Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Misja Abchazja

– W latach 90. i na początku lat 2000 jeździłam do Rosji i pisałam stamtąd reportaże. Zawsze ciągnęło mnie na Wschód. To jeden z tych kierunków, gdzie reporter wciąż może natknąć się na takie historie i opowieści, które sprawiają, że czytelnicy tracą oddech – mówi Anita Czupryn, jedna z trzech dziennikarek-podróżniczek tworzących projekt reporterski "Misja Abchazja", dokąd udadzą się już w sierpniu, aby "zebrać materiał do książki o tym fascynującym regionie i ludziach, którzy tam mieszkają".


Dlaczego Abchazja i dlaczego chcecie napisać o niej książkę? Jak zrodził się wasz pomysł?

Sara Komaiszko: Pomysł wziął się z mojego zamiłowania do podróży. Wymyśliłam sobie, że chciałabym zwiedzać kraje świata w porządku alfabetycznym. Abchazja jest pierwsza na liście. Dlaczego akurat książka? Marzy mi się tworzenie filmów dokumentalnych, ale to z pisaniem jestem związana odkąd pamiętam.

Anita Czupryn: W latach 90. i na początku lat 2000 jeździłam do Rosji i pisałam stamtąd reportaże. Zawsze ciągnęło mnie na Wschód. To jeden z tych kierunków, gdzie reporter wciąż może natknąć się na takie historie i opowieści, które sprawiają, że czytelnicy tracą oddech. Kiedy Sara zaproponowała mi wyprawę do Abchazji, odżył we mnie ten reporterski zew.

Velar Grant: Anita i Sara zaprosiły mnie do współpracy i nie mogłam się nie zgodzić, ponieważ „Misja Abchazja” to wyzwanie, a ja lubię wyzwania. Na Kaukazie nigdy nie byłam, więc nie wiem tak naprawdę, czego mam się spodziewać i to jest właśnie to, co najbardziej lubię w swojej pracy – skok na głęboką wodę.

Czym zajmujecie się na co dzień?

S.K.: Przyjechałam do Anglii w 2008 zaraz po maturze i moje początki to była prawdziwa szkoła przetrwania. Pracowałam w fabryce, w McDonaldzie, roznosiłam ulotki, byłam parkingową. Najboleśniej chyba wspominam pracę w drukarni, gdzie sklejałam podręczniki szkolne, podczas gdy wszyscy moi znajomi w Polsce rozpoczynali właśnie pierwszy rok studiów. Wkrótce jednak sama poszłam na studia i w 2013 zrobiłam licencjat z komunikacji na University of East London. Odbyłam też staż Public Relations w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. Od tamtej pory jestem związana z polskimi mediami na Wyspach. Pracowałam również przy promocji festiwali kulturalnych, obecnie jestem menadżerką mediów społecznościowych w globalnej korporacji oraz niezależną dziennikarką radiową, korespondentką dla dublińskiego radia Hello Irlandia.

A.C.: Od ponad 20 lat pracuję jako dziennikarka, od 10 związana jestem z dziennikiem “Polska The Times”, jestem też autorką książek z dziedziny literatury faktu. Uważam, że dziennikarstwo to najwspanialszy zawód na świecie i wciąż wierzę w jego misyjny charakter.

V.G.: Jako fotoreporter pracuję stosunkowo niedługo bo od 2011 roku. Zaczynałam po prostu od pasji fotografowania. Freelancerka daje mi swobodę, którą cenię najbardziej. Przez te osiem lat miałam okazję, żeby przyjrzeć się, na jakich zasadach działa branża fotoreporterska na Zachodzie.To po prostu survival, nawiasem mówiąc, najlepsza szkoła, w której byłam. Współpracowałam z różnymi agencjami, ale w 2015 wybrałam amerykańska agencję Zuma Press, gdzie pozostaję do dziś.

Jakie posiadacie wcześniejsze doświadczenia w tego typu wyprawach?

S.K.: To będzie moja pierwsza wyprawa reporterska. Nigdy wcześniej nie byłam na Kaukazie. Dwa lata temu razem z przyjaciółką odbyłam podróż do Indii, która miała charakter ,,pielgrzymki’’ po świętych, buddyjskich miejscach. Mimo że wielu znajomych przestrzegało nas, że może być to bardzo niebezpieczne, że dwie samotnie podróżujące dziewczyny na pewno zgwałcą i obrabują, nasza podróż była fantastyczna i poznałyśmy wielu życzliwych i pomocnych ludzi. Hindusi bardzo mnie urzekli. Z niektórymi z nich, jak na przykład rikszarzem z Varanasi, buddyjskim mnichem – tybetańskim uchodźcą lub młodym pilotem wycieczek z Bodhgaya do dziś jestem w kontakcie na Facebooku. Wysyłają mi wiadomości w stylu: ,,Budda Cię pozdrawia’’ albo ,,Droga Saro, moja przyjaciółko, niechaj Ty oraz cała Twoja rodzina ma dzisiaj wspaniały dzień’’.

A.C.: Z racji mojego zawodu wiele podróżowałam i zawsze z tych podróży przywoziłam reportaże, wywiady albo pisałam blogi. Tak było, kiedy jako korespondentka wojenna znalazłam się w Afganistanie, ale żeby tam pojechać musiałam przejść specjalny kurs prowadzony przez ekspertów z Ministerstwa Obrony Narodowej w Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych. To było fascynujące doświadczenie: uczyć się od najlepszych, jak przetrwać w trudnych warunkach, jak opanować stres i w każdej sytuacji zachować spokój, jak orientować się w nieznanym terenie, a także poznać granice własnej wytrzymałości psychicznej.

V.G.: Od 2012 roku na wyprawy jeżdżę sama. Praca fotoreportera, tak jak i reportera, jest specyficzna. Jesteśmy trochę jak samotne wilki, czasem wracamy do stada, ale na krótką chwilę. Każdy chce przecież iść swoim tropem. Jeżdżę więc sama, ale nigdy nie czuję się samotna. Moim ulubionym zakątkiem generalnie jest Azja. Kocham Nepal. W Himalajach mogę zaszyć się na miesiac i mieszkać z szerpami w ich wioskach, wysłuchując opowieści o górach, które uwielbiam, ponad morza i jeziora razem wzięte. Nigdy wcześniej nie współpracowałam z innymi reporterami czy fotografami, więc wyjazd do Abchazji w tak zacnym gronie to będzie na pewno nowe doświadczenie.

Czy wcześniej także wyjeżdżałyście wspólnie na inne wyprawy?

S. K.: W tym składzie jedziemy po raz pierwszy.

A.C.: Każda z nas zna się na swoim fachu. Sara ma niezwykły zmysł obserwacji, ogromne poczucie humoru i talent do pisania. Velar jest wspaniałą fotografką, uznaną na świecie. O sobie słyszę, że potrafię otwierać ludzi – mówią mi to, czego nikomu by nie powiedzieli. Przez kilka ostatnich miesięcy, w czasie których przygotowywałyśmy się – i wciąż przygotowujemy – do naszej wspólnej wyprawy, wykonałyśmy wspólnie ogromną pracę. Kiedy pracuje się razem, można się też dobrze poznać. Jestem spokojna o nasz team.

V.G.: Amen.

Skąd wzięły się wasze zainteresowania wyjazdami, dokąd już jeździłyście?

S. K.: Podróżowanie jest dla mnie jak oddychanie. To mój nałóg, pasja i pełnia szczęścia. Uważam, że jest to najlepsza metoda na poznawanie zarówno siebie jak i otaczającego mnie świata. Bycie ,,w podróży’’ to wyjątkowy stan, kiedy nabiera się dystansu do wszystkiego, rzeczy stają się mniej prawdziwe, bo mamy świadomość, że wszystko jest tylko ,,na chwilę’, przejściowe, a przez to wszystko bardziej przypomina sen lub film. To ja jestem jego reżyserem i jednocześnie aktorem odgrywającym główną rolę. I to ja decyduję, czy to, że samolot się spóźnia lub że w wegetariańskiej restauracji podali mi kurczaka, to jest komedia czy tragedia. Do tej pory zwiedziłam około trzydziestu krajów, głównie w Europie, ale również w Azji Południowej (Himalaje), Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.

A.C.: U mnie to się wzięło z książek, które czytałam nałogowo, odkąd skończyłam 5 lat i ze zwykłej ciekawości świata. Jakiś czas temu zadałam sobie pytanie: Co to znaczy dla mnie być szczęśliwą? Co sprawia, że jestem szczęśliwa? Odpowiedź pojawiła się sama: podróże. W podróży, czyli w stanie nie do końca oczywistym, jak nieoczywiste jest nasze życie, czuję się najpełniej. I wcale nie muszą to być podróże do dalekich krajów i nieodkrytych lądów. Najpiękniejsze moje wędrówki, to te, które toczą się na bocznym torze świata, z dala od autostrad. Tam dzieje się prawdziwe życie. Tydzień spędzony na tratwie na Biebrzy czy samotna piesza wyprawa wzdłuż rzeki Pilicy – świat na uboczu mieni się intensywnością takich kolorów, przygód niemożliwych i nieprzewidywalnych, które jednak się wydarzają. Mam też w sobie wewnętrzną potrzebę dzielenia się z innymi tym, co widzę, przeżywam, czego dotykam i doświadczam. Myślę, że to wielkie szczęście, kiedy człowiek odkryje, po co się urodził, co ma w tym życiu do zrobienia. Nigdy nie miałam wątpliwości, że tym czymś w moim życiu jest właśnie pisanie i podróżowanie. Wspaniale, że mogę to połączyć.

V.G. Wszystko zawdzięczam rodzicom. Nigdy nie narzucali mi swojego zdania tylko dawali wolną rękę. W domu się nie przelewało, ale rodzice wysyłali mnie na obozy wędrowne czy biwaki harcerskie od kiedy pamiętam. Nie miałam modnych ubrań czy zabawek, ale zawsze miałam ciekawe książki. To były moje okna na świat w podlaskiej wiosce, z której wyjechałam mając 19 lat. Od tamtej pory jestem nomadem z wyboru. Jak każdy z nas, mam swoją filozofię życia. Cenię przede wszystkim niezależność. Mogę spakować walizkę wieczorem i rano być na drugim końcu świata. Dla mnie to właśnie, a nie willa z basenem, jest szczytem luksusu. Mieszkałam w Belgii, Szwajcarii, Monte Carlo, Rosji. Z racji zawodu odwiedziłam wiele fantastycznych krajów jak Maroko, Zachodnia Sahara, Egipt, Izrael, Palestyna, Chiny, Mongolia, Laos, Kambodża, Tajlandia, Wietnam… że nie wspomnę już o Europie.

Dlaczego to robicie?

S.K.: Bo chcemy :)

A.C.: Bo możemy :)

V.G.: Bo potrafimy :)

Czy możecie polecić innym tego typu działalność i czy można ją nazwać charytatywną?

S.K.: „Misja Abchazja” to nie jest działalność charytatywna.To projekt reporterski. Jesteśmy dziennikarkami, które chcą opisać sytuację mieszkańców Abchazji. Nie jedziemy tam z misją charytatywną.

A.C.: Chcemy przybliżyć naszym czytelnikom świat, którego nie znają, niewiele o nim wiedzą, pokazać mieszkańców Kaukazu, ich kulturę, ich pragnienia, ich problemy.

V.G. Ale każda działalność charytatywna, jeżeli wynika ze szczerego serca, jest godna polecenia.

Jakie są wasze dalsze plany?

S.K.: Po powrocie z Abchazji planujemy wydać serię reportaży i fotoreportaży w książce-albumie.

A jakie są zatem wasze dalsze indywidualne plany?

S.K.: Będę dalej podróżować i pisać. Ale teraz projekt Abchazja jest najważniejszy.

A.C.: Misja Abchazja jest dla nas początkiem nowej przygody.

V.G.: Plany są zawsze, oby tylko starczyło sił na ich realizację.

W jaki sposób można śledzić waszą działalność?

S.K.: Jesteśmy obecne w mediach społecznościowych, na Facebooku, Instagramie. Wszystkie szczegóły o naszym projekcie można znaleźć na platformie crowdfundingowej PolakPotrafi: https://polakpotrafi.pl/projekt/misja-abchazja/. Tam również możecie wesprzeć nasz projekt finansowo. 


Rozmawiał Dariusz A. Zeller


 


 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama