nie wiedziałem, że to tak mnie wciągnie, że tak się rozwinie. Robiłem to z miłością, ponieważ chciałem to robić i oddawałem temu całe serce.

 

Na tyle je oddałeś, że obecnie posiadasz status legendy polskiego MMA. Jakie to uczucie?

Pojęcie „legendy” jest zbyt mocne... Czuję się bardzo dobrze, jestem szczęśliwy, bo spełniłem w Polsce swoje marzenia. Dołożyłem jakąś tam cegiełkę do tej dyscypliny, ponieważ ona z czasem budowała się, a ja coś tam w niej osiągnąłem.

 

Czy jesteś w pełni zadowolony ze swojej kariery? Przypominam, że są to 42 walki, 36 wygranych, większość w imponującym stylu. Nie żałujesz, że – dla przykładu – nie przeszedłeś do UFC?

Nie, absolutnie nie żałuję. Gdybym odszedł do UFC to nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem. To jest moja historia i część historii organizacji KSW w Polsce. To było moje marzenie, a nigdy nie marzyłem być w UFC. Kto chciał, to tam przeszedł, a ja marzyłem po prostu o dobrych walkach i o ich dobrym poziomie. Tak naprawdę nie lubię zmieniać miejsca. Nie chciałem wyjeżdżać z Czeczenii. Przyjechałem do Polski, odnalazłem się. Tu powstała organizacja, w której występowałem i nie chciałem nic zmieniać. Było fajnie, czułem się jak w domu, u siebie. Zawsze powtarzałem – zróbmy coś swojego, dużego, fajnego. Dlaczego wciąż wzorujemy się na innych? Oczywiście, wzorować się trzeba, ale niepotrzebnie patrzymy, że gdzieś tam jest lepiej niż u nas. U nas też jest super.

 

Śledzisz karierę innego polskiego zawodnika pochodzenia czeczeńskiego, twojego kuzyna Asłambeka Saidova? Co o nim myślisz?

Asłambek Saidov cały czas rozwija się. Opuścił KSW, przeszedł do ACB (Absolute Championship Berkut – dop.DZ) i ma tam piękne pasmo – jedną porażkę i siedem czy osiem walk wygranych. Dobrze mu idzie i rozwija się cały czas. Asłambek jest czołowym zawodnikiem MMA w Polsce (w swojej kategorii wagowej) i na świecie. Jak najbardziej jestem jego kibicem. Jak widzisz mam nawet napis „Asłambek Saidov” na telefonie!

 

Kończąc wątek stricte sportowy, powiedz, czy gdybyś nie przegrał 1 grudnia drugiej z kolei walki z Tomkiem Narkunem to kontynuowałbyś karierę?

Tak. Gdybym się tego dnia nie poczuł źle, kolejny raz, to może bym kontynuował.

 

Czy jest coś, co mogłoby zmienić jeszcze twoją decyzję?

Nie, nic nie zmieni mojego zdania, bo już to podsumowałem. Nie mogę być cały czas na topie mając problemy zdrowotne. Muszę odpuścić. Przez 15 lat były różne sytuacje; mając kontuzję wychodziłem do walk; brałem nawet po sześć walk w roku. I cały czas i bez przerwy wydawało się, że człowiek jest nie do zajechania, ale zajechałem się. Zajechałem się psychicznie i mój mózg nie pracuje już tak dobrze jak powinien pracować. Mam problemy z sobą i czasami trafia to na walkę. To jest ryzyko, a ja już nie chcę ryzykować. Żyję normalnie, chcę pozbyć się tego problemu i nie mam zamiaru wracać.  

 

Osierociłeś MMA, ale jest jeszcze nadzieja... Czy twoi synowie są zainteresowani sportami walki?

Oczywiście, że są zainteresowani. Jeden ma 11 lat, drugi ma 6. Naciskałem ich tylko, żeby uprawiali sport, bo trzeba być wysportowanym i uważam, że jest to normalna rzecz. Natomiast nie nalegałem i nie nalegam, żeby trenowali to, co ja trenuję. Nawet bym nie chciał. Nie chcę, żeby to robili dlatego, że ja to robiłem. To jest bardzo brutalny sport, kontuzjogenny, a na szali stawia się własne zdrowie. Nie chcę, żeby moje dzieci biły się i traciły na zdrowiu. Starszy syn rok temu powiedział mi, że chce coś trenować i nie zabraniam mu, proszę bardzo. A młodszy jest piłkarzem.

 

Mamed, jesteś praktykującym muzułmaninem – czym w twoim życiu jest religia?

Nie jestem praktykującym. Po prostu jestem muzułmaninem. Przede wszystkim w swoim życiu kieruję się kanonami swojej religii. To jest mój drogowskaz. To, co jest zabronione nie tykam, to co jest dozwolone używam. Pierwsze pytanie zawsze jest takie: czy to jest dozwolone? Kieruję się tylko i włącznie swoją religią, która niesie dobro.

 

Większość twoich znajomych to jednak katolicy. Zbliżają się właśnie święta wielkanocne, jak je postrzegasz obserwując nieco „z boku”?

Każdy ma swoją tradycję, swoją kulturę i swoją religię. Każdą należy szanować i o tym między innymi mówi nasza święta księga. Trzeba szanować każdą religię i nie można odnosić się do nich choćby i szyderczo, naśmiewać się itd. itp. To jest grzech. Zatem szanuję te święta i patrząc na nie z boku powiem ci szczerze, że tyle lat żyjąc w Polsce jest tu tyle świąt, że już nie nadążam za nimi wszystkimi. (śmiech)

 

A tak z drugiej strony – jak Polacy postrzegają ciebie wiedząc, że wyznajesz inną wiarę?

Nie mam żadnych problemów z tym związanych. Nie spotykam negatywnych emocji. Jestem człowiekiem, po drugiej stronie też jest człowiek. Moim zdaniem to głupie i niezrozumiałe, żeby ktoś miał do kogoś pretensję ze względu na wyznawaną religię, kolor skóry. Jeśli jesteśmy religijnymi ludźmi, to wszyscy, którzy uznają Jezusa, uznają też, że Adam był pierwszym człowiekiem na ziemi, i skoro pochodzimy od jednego człowieka, to kim my dla siebie jesteśmy? Jesteśmy dla siebie braćmi. Jesteśmy dla siebie bliscy, żyjemy jakbyśmy byli w jednej rodzinie. Jesteśmy jedną rodziną, z takiego wychodzę założenia.

 

Zawsze twierdziłeś, że Polska i Polacy to tolerancyjny kraj..

I naprawdę nie mam z tym problemów. Czasami ktoś gdzieś coś napisze w internecie, ale dziesiątki, setki tysięcy ludzi napiszą coś innego – wspierają, rozumieją. To nie religia rodzi zło, robią to źli ludzie. Żadna religia nie mówi, żeby siać nienawiść, zabijać czy czynić zło. Jest to tylko i wyłącznie w rękach złych ludzi. Ich czyny to powodują, a pod jaką oni flagą, jaką religią robią to, nie ma żadnego znaczenia. Spójrzmy na ostatnie wypadki, czy w Nowej Zelandii czy gdziekolwiek indziej – robią to źli ludzie. Nie mieszajmy do tego w żaden sposób religii. Odepchnijmy zło i religię w inną stronę.   

 

Czym obecnie zajmujesz się?

Akurat jestem w Anglii. (śmiech) A tak poważnie mam teraz więcej czasu na spotkania z ludźmi. Kiedyś wydawało mi się, że jak pójdę na emeryturę to nie będę miał do czynienia z tymi ludźmi, a teraz mam więcej czasu by ich spotykać. Teraz mam czas by np. jechać na różne targi, ostatnio byłem w Poznaniu, teraz jestem w Londynie, za dwa dni lecę gdzieś jeszcze. Mam więc bardzo aktywny harmonogram.

 

A jakie masz cele na przyszłość?

Wiesz, mam swój biznes, więc cały czas pracuję, ale mam też czas na własne hobby, żeby spotykać się z ludźmi, z moimi kibicami, którzy zawsze mnie wspierali i czasami, od czasu do czasu, jeżdżę na tego typu spotkania i imprezy. Tak jak mówiłem – z jednej strony praca, z drugiej te spotkania z ludźmi, a co dalej to zobaczymy co z tego jeszcze wyjdzie.  

 

Dziękuję Mamed za te wszystkie emocje i trzymam kciuki za twoje dalsze wyzwania! Powiedz jeszcze, gdzie można śledzić twoje kolejne dokonania. Udzielasz się na portalach społecznościowych?

W social mediach nie jestem zbyt aktywnym, jak to można powiedzieć, blogerem. Od czasu do czasu coś wrzucę, ale profesjonalnie tego nie prowadzę, nie biegam z tym telefonem. Ale informuję od czasu do czasu swoich kibiców i innych ludzi, którzy w jakiś sposób są ze mną związani jak wygląda moje życie, moje plany. Także szukajcie mnie w social mediach!

 

   

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama