Jak długo mieszkasz w Londynie?
Przyjechałem do Londynu w 2001 roku jako technik dentystyczny na 3 miesiące i – tak jak większość z nas, która planuje taki krótki pobyt na emigracji – przekształciły się one w 1,5 roczną wizytę. Zachłysnąłem się szybkim zarabianiem dużych pieniędzy jako technik dentysta, ale z drugiej strony miałem niedosyt życia, bo siedzę zamknięty godzinami w laboratorium i dłubię w zębach. Miałem wówczas 22 lata.
Z zarobionymi pieniędzmi wróciłem do Polski, dokładnie do Warszawy i zapisałem się do Akademii Fotografii. To był 2003 rok. Po prostu, żeby coś robić. System w szkole był weekendowy, więc w ciągu tygodnia mogłem poznawać miasto, robić zdjęcia. Pod koniec I roku mój projekt końcowy został wybrany spośród kilku studentów i zaprezentowany w Łodzi na festiwalu. Rok szkolny się kończył i miałem miłą rozmowę z jednym z profesorów, który mi powiedział, że skoro byłem już w Anglii i że młody jestem, to mógłbym spróbować coś zrobić z sobą w Londynie. I tak po tygodniu naszej rozmowy, siedziałem w autobusie z biletem w jedną stronę do Londynu. Po 3 latach cel zrealizowałem, zrobiłem London College of Communication, kierunek fotografia.
Czym zajmujesz się na co dzień?
Na co dzień jestem fotografem-artystą (śmiech), mam nawet status i jestem członkiem ZPAF-u, Związku Polskich Artystów Fotografów. Ale to nie znaczy, że zarabiam kokosy i chodzę w szaliku w lecie… Pracuję w kilku miejscach jako freelancer i oprawiam zdjęcia pod wystawy, przygotowuję zdjęcia, robię ramy. Taka przyjemna praca, jeśli chodzi o przygotowywanie ekspozycji innych artystów dla galerii. No i pożyteczna, bo lubię prezentować swoje prace dobrze przygotowane i sam mam na to wpływ.
Skąd u ciebie zainteresowanie fotografią?
Pojęcia nie mam! Nigdy wcześniej nawet nie miałem aparatu, kupiłem sobie dopiero, kiedy przyjechałem za pierwszym razem do Londynu. Tak, żeby robić zdjęcia i pokazywać rodzicom ten słynny Londyn. Myślę często skąd się u mnie wzięła się ta choroba… Na pewno akademia fotografii miała jakiś wpływ na to i podpowiedź profesora, że coś tam czuję w tej fotografii. Po tych słowach i pierwszej wystawie grupowej w Łodzi chciałem zostać fotografem. Nie wiedziałem, co to do końca oznaczało, ale chciałem nim być. Kiedy wróciłem z tą myślą do Londynu zacząłem chodzić na wystawy, kupować albumy, czytać historię fotografii, robić zdjęcia i na koniec szkoła. Tak się zaczęło. Zainteresowałem się fotografią przez albumy fotograficzne i historię fotografii.
Jaki jest twój ulubiony rodzaj fotografii? Czy jest lub był ktoś, na kim się wzorowałeś?
Lubię wszystko, co nie jest komercją. Bardzo sobie cenię Saula Leitera, Joela Meyerowitza, Roberta Franka. Czyli można by powiedzieć klasyka. Wszyscy wymienieni panowie robili zdjęcia na ulicy, nie w studio. Powiedziałbym fotografia dokumentalna, uliczna, humanistyczna. Najprościej powiedzieć: życie codzienne. Po tych wszystkich latach spędzonych z fotografią mogę powiedzieć, że czuję się jak dokumentalista.
Oczywiście nazwisk jest cała tona, ale kluczem tutaj była historia fotografii i mistrzowie fotografii. Szczerze, to bym mógł nawet powiedzieć, że ta współczesna fotografia jakoś do mnie nie przemawia. Po digitalizacji fotografii jakoś to wszystko kuleje. Oczywiście są ciekawi fotografowie, ale w tym zalewie obrazu, który ma teraz miejsce – festiwali, płatnych konkursów, prywatnych szkol, warsztatów, organizacji sprzętowej i podejścia, że jak mam aparat, to jestem fotografem. Dużo trzeba się naszukać.
Z jakiego rodzaju aparatów korzystasz?
I znowu, nie chcę brzmieć monotonnie, ale kiedy czytałem te wszystkie biografie fotografów, których uwielbiałem, zawsze pojawiała się jedna nazwa aparatu. Leica. I pod wpływem naiwności, że jak będę robił zdjęcia Leicą, to będę taki super jak moi idole, zakupiłem Leicę. Oczywiście to było głupie, ale do dnia dzisiejszego używam aparatów Leica i na tych aparatach pracuje mi się najlepiej. Małe, ciche, niepozorne, ale jakość obrazu, detali jest taka, jaką lubię. Moim ulubionym ciągle jest Leica M6, analogowa i do zleceń, bo czasami się takie zdarzają cyfrową Leicą Q. A tak poza tym jestem bardzo nie w temacie i nie znam się na aparatach. Mogę tylko powiedzieć od siebie, że w sklepach jest ich za dużo. (śmiech)
Jakie są zatem twoje ulubione miejsca/sytuacje do robienia zdjęć?
Ze mną jest tak, że od 14 lat nie wychodzę z domu bez aparatu. Takie zboczenie. Dużo podróżuję, więc jest to jakiś zapis dokumentalny, ale generalnie jest to człowiek w miejscu publicznym. Na co dzień chodzę po ulicach, ale było tak, że razem z Piotrem Apolinarskim dokumentowaliśmy Majdan w Kijowie.
Twoje zdjęcia są ze wszech miar zjawiskowe, ale jakie są twoje dokonania w tej dziedzinie?
Pytasz o tak zwane CV? Do tej pory miałem jakieś 30 wystaw. Mam na myśli grupowe i indywidualne, w dużej części świata. Na różnych festiwalach fotograficznych, wystawy w galeriach. Kilkanaście publikacji w magazynach poświęconych fotografii. Z nagrodami finansowymi, jeżeli o to pytasz, to żadnych. Nagrodą dla mnie jest to, że jakaś galeria mnie zaprasza i pokazuje moje zdjęcia.
Prowadziłeś już także niejednokrotnie warsztaty fotograficzne. Dlaczego to robisz?
Swojego czasu dużo uczyłem w ZPAF-ie w Warszawie, czyli jakieś doświadczenie edukatorskie i wiedzę historii fotografii wydaje mi się, że posiadam. Jestem też założycielem kolektywu fotograficznego Un-Posed (www.un-posed.com). Warsztaty tylko dlatego, bo czasami ludzie mnie o to zagadają mailowo i jak jestem zaproszony, żeby takowe poprowadzić.
Czym jest dla ciebie fotografia?
To jest moje życie. Idziesz spać myślisz o fotografii, budzisz się i pierwsza myśl to fotografia. I tak 24 godziny na dobę. Nudne, wiem.
Powiedz, tak z własnego doświadczenia – jak wiele jest tu osób z Polski, którzy mają pasję podobną do twojej?
Życzyłbym sobie, żeby było jak najwięcej osób z własną pasją w Londynie. Ale wiesz, to jest moja jazda i nikomu nie chcę mówić, jak ma żyć. Znam osobiście kilku fajnych Polaków na podłożu artystycznym, którzy robią świetne rzeczy i co najważniejsze spełniają się, mieszkając np. w Londynie. Tak poza tym nie jestem jakimś followersem innych, staram się robić swoje.
Twoja pasja jest, jeśli można tak ująć, osobista, indywidualna, czy jednak współpracujesz z kimś na co dzień lub od święta?
Wydaje mi się, że jestem indywidualistą w tym, co robię, aczkolwiek obracam się w środowisku artystycznym i czasami powstają wspólne pomysły. Bardzo się cieszę na ten przykład, od października zaczynam studia fotograficzne na Institut Tvurci Fotografie w Opavie w Czechach. Nie mogę się doczekać tej wymiany myśli.
Jakie rady dałbyś osobom, które chciałyby rozpocząć dopiero przygodę z fotografią?
Pierwsza najważniejsza to chyba żeby zadać sobie pytanie, czym dla mnie ma być sama fotografia. Bo jeżeli chcesz kupić sobie aparat i robić zdjęcia na pamiątkę i pokazywaniu znajomym, to wystarczy robić zdjęcia z włożeniem jakichkolwiek emocji podczas robienia zdjęć. A jeżeli chcesz zrozumieć same medium, jakim jest fotografia, to zacząłbym od oglądania albumów fotograficznych, liznął trochę historii, zapisał się na jakiś kurs przy uniwersytecie, a jest ich dużo. Robił zdjęcia, starał się opowiadać historie za pomocą aparatu, wysyłał zdjęcia na konkursy – tylko nie te płatne, których jest tysiące, festiwale. Naprawdę daleka droga. Jak to nasz prezydent mówi ,,Ja się ciągle uczę, ciągle…”.
Gdzie można śledzić twoje poczynania?
Najwięcej jest w moich szufladach (śmiech). Stronę posiadam, takie najbardziej z updatetowanych portfolio – www.damianchrobak.com. Tam jest kilka projektów fotograficznych, wystaw, publikacji i przekierunkowania na inne media.
Jestem zaprzyjaźniony z kilkoma galeriami w Polsce. Z jedną z nich Pix.House Gallery z Poznania w zeszłym roku wydaliśmy mały album z moimi zdjęciami, który można znaleźć na mojej stronie lub zakupić w The Photographers Gallery book shop w Londynie.
Za miesiąc będę w Leica Gallery w Warszawie, będę miał prezentację moich prac.
Rozmawiał Dariusz A. Zeller
Napisz komentarz
Komentarze