„Człowiek żyje tyle razy, ile zna języków” – tym cytatem z Goethego mama próbowała nakłonić mnie w dzieciństwie do nauki języka niemieckiego. Zgadzasz się z poetą?
Dużo bliższe jest mi powiedzenie Franka Smitha: „Jeden język ustawia cię w korytarzu życia. Dwa języki otwierają każde drzwi po drodze”. Wierzę głęboko, że umiejętność posługiwania się językami obcymi jest konieczna do poznania współczesnego świata. Do zrozumienia nie tylko jednego człowieka, lecz także mentalności całych narodów. Języki obce ułatwiają komunikację, poszerzają horyzonty, sprawiają, że jesteśmy bardziej empatyczni w stosunku do obcych; rozumiemy, a tym samym mamy szansę być zrozumiani.
Co sprawiło, że zaczęłaś interesować się dwujęzycznością, pisać o niej na swoim blogu?
Sześć lat temu rozpoczęłam pracę jako nauczyciel w jednej z polskich sobotnich szkół i dwujęzyczność była niejako wpisana w ten zawód. Z chęci pomocy uczniom i samej sobie zaczęłam szukać metod, którymi mogłabym wspierać się na lekcjach. Później zostałam mamą – córkę wychowujemy w domu dwukulturowym i dwujęzycznym, więc naturalnym stało się dla mnie, że zagadnienia mowy i posługiwania się językami (polskim i angielskim) będą nieodłącznym elementem naszego życia. A blog jest miejscem, gdzie dzielę się moimi przemyśleniami dotyczącymi wielojęzyczności.
Wielu rodziców na Wyspach boryka się z językiem polskim jako tym mniejszościowym, i to nie tylko w rodzinach dwukulturowych. Z jakimi pytaniami rodzice zgłaszają się do ciebie najczęściej na blogu i w polskiej szkole?
Najczęściej spotykam się z pytaniem: „Dlaczego moje dziecko nie odpowiada mi po polsku?”. Bardzo dobrze rozumiem frustrację rodziców, którzy robią wszystko, co w ich mocy, aby dzieci mówiły do nich po polsku. Mnie też córka odpowiada często po angielsku, bo tak łatwiej i szybciej. Gdy ją pytam: Dlaczego, słyszę w odpowiedzi: „Przecież ty, mamo, rozumiesz po angielsku”. Dwujęzyczność dziecka to dla mnie lekcja pokory i cierpliwości. Tego samego życzę wszystkim rodzicom. Warto zastanowić się, z czego wynika odpowiadanie w „złym” języku i jak je powstrzymać? Językoznawca i pedagog Rita Rosenback wymienia cztery czynniki, które są za to odpowiedzialne: chęć, potrzebę, nawyk i czas.
Dlaczego więc dzieci nie chcą mówić po polsku?
Tyle, ile rodzin wielojęzycznych, tyle pewnie powodów, dla których dzieci wybierają język większości (angielski), nawet w rozmowach z rodzicami mówiącymi językiem mniejszości (polskim). O przyczynę najłatwiej byłoby zapytać dziecko, niestety nie każde będzie umiało odpowiedzieć, a jeśli już, to odpowiedź zabrzmi: „bo tak” albo „bo tak mi łatwiej”. Tymczasem dziecko może czuć się zmuszane do chodzenia do polskiej szkoły i mówienia po polsku albo wiąże z tym językiem negatywne wspomnienia lub emocje. Może czasem podnosimy głos i karzemy dziecko po polsku? A przyjemności, wycieczki i zabawy odbywają się w języku angielskim?
Może ktoś wyśmiewa dziecko, gdy próbuje ono mówić po polsku, poprawia je w niesubtelny albo nadmierny sposób. Może mało sympatyczna ciocia wyśmiewa jego akcent. A może dziecko jest perfekcjonistą i boi się pomyłek językowych, nie chce brzmieć śmiesznie? Obawia się, że nie będzie zrozumiane przez nas, lub myśli, że po angielsku potrafi nam coś lepiej wytłumaczyć. I najważniejsze pytanie, które trzeba sobie zadać – czy dziecko widzi wartość w używaniu języka polskiego? Czy odczuwa wymierne korzyści z używania go, czy to tylko język, w którym mama mówi, co będzie na obiad, i każe umyć ręce przed jedzeniem.
Jak wytłumaczyć dziecku potrzebę posługiwania się językiem polskim?
Dzieci wybierają najprostsze rozwiązania, idą po linii najmniejszego oporu i nie można ich za to winić. Jeśli dziecko nie odczuwa prawdziwej potrzeby użycia języka mniejszości, a ma inną, łatwiejszą opcję, to nie powinno nas zaskoczyć, że właśnie ją wybierze. Warto stwarzać sytuacje, w których dziecko będzie musiało mówić w języku polskim. Można na przykład, wychodząc z nim do parku, wybierać takie miejsce, gdzie spotka innych Polaków. W polskim sklepie poprosić syna czy córkę, aby to on tym razem zapłacił przy kasie. Zapraszać polskich gości, kupować polskie książki i gry – to wszystko sprawi, że język będzie w częstym użyciu.
Z młodszymi dziećmi można stosować metodę nagród i kar za posługiwanie się językiem. Chodzi o symboliczne drobiazgi, jak naklejki czy odznaki za rozmowę po polsku przy stole rodzinnym. Mogą to być brawa czy specjalne słowa uznania. Karą będzie w tym przypadku brak nagrody. Znam rodziny, gdzie stosowana jest metoda ignorowania „złego” języka. Rodzice nie reagują, jeśli dzieci mówią do nich w „złym” języku. Mimo że sama nie jestem zwolenniczką tej metody, słyszałam wiele opinii przemawiających za jej skutecznością. Uwaga: należy zachować ostrożność, nie przegapić czegoś istotnego, z czym przychodzi do nas dziecko.
Jak wpłynąć na nawyk mówienia po polsku?
Nie od dziś wiadomo, że przyzwyczajenie to druga natura człowieka; aby wytworzyć przyzwyczajenie językowe, potrzebna jest konsekwencja. Warto mówić do dziecka językiem mniejszości, nawet jeśli odpowiada nam w „złym” języku. Warto stwarzać sytuacje, w których dziecko będzie mogło mówić po polsku, w grupie rówieśniczej, w polskim sklepie czy na polskiej mszy. Regularne wizyty i rozmowy z rodziną w Polsce są często kluczowe w nauce języka, chęć rozmowy z polskim kuzynostwem czy babcią przełamuje wstyd i barierę ciszy.
Nawyki językowe zmieniają się, gdy dziecko zaczyna chodzić do angielskiej szkoły. Język polski odchodzi często na drugi plan. Rodzice z obawy, że dziecko ma za dużo nauki, odpuszczają regularne nauczanie polskiego.
Bardzo ważna jest też nasza postawa językowa. Warto zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, czy my sami zbyt łatwo nie przeskakujemy z języka na język (tzw. code switching). Czy z przyzwyczajenia nie odpowiadamy dziecku po angielsku, bo i nam jest tak łatwiej i szybciej, albo presja otoczenia wymusza na nas przełączenie się na angielski. Pamiętajmy, że nasze nawyki językowe będą powielane przez dziecko.
Po angielsku mówi się „łatwiej i szybciej” – co się za tym kryje?
Argument „łatwiej i szybciej” oznacza co najmniej jedną z trzech rzeczy: dziecko nie zna właściwych słów po polsku, nie wie, jak sformułować poprawnie zdania albo boi się popełnić błąd w wypowiedzi.
Aby mówić płynnie w danym języku, potrzebna jest praktyka. Bez prób i błędów nie da się tej płynności uzyskać. Naszą rolą jest zadbać o to, aby polski wkład językowy, czyli ilość i zróżnicowanie słów, jakie pozna dziecko, był jak największy. Żeby tak się stało, należy szukać różnych źródeł języka polskiego. Zawsze warto rozmawiać w języku mniejszości, na przykład idąc ulicą opowiadać dziecku po polsku o tym, co widzimy przed sobą, nazywać przedmioty, opisywać sytuacje, które obserwujemy. W ten sposób wyposażamy dziecko w słownictwo niezbędne w nauce języka obcego.
Jeśli dziecko twierdzi, że po angielsku mówi się szybciej, rodzic może odpowiedzieć, że donikąd się nie śpieszy.
Policzyłaś na swoim blogu liczbę dni w roku, które zajmuje polska szkoła sobotnia – jest ich 32. Tylko czy aż? Wystarczy, żeby dziecko mówiło ładną, czystą polszczyzną?
Jeśli myślisz, że polska szkoła nauczy twoje dziecko biegle czytać, pisać, mówić i recytować po polsku, przyrządzać polski rosół i ogórkową, farbować jaja na Wielkanoc i wkładać sianko pod wigilijny obrus, to się mylisz! Nikt nie zrobi tego lepiej niż ty, nikt nie zrobi tego za ciebie! Żadna szkoła ani pieniądze nie uczynią z twojego dziecka Polaka. Nauczyciele w polskich szkołach mogą pomóc, zachęcić ucznia, wzbudzić w nim zainteresowanie, ale większa część pracy jest do wykonania w domu. To ty będziesz siedzieć po pracy z dzieckiem, poprawiając w zadaniu domowym „rz” i „ch”, ty mu pokażesz na mapie Polski, gdzie mieszka babcia, ty włączysz w telewizji mecz reprezentacji Polski i zanucisz narodowy hymn. Ty przeczytasz dziecku przed snem polską bajkę.
Po co więc polska szkoła sobotnia?
Bo w niej przynależy się do wspólnoty, której nie zastąpią relacje rodzinne. W niej powstają długoletnie przyjaźnie, których rodzic nie jest w stanie zagwarantować.
Czy wspólnota to twój koronny argument, kiedy dyskutujesz z przeciwnikami sobotnich szkół, które „zabierają naszym pociechom dzieciństwo”?
Polskie sobotnie szkoły na emigracji są nie dla wszystkich. I są ludzie, których nie da się do nich przekonać. Nie dyskutuję z takimi osobami. Każdy ma inne potrzeby, inny cel językowy. Jednym wystarczy, aby dziecko umiało mówić po polsku, dla drugich A na egzaminie A-level z języka polskiego to za mało. Jedni myślą o powrocie do Polski, inni żyją w domach dwujęzycznych i nie mają zamiaru wracać do kraju. Jest wiele sposobów nauki polskiego, sobotnie szkoły to tylko jedna z opcji.
Mój syn rozpoczął po przeprowadzce do Anglii naukę w szkole internetowej Libratus. Zdał trudne egzaminy wstępne. Baliśmy się jednak, że dodatkowy nakład pracy wpłynie na jego wyniki w szkole dziennej, a znał angielski dość słabo, kiedy przyjechał do Londynu. Przerwał więc naukę po kilku miesiącach. Dla kogo taki system nauczania jest najlepszy i na czym polega?
Najbardziej znane polskie szkoły internetowe to Libratus, Alfa i Omega czy Polonijka. Jest to świetna opcja dla rodzin, które z różnych względów nie mogą dotrzeć do szkół stacjonarnych, a wymagają od siebie czegoś więcej, chcą pomóc dziecku, ale potrzebują profesjonalnego wsparcia. To platformy internetowe, za którymi stoją specjaliści wyposażeni w materiały edukacyjne, dostosowane do indywidualnego toku nauczania, biorące pod uwagę konkretnego ucznia, na każdym stopniu jego kształcenia.
Nauka w takiej szkole realizowana jest w ramach polskiego systemu oświaty w trybie nauczania domowego. Realizacja pełnej podstawy programowej daje dzieciom możliwość otrzymania państwowego świadectwa. W tej metodzie bardzo ważna jest rola rodzica, jego zaangażowanie i regularność w nauce. To na jego barkach w pierwszych latach nauki spocznie podążanie za programem nauczania, oddawanie prac domowych oraz przygotowanie dziecka do egzaminu końcowego. To on będzie musiał zmobilizować dziecko do dodatkowej nauki w tygodniu i dać mu powód, by z chęcią przeczytało polską książkę.
Polecasz na swoim blogu książki o dwujęzyczności. Co poleciłabyś rodzicowi, który znajdzie czas tylko na jedną z nich?
Takiemu rodzicowi poleciłabym „Jak wychować dziecko dwujęzyczne” Barbary Zurer-Pearson. Książka ta napisana jest prostym językiem, udziela konkretnych wskazówek, jak pomóc dwujęzycznemu dziecku. Znajdują się w niej studia przypadków, czyli opisy konkretnych wielojęzycznych rodzin, które na różne sposoby uczyły dzieci języków obcych.
Poza tym poleciłabym strony internetowe poświęcone dwujęzyczności (mój faworyt: „Bilingual House – poradnia dla rodzin dwujęzycznych”). Istnieje też wiele grup internetowych, które zrzeszają rodziców „dwujęzyczków”. W takich miejscach można wymienić się doświadczeniami i porozmawiać z innymi rodzicami, nie tylko na temat dwujęzyczności.
Rozmawiała Zuzanna Muszyńska
Napisz komentarz
Komentarze