Obrazy z USA, które świat zobaczył w zeszłym tygodniu były straszne. Dzieci odseparowane od rodziców i trzymane w klatkach przypomniały najczarniejsze czasy z historii świata. Porównania z nazistami, którzy dokonywali podobnych praktyk były zasadne. Ameryka moralnie zbankrutowała. 2 tys. osób zostało poddane praktykom, które Amnesty International uznał za formę tortur.
Rodzice byli deportowani bez swoich dzieci. American Academy of Pediatrics politykę Trumpa nazwał przemocą wobec dzieci. Prezydent USA pokazał brutalność dehumanizując ofiary i wpisując się w kulturę „my, oni” dzięki istnieniu której osiągnął wyborcze sukcesy. Nieludzka i niegodziwa polityka jest kolejnym krokiem na niepokojącej drodze Ameryki do autorytaryzmu. Zachodni świat zareagował. Szok, niedowierzanie, oburzenie i krytyka rozlały się po mediach tradycyjnych i społecznościowych. Organizacje pozarządowe pomagające migrantom i uchodźcom w krótkim czasie zebrały rekordowe datki. Dobrzy ludzie nie siedzieli cicho. Akademicy, dziennikarze, liderzy opinii, polityczne elity wywierały na administracji Trumpa potężną presję.
Nacisk globalnej opinii publicznej spowodował, że prezydent USA wycofał się ze swojej polityki „zero tolerancji”, ale katastrofa humanitarna już się dokonała.Psycholodzy mówią o traumach dzieci odbieranych swoim rodzicom. W zeszłym miesiącu ojciec odseparowany od swojej rodziny umieszczonej w innej klatce popełnił samobójstwo. Polityka wprowadzona w kwietniu przez prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa i przyjęta z entuzjazmem przez Trumpa każdego, kto przekracza granicę z USA nielegalnie łącznie z uchodźcami - traktuje jako przestępcę. Cele polityczne były dwa. Odstraszać potencjalnych migrantów i zdobyć punkty w swojej twardej bazie wyborczej.
Trump wpisał się tym samym w długą tradycję Ameryki, która jednocześnie została zbudowana przez emigrantów i prowadziła rasistowską politykę. Dzieci niewolników były sprzedawane innym właścicielom żeby rozbijać rodziny pracujące na plantacjach. Rdzenni Amerykanie również byli rozdzielani. Rodzice lądowali w rezerwatach, dzieci w instytucjach rządowych. Między 1882 a 1943 rokiem exclusion act uniemożliwiał chińskim Amerykanom korzystać w pełni praw obywatelskich. Immigration Act z 1985 zamykał granicę przed emigrantami.
Act of 1921 napisano, żeby uchronić USA przed „anormalnymi, brudnymi, nieamerykańskimi i niebezpiecznymi w swoich nawykach oraz zachowaniach” Żydami. Nie wszyscy byli zadowoleni, więc w 1924 przygotowano Johnson–Reed Act, ustawę, która zakazała wszystkim Azjatom wjazdu do USA. Celem było, jak to określił kongresman Albert Johnson, „utrzymywanie amerykańskich standardów na najwyższym poziomie - to znaczy na bazie ludzi, którzy się tu urodzili”.
Trump, oprócz barbarzyńskiej tradycji korzystał również ze zmiany w myśleniu amerykańskiego społeczeństwa. Jeśli zaraz po holokauście cywilizowany świat dokonywał rozliczeń ze swoją przeszłością, a jedną z miar instytucjonalnej dojrzałości społeczeństw i państw uznano zdolność do tego, żeby stanąć twarzą w twarz ze swoją winą, to w ostatnich dekadach doszło do przewartościowania w myśleniu.
Na zachodzie w latach 60. został wypracowany antyfaszystowski konsensus, kiedy zaczęły się rozliczenia z hitleryzmem w Niemczech oraz w innych krajach. Ukoronowaniem była lewicowa rewolta kulturowa. Wtedy to antyfaszyzm utwierdził się jako dyskurs dominujący, zaś rozpoznanie własnych win, często faszystowskich, stało się przepustką do klubu poważnej polityki. Dziś można obserwować rozprzestrzeniającą się od USA po Węgry, Polskę i ostatnio Włochy (które demonizują obywateli romskich) nacjonalistyczną, ksenofobiczną kontrrewolucję.
A Stany Zjednoczone stojące na czele „wolnego świata” przez lata będące źródłem demokratycznych i politycznych inspiracji stają się najbardziej barbarzyńskim państwem wśród krajów cywilizowanych.
Radosław Zapałowski
Napisz komentarz
Komentarze