Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Pod niebem Brytanii - kontrowersyjna książka polskiej emigrantki

VIA SORINO – poetka, autorka bloga www.viasorino.com oraz książki o życiu na emigracji. O tym, czego uczy takie doświadczenie i czy Polak Polakowi wilkiem.

 

Piszesz na swoim blogu:

„To co zastaliśmy na miejscu, wywróciło ( w szczególności za sprawą Polaków, z którymi przyszło nam mieszkać) nasze pojęcie o Brytanii, o Anglii, o 180 stopni…”

Co wiedziałaś na temat życia w Wielkiej Brytanii zanim zdecydowałaś się na przeprowadzkę?

Tak naprawdę, wiedziałam niewiele. Nie interesowałam się tym, gdyż nigdy nie myślałam o wyjeździe. Prowadziłam w Polsce działalność i miałam w miarę ustabilizowane życie. Niestety, praktycznie nagle, nasza sytuacja tak się skomplikowała, że decyzję musieliśmy podjąć bardzo szybko, więc nie mieliśmy zbyt wiele czasu na zgłębienie tematu. Miałam jednak nadzieję, że wszystko ułoży się pomyślnie.

Co najbardziej cię zszokowało po przyjeździe?

Chyba nic nie wstrząsnęło mną bardziej niż wszechobecny alkohol i narkotyki. Na prawdę nie wiedziałam, że jest tu z tym aż tak wielki problem. W Polsce w ogóle się o tym nie mówi, a tymczasem tu zjawisko urosło na naprawdę wielką skalę.

Zmącone twarze, błędne oczy i niekontrolowane zachowania... Mieszkając w jednym domu z ludźmi uzależnionymi, każdy dzień to koszmar! Bywało, że bałam się wyjść z pokoju. Nigdy nie miałam do czynienia z takim środowiskiem, dlatego tym bardziej był to dramat, który zdawał się nie mieć końca…

A skąd pomysł na napisanie książki?

Długo zastanawiałam się, czy ją wydać. Stawia ona przecież wielu Polaków w niekorzystnym świetle, jednak, mając przed oczami cierpienie i upadek wielu osób, które przyjeżdżają tu po lepsze życie, doszłam do wniosku, że postępuję właściwie. Świat powinien o tym usłyszeć, a już na pewno te osoby, które chcą tutaj przyjechać. Oni szczególnie powinni przemyśleć, czy są ewentualnie gotowi na takie „przygody”, czy są na tyle silni by to wszystko wytrzymać.

Książka ta jest też dla mnie rodzajem oczyszczenia, zamknięcia pewnego etapu i wejścia na nową drogę.

Co w takim razie z tymi Polakami. Potwierdzasz, że na emigracji Polak Polakowi wilkiem?

To, co najczęściej słyszałam przed wyjazdem z Polski, to żeby uważać na rodaków, bo najwięcej nieprzyjemności doświadcza się właśnie przez nich. Nie do końca wierzyłam w te słowa, jednak niestety, są one prawdą. Oczywiście, byli też naprawdę dobrzy ludzie, którzy potrafili służyć radą w razie potrzeby, i tacy, którzy tak jak my byli przerażeni tym, co tutaj zastali. Jednak zdecydowana większość jaką poznałam do tej pory, niestety nie zostawiła po sobie dobrego wrażenia. Zdaję sobie też sprawę z tego, że większość z tych osób przez używki nie była sobą i często nie kojarzyła co się wokół dzieje. Myślę, że to naprawdę biedni ludzie. Szkoda mi ich.

Wymieniasz w książce kilka typów Polaków spotkanych na emigracji: Cud, Studenciak, Romantyk itp. Który jest najpopularniejszy? Których z nich trzeba unikać?

Jeśli ktoś tak jak my pragnie normalności i bezpieczeństwa, to największym przeciwieństwem tego będzie typ Bailando i Widmo, których w mojej okolicy było najwięcej. Bo o ile bałaganiarstwo (typ Ferdek) czy cwaniactwo ( typ Wyga) można przemilczeć, to imprezy kończące się zazwyczaj demolką i furią są nie do zaakceptowania i emocjonalnie kosztują naprawdę wiele…

Opowiadasz historię o ciężkich początkach życia w innym kraju. Z perspektywy czasu i doświadczeń, co mogłabyś poradzić osobom, które chcą wyjechać albo już tu są i nie mogą się odnaleźć?

Przede wszystkim traktuj to jako koszt, jako coś przejściowego i wierz, że kiedyś musi się to skończyć - działaj w tym kierunku i zawsze myśl pozytywnie. Stwórz swój własny świat - ucz się czegoś, czytaj, odwracaj uwagę od rzeczywistości i przede wszystkim, choćby wokoło wszystko się waliło i paliło, zachowaj swoje wartości. Tak, to bardzo ważne, ponieważ gdy z każdej strony widzisz rzeczy, które nie pasują do twojego światopoglądu, nie pasują do twojego stylu życia, widzisz, że praktycznie każdy jest twoim zupełnym przeciwieństwem, to po jakimś czasie zaczynasz się zastanawiać „Czy wszystko jest ze mną w porządku?” I wtedy przychodzi ten moment: albo zaufasz sobie, albo przechodzisz na „ciemną stronę mocy”.

Przykro jest patrzeć, jak wiele młodych osób przyjeżdża tu pełnych entuzjazmu, a po kilku, kilkunastu miesiącach wpada w szpony uzależnienia - traci pieniądze, pracę i wraca do Polski w opłakanym stanie. Okropne widoki.

Moim zdaniem, to nie jest kraj dla młodych ludzi, którzy są na początku swojej życiowej drogi i którzy są bardzo podatni na wpływy z zewnątrz, chyba że przyjeżdżają tu konkretnie na studia.

W książce piszesz o swoim przyjeździe na Wyspy z rodziną. Myślisz, że łatwiej jest osobom samotnym czy właśnie z rodziną zacząć życie w nowym kraju?

Na pewno dużo łatwiej jest to wszystko znosić z rodziną. Rodzina zawsze się wspiera w trudnych momentach, myślę, że rozłąka mogłaby dodatkowo potęgować cierpienie, jednak będąc z rodziną trzeba też się liczyć z większymi kosztami życia i tym, że na psychice dziecka tak ekstremalne przeżycia mogą się odbić dużo mocniej, co może mieć swoje konsekwencje w późniejszym życiu.

Mój syn na szczęście miał prawie osiemnaście lat jak tu przyjechaliśmy, dlatego był w stanie obiektywnie ocenić większość sytuacji.

Jest coś czego żałujesz z tego okresu?

Myślę, że nie ma czego żałować. Poradziliśmy sobie w danym momencie najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Jednak jest mi trochę szkoda naszego zdrowia, które niewątpliwie na tym ucierpiało

Jak ci się wydaje – jak często nowoprzybyli mają podobne doświadczenia do twoich? To pech czy plaga?

Wszystko zależy na jakich zasadach tu przyjeżdżają. Jeśli do rodziny lub znajomych, którzy są tu od dłuższego czasu i wynajmują już samodzielne mieszkanie czy dom, to tak naprawdę omija ich cały koszmar. Jeśli natomiast przyjeżdżają „w ciemno”, tak jak my, niestety muszą wiedzieć, że żadna agencja nie wynajmie im od razu mieszkania i będą skazani na mieszkanie w 10-12 osobowych domach przez rok, a nawet dwa, gdzie w większości z nich na co dzień dzieją się okropne rzeczy…

Oczywiście nie każdy kto tu przyjedzie będzie musiał przeżyć to co my, jednak niestety zdecydowana większość musi być na to przygotowana, zatem zważywszy na częstotliwość występowania takich sytuacji, myślę, że to raczej plaga niż pech.

Minęły prawie trzy lata odkąd tu jesteś – co zmieniło się w tym czasie? Czego się nauczyłaś?

Zmieniło się wiele rzeczy. Większość tego, co planowaliśmy, zaczyna się spełniać – zamieszkaliśmy sami, syn studiuje na uniwersytecie w Cambridge, a ja zaczynam robić to, o czym większość życia marzyłam.

Teraz jeszcze bardziej uwierzyłam w moc umysłu, w to, że jak intensywnie myślisz pozytywnie, to prędzej czy później dobro nadejdzie. Wzmocniła się również wiara we własne siły. Dzięki emigracji poszerzyły się nie tylko granice na mapie, ale również te w mojej głowie. Takie przeżycia początkowo osłabiają, ale jak dasz sobie z nimi radę, jak przetrwasz burzę, wtedy otwierają się nowe horyzontyDzięki temu teraz wiem, że mogę wszystko.

A jakie plany na przyszłość? Planujesz kolejną część książki „Pod niebem Brytanii”?

Myślałam już o tym, ale to chyba jeszcze nie teraz. Obecnie jestem po pierwszych rozmowach z producentem filmowym na temat ekranizacji książki, ale to dopiero wstępne ustalenia, więc na razie nic więcej nie mogę powiedzieć.

A poza tym w końcu robię to, co kocham – pracuję nad albumem muzycznym, coraz więcej piszę, a także pobieram nauki u mistrzów wegetariańskiej kuchni.

I życie znów jest piękne!

Książka kończy się na rozważaniach o brexicie. Jak decyzja o wyjściu UK z UE wpłynęła na twoje codzienne życie?

W zasadzie nie odczuwam jeszcze konkretnych zmian w codziennym życiu. Owszem, jest wewnętrzny niepokój o to, co zmieni się w marcu 2019r, ale jak zawsze jestem dobrej myśli.

Jeśli jednak po brexicie coś pójdzie nie tak, i znów przyjdzie zmagać się z rzeczywistością, spakujemy torby i ruszymy dalej, a wtedy na łamach kolejnej książki być może spotkamy się na malowniczych, wąskich dróżkach cudownej, pachnącej ziołami i chlebem Toskanii? Być może, buszując w słońcu, zasmakujemy słodkich, soczystych owoców? Czas pokaże. Tymczasem jest dobrze...

rozmawiała z Joanna Karwecka


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Dee 08.05.2020 18:55
Książka jest krzywdząca dla wielu Polaków i innych mieszkańców wysp Brytyjskich, uogólnia i generalizuje. Autorka wszystko i wszystkich krytykuje nie próbując zrozumieć i nie sprawdza faktów. Szkoda, bo język fajny i lekko się czyta.

Gosc z Cambridge 30.12.2019 12:12
Czy syn studiuje na Anglia Ruskin?

Joanna 27.01.2019 11:48
Zgodzę się z Andrzejem. Ja w Anglii mieszkam z rodziną od wielu lat. Mogłabym dodać wiele do książki autorki. Absolutnie prawdą jest to co opusuje I całą tą patologię ale mam wrażenie że skupia się wyłącznie na mieszkaniu I opisywaniu ciągłych imprez I narkotyków. Wielu Polaków dużo tu osiągnęło. My też z mężem kupiliśmy tu dom I urodziły się tu nasze dzieci. Wiele zależy od człowieka a patologię można spotkać wszędzie. W Polsce też jej nigdzie nie brakuje. Polacy wiele kombinują I na takich trzeba uważać ale jak się chce to się potrafi. Tak więc mną osobiście ta książka nie wstrząsnęła

Andrzej 24.01.2019 00:13
Myślę że autorka zbyt uogulnia wrzucając całą emigrację do jednego worka na podstawie doświadczeń z jednego miejsca.Ja mieszkam w środkowej Anglii i choć zdarzają się podobne osoby jak te opisane to zdecydowana większość nas Polaków radzi sobie dobrze ,większość ma kupione domy pracuje za wiele więcej niż minimalną krajową i prowadzi życie co najmniej tak samo dobre jak w kraju a często o wiele lepsze.

Reklama