Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

#COOLTURA: Londyn można kochać albo nienawidzić

Dla wielu czarną magią jest zawartość podręczników prawa. KATSIARYNA PAZNIAK radzi sobie z nimi doskonale, a magią interesuje się na serio. Piękna dziewczyna z wielkimi planami na przyszłość i małą ilością wolnego czasu.

Skąd jesteś?     

Urodziłam się w Rydze, dorastałam na Białorusi.

Czy są takie miejsca z dzieciństwa, których ci brakuje?

Moja rodzina dużo podróżowała. Nie ma w Mińsku specjalnych miejsc, za którymi tęsknię, poza domem rodzinnym. Brakuje mi czasu spędzanego z rodziną i przyjaciółmi. Rodzinnych obiadów i wspólnych wycieczek.

Często wracasz na Białoruś, żeby to nadrobić?

Chciałabym, ale nie jest to możliwe. Bywam tam tylko raz, dwa razy w roku.

Do jakich szkół chodziłaś w swoim rodzinnym kraju?

Na Białorusi skończyłam liceum w Wydziale Filologii na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym. W 2015 roku wyjechałam na program wymiany studenckiej na Uniwersytet Karola w Pradze. A rok temu przyjechałam do Londynu, studiować dalej.

Kto wspiera cię w planowaniu kolejnych życiowych kroków?

Mama. Ona motywowała mnie od zawsze.

Opowiedz o sytuacji młodych ludzi w twoim kraju.

Myślę, że młoda generacja na Białorusi jest bardzo utalentowana i silnie zmotywowana do nauki i pracy. Młodzi ludzie przykładają dużą wagę do samokształcenia, ważne jest też dla nich, by iść do przodu, krok w krok z nowoczesnością. Tacy są na przykład moi znajomi z BUP – wciąż próbują przekraczać nowe granice, chcieliby również coś zmieniać w kraju. Wielu z nich to prawdziwi patrioci. Ale ciągle nie jest tam łatwo dorastać i rozwijać się zawodowo; BUP to szkoła postsowiecka. Stara generacja jest bardzo konserwatywna, mało otwarta na zmiany.

Co rozumiesz przez słowo patriotyzm?

Patriotami są na przykład ci z moich znajomych, którzy wyjeżdżają za granicę, aby zdobywać doświadczenia, i wracają z nimi na Białoruś. Niektórzy odbywają zagraniczne praktyki sądownicze albo pracują w tamtejszych instytucjach rządowych, z których przywożą nowe idee. Inni szukają za granicą pomysłów na nowe typy biznesu czy usług, które można zaimplementować u nas, na Białorusi. Ja również mam podobny cel. Kierunek, który studiuję w Londynie, jest mało rozpowszechniony w naszym kraju. Chciałabym w miarę możliwości wpłynąć na zmianę tej sytuacji.

A jaki to kierunek? Co studiujesz, poza językami obcymi?

Studiowałam prawo międzynarodowe na Wydziale Stosunków Międzynarodowych BUP. Moja wymiana na Uniwersytecie Karola dotyczyła prawa handlowego. Tutaj, w Londynie, robię LLM (Master of Laws) w dziedzinie prawa ochrony własności intelektualnej na UCL (University College London).

Jak wygląda życie studenckie osoby, która tak poważnie podchodzi do swojego wykształcenia?

Na Białorusi moje życie studenckie było raczej spokojne, jeśli chodzi o rozrywki, i bardzo intensywne, jeśli chodzi o naukę. Ale tego należy się spodziewać, studiując prawo. Musiałam dużo czytać, wiele rzeczy znać na pamięć. Bardzo wcześnie, już na drugim roku studiów zaczęłam praktykę zawodową. Poza tym bardzo ważne są dla mnie języki obce, uczenie się niemieckiego i francuskiego zajmowało dużo czasu. Podczas wakacji wyjeżdżałam do Niemiec szlifować język. A w Pradze było mi jeszcze trudniej, bo tamtejszy system nauczania różni się od białoruskiego i potrzebowałam czasu, żeby się do niego przystosować. To samo zdarzyło się w Londynie, do tego studia magisterskie wymagają znacznego pogłębiania wiedzy i specjalizacji. Tutaj sporo czasu zajęło mi również znalezienie praktyk zawodowych i zbudowanie sieci kontaktów.

Jak wyglądają początki kariery prawnika w Londynie?

Na Białorusi pracowałam w firmie prawniczej oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Żeby być uznaną za prawnika w Londynie (bez brytyjskiego licencjatu w prawie), powinnam zrobić dwuletni kurs GDL (Graduate Diploma in Law) albo LPC (Legal Practice Course), oprócz tego przepracować dwa lata jako praktykant w firmie prawniczej. To długa i skomplikowana droga. W zeszłym roku złożyłam aplikację na praktykę, na rok 2020, ponieważ miejsce, do którego chciałabym się dostać, prowadzi nabór co dwa lata.

Wyjechałaś z Białorusi tylko z powodu studiów?

Tak, wyjechałam do Londynu w 2017 roku, ponieważ dostałam ofertę studiów na UCL. O miejsca w programie LLM ubiegało się pięć tysięcy osób, przyjęto trzysta. Byłam jedną z nich i nagle miałam wspaniałą okazję, żeby wzbogacić swoją karierę prawniczą.

Decyzja o przyjeździe tutaj nie była trudna?

Nie, to była łatwa decyzja. Od dawna planowałam zrobić magisterkę na jednym z czołowych uniwersytetów, włożyłam wiele pracy w przygotowania do tego.

A więc Londyn to w pewnym sensie przypadek?

Tak, mogłam wybrać inne miasto, ale moim priorytetem była szkoła wyższa ze szczytu rankingów. Wybrałam najlepszy program studiów na najlepszym uniwersytecie. Na przykład Uniwersytet Cambridge oferował mi studia zbyt wszechstronne w zakresie LLM. Nie do końca pokrywały się one z moimi celami. Dlatego wybrałam Londyn.

Od kiedy uczysz się języka angielskiego?

Zaczęłam bardzo wcześnie, w szkole, a w wieku 14 lat przyjechałam do letniej szkoły językowej w Berkshire.

Czy ciągle podwyższasz swoje kwalifikacje językowe?

Tak, czytam literaturę – Dickensa, Wilde’a, Christie, Doyle’a i innych.

Jak myślisz, co jest najważniejsze w procesie integracji?

Myślę, że trzeba odnaleźć swoje miejsce, zarówno jeśli chodzi o karierę jak i zainteresowania. W Londynie zawsze znajdą się ludzie, którzy podzielają twoje hobby, a nawet twoje oddanie pracy zawodowej. Musisz zrozumieć, kim jesteś oraz czego oczekujesz od Londynu. W tutejszej międzynarodowej społeczności każdy ma swoje miejsce, jest akceptowany.

Gdzie spotykasz nowych znajomych?

Biorę udział w imprezach umożliwiających nawiązywanie kontaktów profesjonalnych. Czasem chodzę na jogę. Nowych ludzi spotykam wszędzie, codziennie: na ulicy, w kawiarniach, sklepach...

A co z typowo brytyjskich zwyczajów denerwuje cię najbardziej? Lub cieszy?

Denerwują zdecydowanie dwa krany. Kocham londyński zwyczaj picia herbaty – bo uwielbiam herbatę.

Jakie jest twoje zdanie o Londynie jako mieście?

Londyn to miejsce bardzo kontrowersyjne. Ludzie mówią, że możesz je kochać albo nienawidzić. Ciągle nie wiem, po której jestem stronie. Dostrzegam wiele zalet Londynu, to, że mieszka tu społeczność międzynarodowa, że istnieją nieograniczone możliwości rozwoju i awansu w karierze. Czegokolwiek pragniesz, znajdziesz to tutaj, nieważne, jakich dotyczy gustów i zainteresowań. Z Londynu podróżuje się wygodnie we wszystkie zakątki świata. A z drugiej strony czasem czuję się tu samotna, tęsknię za rodziną. Miasto jest ogromne i przeludnione, można się w nim poczuć maleńkim i zagubionym. (śmiech) Ale znów – jak tylko poczujesz się samotny czy przemęczony, możesz wskoczyć w samolot i uciec stąd na chwilę. To właśnie robię czasem, kiedy stęsknię się za moim partnerem – wyjeżdżam, by się przy nim zrelaksować.

Do niego uciekłaś przed naszą rozmową i stałaś się nagle nieuchwytna! (śmiech)

Tak, wyjechałam do Amsterdamu, gdzie pracuje. Wyjeżdżam tam dwa razy w miesiącu na weekendy. Czasem mój partner odwiedza mnie w Londynie. Byliśmy też razem w Brukseli, Nicei i Kopenhadze, łatwo było pojechać w te miejsca z Londynu.

Co robisz w czasie wolnym?

Moją największą pasją są języki obce. Jako dziecko uczyłam się japońskiego. Teraz kolej na hiszpański, bo niemiecki i francuski już znam. Ćwiczę jogę, ale rzadko, w Londynie brakuje mi na wszystko czasu. Interesuję się magią! Niedługo zostanę członkiem prywatnego klubu magików (Magic Club Society). Ale to nie takie proste. Potrzeba rekomendacji od dwóch obecnych członków MC Society (jest ich tylko 1450). Potem muszę zdać egzamin – polega on na wykonaniu kilku magicznych sztuczek. Trzymaj za mnie kciuki. Na szczęście mam znajomych, którzy należą do klubu. Od nich uczę się tricków.

Gdzie lubisz spędzać czas poza pracą?

W Hyde Parku, banalne, ale prawdziwe. Moim najulubieńszym miejscem jest Sky Garden. Raz w tygodniu rezerwuję sobie darmowy bilet, wjeżdżam na górę i mam Londyn jak na dłoni.

Znasz swoich sąsiadów?

Miałam bardzo miłego sąsiada z Bangladeszu. Zaprzyjaźniliśmy się. Podczas sesji egzaminacyjnej jego rodzice przyjechali do Londynu i gotowali dla nas obojga. A potem jego mama nauczyła mnie, jak przyrządzać niektóre potrawy z kuchni bengalskiej.

Kontaktujesz się chętnie ze znajomymi „sprzed Londynu”?

Tak, nieustannie pozostajemy w kontakcie. Wszyscy moi bliscy przyjaciele pochodzą z Białorusi, ale wielu mieszka gdzie indziej – w Monachium, Mediolanie, Wiedniu, jeden wędruje między Lozanną a Miami. Kilkoro zostało w Mińsku. Mój partner też pochodzi stamtąd, a teraz żyje w Amsterdamie.

W Londynie nie ma nikogo?!

Poza mną niestety nie. Jeszcze nie. (śmiech)

A ty? Gdzie chciałabyś zamieszkać w przyszłości?

To dość skomplikowane. Moje plany zależą od kariery, od ofert pracy, jakie dostanę w Londynie, krajach Unii Europejskiej, w Mińsku. Kto wie, co się wtedy zdarzy.

Zdradzisz swoje największe marzenie na przyszłość?

Chciałabym założyć fundację pomagającą dzieciom chorym na raka. Latem zeszłego roku byłam w Ekwadorze, pracowałam tam z bezdomnymi dziećmi. To mnie zainspirowało do takich, a nie innych planów. Lubię pracę z dziećmi. Sama chciałabym mieć kiedyś dużą rodzinę. Jeśli zdarzy się w życiu okazja, żeby zmieniać świat, na pewno jej nie przepuszczę. Mam nadzieję, że moja kariera również temu będzie służyć.


Rozmawiała Zuzanna Muszyńska


 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama