W środę gazeta opublikowała na pierwszej stronie informację o "brytyjskim skandalu #MeToo, który nie może być ujawniony". Dziennikarze opisali naturę oskarżeń wobec biznesmena, ale nie ujawnili jego tożsamości, gdyż jego prawnikom udało się uzyskać tymczasową decyzję sądu zakazującą publikacji szczegółów do czasu rozpatrzenia sprawy w formie pełnego procesu.
W treści wyroku podkreślono jednak, że wszystkie zarzuty wobec biznesmena dotyczą sytuacji z przeszłości, które zostały rozstrzygnięte za pomocą ugód i umów o zachowaniu poufności, zakazujących osobom oskarżającym mężczyznę publicznego wypowiadania się w tych sprawach. Jak dodano, dwoje byłych pracowników, którzy wnieśli sprawę przeciwko Greenowi, również sprzeciwiało się ujawnieniu szczegółów sprawy.
Decyzję wymiaru sprawiedliwości szeroko skrytykowała redakcja dziennika, a także wielu komentatorów i polityków, którzy określili ją jako próbę naruszenia wolności mediów i słowa, a także dowód na wykorzystywanie przez bogatych mężczyzn swojej pozycji do tuszowania swoich działań i unikania publicznych ocen.
W środę rano posłanka Partii Pracy Jess Phillips sugerowała w mediach społecznościowych, że jeśli pozna nazwisko oskarżonego mężczyzny, to ujawni jego tożsamość podczas środowej sesji pytań i odpowiedzi z udziałem premier Theresy May, korzystając z tzw. przywileju parlamentarnego, który gwarantuje wszystkim posłom bezkarność za słowa i oskarżenia wypowiadane w parlamencie. Ostatecznie musiała jednak zrezygnować z tego planu, potwierdzając na Twitterze, że nie zna szczegółów sprawy.
W czwartek nazwisko Greena zostało jednak upublicznione przez zasiadającego w Izbie Lordów byłego ministra w rządach Tony'ego Blaira i Gordona Browna, Petera Haina. Skorzystał z przepisów, na które powoływała się Philips.
Czuję, że jest moim obowiązkiem wskazanie Philipa Greena jako osoby, której (te zarzuty) dotyczą. Media zostały objęte zakazem sądowym powstrzymującym publikację szczegółów tej historii, której (ujawnienie) leży ewidentnie w interesie publicznym - tłumaczył deputowany w swoim wystąpieniu.
Po wypowiedzi Haina Green "całościowo i kategorycznie" zaprzeczył pojawiającym się pod jego adresem oskarżeniom, precyzując, że miałyby one dotyczyć "niezgodnych z prawem zachowań seksualnych lub rasistowskich postaw".
Jak podkreślił, niektóre formalne skargi składane przez byłych pracowników jego firm zostały zakończone ugodami i podpisaniem umów o zachowaniu poufności, co - jak podkreślił - jest standardową praktyką w dużych firmach.
Pomimo ujawnienia nazwiska biznesmena szczegóły sprawy wciąż nie mogą zostać opisane przez media. Redakcja "Telegrapha", która prowadziła śledztwo dziennikarskie w tej sprawie przez ponad osiem miesięcy, zapowiedziała walkę o zniesienie zakazu w dalszym postępowaniu sądowym.
66-letni Green jest jednym z najbardziej znanych brytyjskich biznesmenów zajmujących się handlem detalicznym, który dorobił się m.in. na sieci domów handlowych BHS oraz konsorcjum Arcadia, do którego należy m.in. marka odzieżowa Topshop.
Przez całą karierę zawodową towarzyszyły mu jednak kontrowersje dotyczące jego stylu życia, obraźliwych wypowiedzi publicznych, a także oskarżeń o unikanie opodatkowania i używanie nisko opłacanych pracowników w krajach Trzeciego Świata.
Mimo to w 2006 roku w uznaniu zasług dla branży odzieżowej otrzymał od królowej Elżbiety II prawo do używania tytułu szlacheckiego.
W 2015 roku Green wzbudził kontrowersje, sprzedając za jednego funta sieć BHS, która zmagała się z problemami finansowymi; ale jednocześnie wypłacił sobie dywidendę w wysokości blisko 600 mln funtów i spłacił kredyty. Sumy te przewyższyły pozostawiony przez niego deficyt w funduszu emerytalnym dla byłych pracowników firmy. W 2016 roku ponad stu posłów wzywało do pozbawienia go honorowego tytułu i oskarżyła go, że jest "nieakceptowalną twarzą kapitalizmu".
W 2017 roku biznesmen dobrowolnie wpłacił ponad 360 milionów funtów na rzecz firmy, co sprawiło, że kontrowersje wokół BHS ucichły.
Po ujawnieniu przez "Telegraph" najnowszego skandalu wielu posłów ponownie podniosło kwestię pozbawienia Greena tytułu szlacheckiego. Sprawę z oburzeniem skomentowały także wszystkie brytyjskie dzienniki.
Green został sklasyfikowany w tym roku na 66. miejscu listy najbogatszych osób w Wielkiej Brytanii "Sunday Times Rich List", z majątkiem wycenianym na dwa miliardy funtów.
Napisz komentarz
Komentarze