Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

#FELIETON: Wielka Brytania gone mad

Zjednoczone Królestwo zmierza ku politycznej oraz gospodarczej autodestrukcji. Europa nie jest w stanie tego powstrzymać.

Na horyzoncie widać twardy Brexit. Po tym jak plan z Chequers, który w zamyśle miał zjednoczyć rząd, partię i parlament oraz przekonać Brukselę lecz poległ na wszystkich frontach Wyspy znalazły się w panice. Pojawiły się doniesienia o planowanych strategiach w razie wyjścia z Unii bez żadnej umowy. Media nagle zainteresowały się całkiem możliwym logistycznym armagedonem, żywieniowym kryzysem i brakiem leków. 10 Downing Street stara się ratować sytuację wracając do starej metody - dziel i rządź.

Theresa May przerywa urlop żeby spotkać się z prezydentem Francji. Jeremy Hunt po wizycie w Chinach wraca przez Wiedeń, a na liście brytyjskich ministrów krajów do odwiedzenia w czasie wakacji są państwa bałtyckie, Włochy i Polska.

Zamiast negocjować z Brukselą Londyn próbuje dyplomatycznej ofensywy wobec konkretnych krajów członkowskich licząc na rozbicie jedności Unii, która jak dotąd w sprawie Brexitu jest nad wyraz koherentna. 

Unia ma swoje antagonizmy. W sprawie odpowiedzialności i pomysłów na kryzys uchodźczy, w kwestii dewastacji sądownictwa w Polsce, wobec reformy eurozony czy odnośnie wizji Europy propagowanej przez Macrona jako jednocześnie bardziej zintegrowanej i elastycznej. Ale w stosunku do Brexitu Unia jest jednomyślna. I nic nie wskazuje na to żeby w tej materii cokolwiek się zmieniło. 

Londyn tego nie rozumie. Nawet po dwóch latach negocjacji nie nabrał żadnych, nowych doświadczeń. Królestwo wciąż nie pojmuje Europy. Jej fundamentów, pryncypiów i idei. Wielka Brytania dalej traktuje Unię jako wspólnotę gospodarczą chociaż już dawno przemieniła się ona w konsonans polityczny. I nie dotyczy to tylko twardych brexitersów oraz eurosceptyków.

Timothy Gordon Ash chyba najbardziej proeuropejski wśród brytyjskich intelektualistów w artykule dla Guardiana pisze, że Wielka Brytania jeśli nie otrzyma specjalnej umowy z Unią może zamienić się w coś na kształt Republiki Weimarskiej. Co groziłoby destabilizacją polityczną nie tylko samego Królestwa, ale również Europy. „Upokorzona przez Unię Wielka Brytania, tak jak upokorzone w Wersalu Niemcy” stałaby się państwem destrukcyjnym grożącym w europejski ład. Ash sądzi, że szansą na to by zapobiec powstaniu „wściekłej, podzielonej, upokorzonej Weimarskiej Brytanii” jest elastyczność Brukseli i mądrość Europy, która da Londynowi specjalne przywileje.

Ash popełnia ten sam błąd myślowy co eurosceptycy umieszczając Wielką Brytanię w centrum europejskiej uwagi i przypisując Królestwu geopolityczną wyjątkowość. To w jakiejś mierze liberalna odmiana Johnsonowego „ciastkonizmu”. Dla Europy nie do przyjęcia. Nie tylko dlatego, że na przestrzeni lat Wielka Brytania była krnąbrnym członkiem Unii, hamując jej polityczną integrację. 

Brytyjski „exepcjonalizm” i cynicznie egoistyczny stosunek do Unii dawał też zły przykład nowym członkom. To Brytyjczycy legitymizowali wschodnioeuropejskie traktowanie UE jako bankomatu. To wywalczony przez Margaret Thatcher słynny brytyjski rabat i inne wymuszone przez Wielką Brytanię wyjątki (z opt-out w sprawie euro, karty praw socjalnych itp.) rozpoczęły proces niesolidarnej integracji i uruchomiły zjawisko narastania wewnątrzunijnych egoizmów. 

Konkurs narodowych egoizmów i hamowanie posunięć integracyjnych jest przyczyną najpoważniejszych kryzysów Unii z kryzysem euro na czele. Na kontynencie już dawno Wielka Brytania straciła resztki sympatii. Jej „wyjątkowość” jedynie drażniła i przeszkadzała. Paradoksalnie dla Europy opuszczenie hamulcowego integracji jest szansą na lepszą i szybszą polityczną konsolidację, mimo, że nieco zaboli gospodarczo.

Najistotniejsze jednak jest to, że Królestwo znajduje się w stanie politycznego roztrzęsienia. Rozłazi się w szwach. Zamiast swojego słynnego pragmatyzmu prezentuje polityczną szarpaninę. Zamiast dialogu, cierpliwości, racjonalności są impulsy. Z neurotycznym krajem jakikolwiek racjonalny dialog jest w praktyce niemożliwy. 

Królestwo w ostatnich dwóch latach nie było w stanie sformułować koherentnej wizji post brexitowej. Londyn szarpiąc się między eurosceptykami a europrgamatykami nie wie czego chce. Brytyjska klasa polityczna cyklicznie się kompromituje. W polityce wewnętrznej i zewnętrznej.

Londyn oszalał, a Unia niewiele jest w stanie z tym zrobić. Może jedynie spokojnie czekać aż na Wyspy powróci rozsądek i pragmatyzm oraz zrozumienie, że Brexit to błąd. I zacznie się z tej koncepcji panicznie wycofywać.


Radosław Zapałowski


 


 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

qwerty 14.08.2018 10:45
Komentarz usunięty

dg 14.08.2018 06:49
ciekawe to od kiedy Wlochy sa panstwem baltyckim ;)

Reklama