Twoi koledzy zdradzili, że jesteś multiinstrumentalistą…
Jak miałem 6 lat zacząłem uczęszczać na prywatne lekcje gry na pianinie i fortepianie. W podstawowej szkole angielskiej mieliśmy taki projekt, że każde dziecko miało nauczyć się grać na jakimś instrumencie. Do wyboru była gitara, pianino, trąbka i klarnet. Umiałem grać już na pianinie, więc wybrałem klarnet, który świetnie sprawdza się w orkiestrze. Gram na nim do dziś. Jak się przeniosłem do gimnazjum zainteresowałem się grą na gitarze i perkusji. Żeby pisać muzykę trzeba znać się na większej ilości instrumentów.
Jak zaczęła się twoja historia z chórami?
Pierwszy prawdziwy chór, do którego należałem, był w kościele. Prowadziła go pani organistka i tworzyło go dwadzieścioro dzieci. Później zacząłem śpiewać w chórze w polskiej szkole. Do obydwu chórów należę nadal, tylko że ten w polskiej szkole prowadzę teraz ja. W gimnazjum dołączyłem do bardziej profesjonalnego chóru, z którym występowaliśmy m.in. w Royal Albert Hall czy katedrach w Rochester, Brentford, Westminster. Jest to bardzo edukujące.
Jak to się stało, że z osoby która śpiewała chórze stałeś się osobą, która go prowadzi?
W polskiej szkole chór początkowo prowadziła pani dyrektor. Kiedy odchodziła, razem z moją mamą, która była wtedy nauczycielką w szkole, wpadliśmy na pomysł, że ładnie by było przygotować jej jakiś występ w ramach podziękowania. Poprosiłem wtedy dzieciaki w moim chórze, żebyśmy coś razem zaśpiewali.
Rodzicom bardzo spodobała się inicjatywa, żeby chór istniał na stałe. Ja i tak dużo muzykuje w wolnym czasie, więc postanowiłem to kontynuować, dać dzieciom okazję do śpiewania.
Co masz na myśli mówiąc, że dużo muzykujesz?
Interesuje mnie muzyka, która stoi za śpiewem. W szkole na kursie muzycznym miałem za zadanie skomponować piosenkę, tak zacząłem pisanie własnych utworów. Bardzo mi się to spodobało. Zależy mi na tym, żeby to było dobre. Pracuję również nad utworami na orkiestrę. Aktualnie mam trzy projekty muzyczne, nad którymi pracuję w wolnym czasie.
Jakie to projekty?
Pierwszym jest nauka, bo żeby zdać kurs muzyki, trzeba umieć pisać utwory, analizować muzykę. Drugi projekt to gra na syntezatorze i instrumentach perkusyjnych w polskim zespole gospel. Zespół nazywa się AMEN AdoraMus i tworzy go chór składający się z ok. 30 Polaków z całej Anglii, do tego dochodzi orkiestra. Nagraliśmy już płytę z kolędami. Aktualnie pracujemy nad pierwszą płytą autorską. W tamtym roku latem wygraliśmy Kryształową Barkę na festiwalu Alleluja, czyli Happy Day. Rok temu w marcu założyłem swój własny zespół rockowy, koncertujemy lokalnie.
Znajdujesz jednak czas, żeby prowadzić chór w szkole polskiej w Ilford. Praca z dziećmi nie należy do najprostszych. Jak sobie z tym radzisz?
Na początku było trudno, bo wiekiem jestem jednak zbliżony bardziej do tych dzieci niż do nauczycieli. Najważniejsze jest aby wyrobić sobie wzajemny szacunek. Nie traktuje ich z góry, to byłoby wręcz śmieszne. Staram się przekazać im pasję do muzyki. Słucham tego, co mają do powiedzenia. Staram się zaplanować im czas i urozmaicić to śpiewanie, żeby była to dla nich przyjemność.
Ostatnio wystąpiliście na antenie Polskiego Radia Londyn. Jeden z chórzystów, 6-letni Michał, podczas audycji powiedział spontanicznie, że dziękuje ci za to, że istnieje ten chór. Jakie to uczucie usłyszeć takie słowa?
To jest właśnie główny powód dla którego to robię. Widać, że te dzieci naprawdę lubią to, co robią – kochają śpiewać. Ich chęci motywują mnie najbardziej. Ich radość jest bezcenna. Załatwiam aranże, układam repertuar, pracuję z nimi nad ich śpiewem, wkładam w to dużo zaangażowania i czasu. To wszystko jest bardziej dla nich niż dla mnie czy publiczności. Bardzo jest mi miło coś takiego usłyszeć, bo na co dzień nie ma ku temu okazji.
Jak na to wszystko reagują twoi rówieśnicy?
Najbliżsi znajomi są muzykami o podobnym zapale co ja. Może nie interesują się prowadzeniem grupy dzieci, ale jak im się chwalę, że mamy jakiś koncert albo opowiadam, że próbuję nauczyć dzieci jakiejś piosenki, to oni zawsze są bardzo wspierający i otwarci. Nie jacyś dumni, bo to nie jest moja mama… (śmiech) ale spotykam się głównie z szacunkiem, że potrafię sobie z czymś takim poradzić, i że w ogóle mi się chce.
W jakim kierunku chciałbyś, żeby to wszystko zmierzało?
Zastanawiałem się nad tym ostatnio jak jechaliśmy na wywiad do Polskiego Radia Londyn. Początkowo mieliśmy występować tylko w szkole. To się jednak z czasem zmienia. Ostatnio zdobyliśmy Grand Prix w I Polonijnym Przeglądzie Kolęd i Pastorałek. Skoro te dzieci tak lubią śpiewać, dlaczego nie dać im czegoś, żeby mogli rozwijać tę pasję. Chciałbym kontynuować to co robię, tyle czasu ile zdołam. Zobaczymy, jak daleko to zajdzie. Jeżeli oni będą chętni pójść za mną, to chętnie poprowadzę ich dalej.
Zaraz staniesz przed wyborem swojej dalszej drogi życiowej. Czy już masz plan?
Jeszcze niedawno bardzo chciałem wybrać się na studia muzyczne, bo planowałem zostać kompozytorem albo dyrygentem, ale doszedłem jednak do wniosku, że muzyka to moja pasja, mogę się jej nadal uczyć i iść tą drogą, ale bardzo interesuje mnie też lingwistyka i analiza języka, więc myślę o studiach w tym kierunku.
Czyli jednak racjonalizm?
Muzyka, którą tworzę, podoba się ludziom, spotykam się z pozytywnym odzewem. Mój dziadek na początku mówił, że to nie jest dobry pomysł, żebym lepiej został lekarzem czy prawnikiem, a jak będę muzykiem to moja przyszłość będzie niepewna. Ostatnio przyniosłem mu swój utwór na całą orkiestrę, puściłem, dałem mu do ręki wydrukowane nuty. Popatrzył na to i powiedział „wiesz co, to może jednak zabierz się za to po prostu bardziej…”.
W sumie to dobrze kombinujesz, bo z jednej strony będziesz mógł komponować, a z drugiej nauczysz się pisać piękne teksty.
Tego właśnie bym chciał.
Rozmawiała Marietta Przybyłek
Napisz komentarz
Komentarze