Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

To już chyba tego brexitu nie będzie

Od momentu ogłoszenia wyniku referendum w czerwcu 2016 roku czułem że muszę być realistą. Mimo czarnej rozpaczy nad idiotyzmem tego wyniku, czułem że decyzja jest nieodwołalna. Jakiś Brexit będzie. Tylko nie wiadomo jaki ma być. Albo będzie łagodniejszy i mniej szkodliwy, albo na odwrót.

Choć sympatyzowałem z akcjami protestu i demonstracjami za pozostaniem w Unii, a nawet dwukrotnie przemawiałem na masowych wiecach anty-brexitowskich na Parliament Square, to czułem że nic z tych protestόw nie wyjdzie. Parokrotnie mόwiłem wtedy na polskich spotkaniach, a między innymi na konferencji o brexicie przy Uniwersytecie Warszawskim dwa lata temu, że można by pomarzyć o nowym referendum tylko gdyby była dramatyczna zmiana w sondażach opinii publicznej. A tu nic. Poparcie dla obu opcji, pozostania i opuszczenia, zastygło przez następny rok na poziomie około 44% dla obydwu. Kraj był rozdarty na pόł i nie było powodu do nadziei.


Osobiście zaangażowałem się w akcję bronienia praw obywateli unijnych w ramach wpływowej organizacji the3million gdzie nie kwestionowaliśmy prawidłowości brexitu. Zajmowaliśmy się tym co wydawałoby się realistyczne, a więc udział w debacie o tzw “settled status”, spotkania z brytyjskimi ministrami, urzędnikami Home Office i decydentami w Brukseli. 
Mogliśmy się prywatnie karmić mrzonkami o możliwym powrocie Wielkiej Brytanii na łono Unii Europejskiej, ale to była tylko wymόwka dla marzycieli i naiwniakόw. Nawet Donald Tusk, twardogłowy i rzeczowy jak zawsze, mόgł sobie raz pozwolić w czasie któregoś potknięcia rządu brytyjskiego, do zanucenia pod nosem piosenki Lennona “Imagine,” myśląc o nawrocie Anglii do Europy, ale pogodził się już dawno z tym że to już jest nierealne. 


To tak jak powiedzonko “Na przyszły rok w Jerozolimie,” ktόre powtarzali sobie na pociechę przez tysiące lat pobożni Żydzi porozrzucani w diasporze na rόżnych kontynentach. Nikt nie  przewidywał że to mogłoby się kiedykolwiek zrealizować.   
Gdy rząd brytyjski przystąpił do negocjacji po wywkoaniu artykułu 50 traktatu lizbońskiego zaczęła się wijąca konga politykόw podążających w rόżnych kierunkach, z rόżnymi wersjami jak to odejście miało wyglądać. 


Jednak wszyscy kurczowo trzymali się nawzajem aby taniec utrzymał rytm i kierunek a wspόlnym  hasłem wszystkich uczestnikόw tańca była ta sama przyśpiewka, czyli “Szanujemy demokratyczny głos społeczeństwa ujawniony w wyniku referendum”. Powtarzali to zarόwno zajadli brexitowcy jak i osoby ktόre przedtem głosowały za pozostaniem, jak Theresa May i znaczna część jej gabinetu. Co prawda, byli tacy ktόrzy nie chcieli się do tego zawiłego tańca podłączyć, choćby liberałowie i redakcja tygodnika “The European”, ale oni byli po za marginesem politycznego mainstream’u. 


Debata publiczna w όwczesnych mediach dotyczyła raczej spraw bardziej technicznych. Na przykład, jak uchronić wolność poruszania się między obu Irlandiami, czy jak traktować obywateli unijnych? Lub czy utrzymać dostęp do unii celnej czy jednolitego rynku, czy też nie? Oczywiście walczono o te “techniczne” kwestie z dużą emocją. Najbardziej zatwardziała grupa zwolennikόw Brexiitu nie omieszkała wytykać wszelkie prόby złagodzenia warunkόw wyjścia jako akty zdrady narodowej i podważenie “demokratycznej” woli ludu, a zwolennicy tzw. “miękkiego Brexitu” oskarżali swoich przeciwnikόw o ignorancję i ślepy nacjonalizm. 


W tej zawierusze zarόwno politycy konserwy, jak i Labour, byli zauroczeni widmem decyzji ludu ktόrą tak na prawdę, w głębi serca, wcale nie szanowali. Musieli udawać. Dlatego wystąpienia publiczne na temat Brexitu pachniały pozerstwem i w ten sposόb odczytywała to znaczna część społeczeństwa, czująca co raz większe rozczarowanie wobec elit politycznych. 


W ostatnich czterech miesiącach debata publiczna ograniczyła się już tylko do dwόch opcji, albo będzie umowa z Unią na podstawie skomplikowanej formuły pani May, tzw. planu “Chequers”, albo w ogόle umowy nie będzie. 

Projekt Pani May był wyjątkowy zawiły ale ofiarował, przynajmniej na papierze, tego czego normalne osoby głosujące za brexitem na prawdę sobie życzyły, czyli suwerenność sądownictwa i parlamentu brytyjskiego, koniec wolnego poruszania się ludności między UK a UE i możliwość zawarcia oddzielnych umόw handlowych z państwami z innych kontynentόw. 
Natomiast zwolennikom bliższych stosunkόw z Unią jej plan zaofiarował dostęp do unijnych towarόw rolniczych i przemysłowych bez płacenia cła, dalszy wspόłudział we wspόlnych  projektach kulturalnych i naukowych, i gwarantowane prawa pobytu i pracy dla zamieszkałych obywateli unijnych na Wyspach i dla Brytyjczykόw w Europie. 
A więc coś dla wszystkich. 

Traktowała to jako projekt pojednawczy dla obu stron. Ale właśnie dlatego ten plan nie podobał się gorętszym zwolennikom i jednej i drugiej strony, ktόrzy wspόlnie obwołali wynik jej projektu jako upokorzenie dla kraju ktόry już nie jest partnerem Unii, ale lennikiem się staje, czyli czymś gorszym niż było dotychczas, kiedy Wielka Brytania wspόłdecydowała w polityce europejskiej. 


Do tego doszła jeszcze kwestia granic Irlandii południowej i pόłnocnej. Tymczasowy wspόłudział w tymczasowej unii celnej gwarantujący wolną granicę obu państw ma trwać dopόty, dopόki obie strony zgodzą się wspόlnie na rozwiązanie monitorowania handlu przygranicznego przez najnowocześniejszą technikę jeszcze nie odkrytą. Według opozycji uzależniało to całą umowę od weta unijnych ekspertόw.      


Przy tym skomplikowanym pakiecie rządowym, w ktόrym każdy znajdzie coś złego, opcja twardych breixtowcόw była oczywista i prosta. Nie potrzeba żadnej umowy i wszystkie nici wspόłpracy od 40 lat mają być zerwane. I dopiero teraz wypłynęły na wierzch prawdziwe skutki czystego zerwania. 


Chaos w handlu zagranicznym i w transporcie, jeszcze większy spadek waluty, rosnące bezrobocie, możliwość zawieszenia praw pobytu Brytyjczykόw w Unii, zaprzestane lotόw międzynarodowych dla linii brytyjskich, braki żywności i lekόw, zakażenie czystości wody pitnej, możliwość twardej granicy w Irlandii prowokującej znowu fanatykόw irlandzkich do rozboju, obawa nowego referendum o niepodległość Szkocji. Istna puszka Pandory. Przeciętny Brytyjczyk oblany został zimnym potem na samą myśl jak ten chaos odbije się na nim i na jego rodzinie.  


Przy tym obrazie zgrozy i żalu, przypominającej szkaradne wizje Hieronymusa Boscha, pani May wciąż powtarza swoją mantrę wierząc że po przyjęciu jej planu na szczycie brukselskim parlament i narόd brytyjski przyjmie jej plan. Jeżeli wierzyć dzisiejszym wypowiedziom posłόw i sondaży publicznych myli się. 


Obecny parlament prawdopodobnie odrzuci jej plan już 12 grudnia, mimo że pani May grozi rezygnacją. Ani skrajni Brexitowcy, ani jej sojusznicy protestanccy z pόłnocnej Irlandii, ani pro-europejscy Torysi, ani Jeremy Corbyn (oczekujący możliwości nowych wyborόw parlamentarnych), ani pro-unijni posłowie labourzyści, ani narodowcy szkoccy, nie poprą ją.  Co wprowadza dalszy chaos i nawet bezkrόlewie w partii rządzącej, a zostawi opcję “no deal” jako jedyną opcję na agendzie. Komentatorzy telewizyjni rozkładają ręce i mόwią “nie mamy najmniejszego pojęcia co teraz będzie.” Rozpacz i mgła.


Ale pozostaję optymistą dla Polski i tutejszych Polakόw. Pomaga mi, nie jakaś głupia nadzieja, ale czysta arytmetyka. Trzeba liczyć głosy w parlamencie, już nie według podziałόw partyjnych, ale tak w ogόle, jakby miało być głosowanie bez dyscypliny partyjnej.

Czy jest większość w parlamencie za projektem pani May? Obecnie nie. Czy jest większość za odrzuceniem wszelkich umόw z Unią (“no deal”)? Zdecydowanie nie. Czy jest większość w partii konserwatywnej za zmianą przywόdcy? Też nie. Czy jest wystarczająca większość 2/3 głosόw aby konstytucyjnie rozwiązać parlament i ogłosić nowe wybory? Nie ma. Czy Jeremy Corbyn ma szanse uformować rząd w obecnym parlamencie po odrzuceniu projektu rządowego? Nie ma. 


Czy można znaleźć alternatywny projekt dla wyjścia z Unii, jak np. tak zwany wariant norweski, czy członkostwo w Europejskim Obszarze Gospodarczym? Unia już wyraźnie powiedziała że nie ma już więcej czasu na nowe negocjacje. Wygląda na to że parlament będzie sparaliżowany. 


To co zostaje? Na co by mogłaby jeszcze być większość?  Mogą się jeszcze odwołać ponownie do ludu. Nie ma jeszcze za tym większości, ale rόwnież nie ma większości przeciw takiej koncepcji jeżeli inne opcje odpadną. Jeżeli lud ma głosować to pozostają tylko trzy opcje: opcja pani May odrzucona przez parlament, opcja twardego wyjścia bez umowy, lub opcja odwołania całego brexitu. 


Co raz większa część elektoratu jest przerażona obecnymi opcjami. W ostatnich sondażach You Gov z udziałem 10,000 uczestnikόw, 68% uważa że umowa oparta o projekt “Chequers” jest zła, 45% popiera nowe referendum (tzw. People's Vote), aby osądzić ostateczny projekt umowy, a 34% nie chce takiego nowego głosowania. 


Gdyby był ponowny wybόr 53% głosowałoby za pozostaniem w Unii, a 47% za wyjściem. Co raz więcej politykόw chce nowego głosowania, jak np. lewicowy ruch Momentum, umiarkowani Torysi, łącznie nawet z poszczegόlnymi członkami obecnego rządu, jak rόwnież partie szkockie i liberalne. A najbardziej takiego referendum chcą młodzi. Sprawa może wrόcić jeszcze na wokandę.


Arytmetyka swoje, ale to może nastąpić tylko przy dramatycznych przesileniach, ktόre ta arytmetyka narzuci partiom. Pani May musi przyjąć że przegrała i odwołać się sama do społeczeństwa;  większość posłόw Partii Pracy musi zbuntować się przeciw anty-unijnej strategii Corbyna, albo jego przekonać na  specjalnej konferencji partyjnej; słownictwo nowego referendum będzie musiało być jasne i przejrzyste. 


A gdy przyjdzie do samego referendum trzeba będzie przekonywać starszych członkόw elektoratu aby słuchali co im podpowiadają wnukowie. Nie wystarczy oprzeć się na sympatykach; trzeba przekonać znaczną część tych co w swojej niewiedzy głosowali za wyjściem. 


Wtedy dopiero może być stoczona walna bitwa o przyszłość Wielkiej Brytanii, a zarazem Unii. Bitwa byłaby brutalna i nie wykluczałbym aktόw przemocy i zastraszenia przed jak i po takim referendum. Mimo tego opcja ostatecznego stłamszenia całego brexitu staje się co raz bardziej realna.  

 

Wiktor Moszczyński - felieton ukazał się również w londyńskim Tygodniu Polskim 

-


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama